
Po wstąpieniu Polski i wielu innych krajów dawnego sowieckiego bloku z dniem 01 maja 2004 roku do Unii Europejskiej, nastąpił strach wśród zachodnich rzemieślników, podchwycony przez polityków (szczególnie Francji) i wykorzystany do walki z projektem konstytucji europejskiej. Działanie to było na tyle skuteczne, że kilka państw, w tym Francja konstytucję tą odrzuciły, lecz hasło „polski hydraulik” było przez długi czas wykorzystywane nadal do walki z napływem taniej i bardzo fachowej siły roboczej z wyzwolonej od komunizmu Europy Wschodniej, a szczególnie z Polski.
Hasło to zostało już dawno zapomniane i to nie tylko z powodu zaniku masowej migracji zarobkowej z Polski na zachodnie rynki pracy, bo pracy u nas – szczególnie dla „złotych rączek” jest bardzo dużo, a przy tym już dobrze płatnej. Powodów jest kilka. Podstawowy jest taki, że Polska zrezygnowała z kształcenia „złotych rączek” i przerzuciła się na produkcję „białych kołnierzyków”.
Ten proces zaczął się od reformy szkolnictwa przeprowadzonej przez rząd Jerzego Buzka w 1999 roku (reforma ministra Handkego), która wprowadziła nową strukturę oświaty, a mianowicie:
Sześcioletnią szkołę zawodową
Trzyletnie gimnazjum
Trzyletnie liceum
Po skończeniu trzyletniego gimnazjum uczeń mógł kontynuować naukę w :
Trzyletnich liceach ogólnokształcących (LO)
Trzyletnich liceach profilowanych (LP)
Czteroletnich technikach zawodowych (TZ)
Dwu – trzyletnich zasadniczych szkołach zawodowych (ZSZ)
Absolwenci techników i liceów mogli przystąpić do egzaminów maturalnych po ukończeniu swoich szkół, a absolwenci ZSZ mogli to zrobić tylko po ukończeniu dwuletniego liceum ogólnokształcącego lub trzyletniego technikum uzupełniającego. Zwracam uwagę, że ta reforma oddaliła wszystkim młodym ludziom oczekiwany moment podjęcia pracy, a innym podjęcia studiów. Bardzo krytykowane były licea profilowane, które nie przygotowywały dobrze ani do studiów, ani do zawodu, a przy tym odciągały uczniów od prawdziwych szkół zawodowych.
Kolejna reforma szkolnictwa z dnia 1 września 2012 roku dobiła szkolnictwo zawodowe, bo zlikwidowała trzyletnie licea profilowane oraz dwuletnie uzupełniające licea ogólnokształcące, a także trzyletnie technika uzupełniające. Tym samym odcięła absolwentom zasadniczych szkół zawodowych możliwość podwyższania wykształcenia. To był gwóźdź do trumny szkolnictwa zawodowego.
Ustawą z dnia 1 września 2017 roku obecny rząd zjednoczonej prawicy naprawił ten błąd tworząc ośmioletnie szkoły podstawowe, przywracając czteroletnie licea i pięcioletnie technika, a zamiast zasadniczych szkół zawodowych wprowadził szkoły branżowe pierwszego stopnia. Wprowadził także szkoły branżowe drugiego stopnia dla absolwentów szkół branżowych pierwszego stopnia, po ukończeniu których uczniowie mogą przystępować do egzaminu maturalnego. To otwiera im możliwość studiowania na wyższych uczelniach.
Ta jedna z wielu przyczyn braku „złotych rączek” została usunięta, ale skutki poprzedniej polityki widoczne są nadal i mają silne korzenie w nabytych przez społeczeństwo modelach życia.
Kiedy pracowałem w kierownictwie Poczty Polskiej, to miałem wgląd w różnego rodzaju raporty. Jeden z nich wywołał moje zdziwienie, a mianowicie, że aż 23% listonoszy posiadało na początku XXI wieku wyższe wykształcenie, a siedmiu z nich miało tytuły doktora. Odpowiedzialny za usługi pocztowe mój kolega dyrektor wyjaśnił mi wówczas , że zarobki listonoszy są bardzo atrakcyjne ze względu na otrzymywane „podziękowania” za dostarczane emerytury i renty.
Dzisiaj Poczta Polska S.A. ma poważne problemy z naborem na te stanowiska pracy, no bo m. innymi emerytury i renty wpłacane są na konta bankowe.
Po tamtych doświadczeniach już nie dziwi mnie fakt, że paczki przywozi nam kurier z wyższym wykształceniem humanistycznym. Nie budzi też mojego zdziwienia, że 50-letni dziś malarz budowlany o bardzo dużym wzięciu (bo jest bardzo dobry i solidny) skończył UW, a przekwalifikował się kilkanaście lat wcześniej bo był bezrobotny. Jak sam opowiedział: Przez dwa miesiące chodziłem pomagać (prawie za darmo) w pracach malarskich mojemu sąsiadowi. Kiedy uznałem, że poradzę sobie sam, otworzyłem własną działalność gospodarczą i dziś zarabiam na czysto 500 zł dziennie.
Właśnie zamówiliśmy sobie u niego usługę odnowienia kilku pokoi. Przyjedzie do nas dopiero za dwa tygodnie. Czekamy cierpliwie, bo warto, bo innych możliwości (bez ryzyka) nie ma.
Mówiąc o ryzyku mam na myśli taką sytuację, że przez telefon zamówimy usługę przekwalifikowanego humanisty, który bez zawodowego wykształcenia i bez stosownej praktyki wykona nam usługę, a za kilka miesięcy (czasem tygodni) ujawnią się fatalne skutki jej jakości (np. pękająca i odpadająca farba).
Przyzwyczailiśmy się do tego, że elektryk po zakończeniu swojej roboty elektrycznej zostawia odkryte bruzdy z kablem w ścianie mówiąc : to robota dla malarza.
Przyzwyczailiśmy się, że rzemieślnik, który przyjeżdża do niepracującej pralki stwierdza, że pralka jest dobra. To zawór odcinający wodę do pralki jest zepsuty i trzeba go wymienić, ale to jest robota dla hydraulika. Bierze 100 złotych za ekspertyzę i odjeżdża. Taki przypadek miała np. moja sąsiadka.
Musiałem jej wymienić ten zawór, bo hydraulicy odmawiają takich drobnych usług, no bo teraz pracują u deweloperów na bardzo intratnych kontraktach, podobnie jak malarze, a nawet elektrycy i zarabiają 500 – 1000 zł dziennie. Odmawiają, bo za wymianę zaworu nikt mu takiej, a nawet zbliżonej kwoty nie zapłaci, a stracić musi (licząc oględziny, zakup materiału, dojazdy) też prawie cały dzień.
Za komuny i w okresie przejściowym po jej upadku, obowiązywała następująca filozofia:
Nie masz pieniędzy na opłacenie fachowców, to sam musisz sobie poradzić z problemem.
Trzeba przyznać, że komunistyczna oświata wspomagała taką filozofię życia. Jak patrzę na swoje świadectwa ze szkoły podstawowej, to na wszystkich jest przedmiot prace ręczne. Pamiętam, że jesienią wykonywaliśmy, pod okiem nauczyciela, karmiki dla ptaków na zimę. Dziewczyny w tym czasie wykonywały na drutach szaliki wełniane i rękawiczki jednopalcowe. Przed świętami Bożego Narodzenia wszystkie dzieci wykonywały stroiki na choinki świąteczne. Szczególnie miło wspominam plecione z krepiny (marszczony kolorowy papier) łańcuchy. Na wiosnę robiliśmy domki lęgowe dla ptaków, a na lato zabawki typu machający skrzydłami motylek lub kiwający głową konik. Takie zabawki można jeszcze spotkać na wiejskich odpustach.
Jak już wspomniałem, za komuny były trudne czasy, także dla dzieci i młodzieży. Taka sytuacja powodowała, że w większości rodzin, dzieci i młodzież nie dostawała za darmo (jak to jest obecnie) kieszonkowego od rodziców. Na przykład: mój ojciec dorabiał po pracy państwowej jako dekarz i jak chciałem mieć własne pieniądze, to musiałem mu pomagać w takiej pracy, lub wykonywać określone przez niego zadania: np. przewiezienie węgla z ulicy do komórki lub naprawa drewnianego ogrodzenia.
No i większość mężczyzn sobie radziła. Jak mężczyzna nie umiał spawać, to znał kilku kolegów, którzy umieli to robić i za niewielki koszt „dał na piwo” bądź „postawił” i miał pospawane. Jak ci syn wybił szybę w oknie, grając z kolegami na podwórku w piłkę, to brałeś wymiar otworu okiennego i u pobliskiego szklarza otrzymywałeś przyciętą na wymiar szybę. Sam ją wprawiałeś mocując małymi gwoździkami do ramy okiennej i zabezpieczając przed penetracją wody i powietrza kitem. Jak mi ośka od taczki budowlanej zużyła się i koło latało wprowadzając taczkę w stan niebezpiecznie chybotliwy, to ją wymontowałem i zaniosłem do pobliskiego warsztatu mechanicznego (w latach 70-tych i 80-tych było ich bardzo dużo), gdzie za niewielkie pieniądze wytoczono mi z pręta nową ośkę pod wymiar piasty w kole. Dzisiaj nikt takimi sprawami nie zaprząta sobie głowy, bo są w sklepach do wyboru piasty w kilku wymiarach, a także kilka rodzajów kół i to bardzo tanich, bo produkowanych w krajach azjatyckich.
Jak ci się stępiły noże, to miałeś w domu osełkę i mogłeś je bardzo łatwo naostrzyć. A jak ci się nie chciało, to raz na miesiąc przechodził twoją ulicą facet z kołowrotkową ostrzałką na ramieniu lub adaptowanym do tego celu rowerem, krzycząc:
Noże ostrzymy! Nożyczkom przywracamy życie! I czynił to za drobne pieniądze.
Dzisiaj noży i nożyczek już nie ostrzymy. Jak się stępią, to wyrzucamy i kupujemy nowe, bo są tanie i w każdym sklepie dostępne. Dziś nie kleimy dętki rowerowej, bo to się nie opłaca, ale basen wodny tak.
Znam kilku facetów, którzy wybudowali swoje skromne domki systemem gospodarczym. Ja też. Budowałem swój dom dwanaście lat, ale pobudowałem. Jest bardzo solidny, bo nie znoszę bylejakości i tani, bo budowałem go z resztkowych materiałów kupowanych z zakończonych budów.
Dzisiaj obowiązuje inna filozofia:
Po co ci umiejętności rzemieślnicze? Po co masz się męczyć, brudzić ręce i narażać się na rodzinną krytykę jakości Twoich wysiłków. Wystarczy, że będziesz mieć pieniądze, a kupisz każdą usługę.
Ten zachodni model życia już się rozpanoszył także w Polsce. Tylko co będzie jak Ukraińcy wrócą do domu, a ci którzy zostaną w Polsce zestarzeją się? No bo na ich dzieci nie ma co liczyć. Na fali zachodniej mody one też przejdą do „białych kołnierzyków”.
Odpowiadam: każda usługa rzemieślnicza będzie jeszcze bardziej droga niż jest i trudno osiągalna w krótkim, dla nas oczekiwanym czasie, chyba że:
Przywrócimy roboty ręczne w szkołach podstawowych, a w szkołach średnich wprowadzimy chociaż jedną godzinę podstawowej wiedzy rzemieślniczej.
Przywrócimy szacunek do pracy fizycznej nie tylko w mediach, ale w polityce państwa.
Władze naszego państwa nie ograniczą się tylko do reformy struktury szkolnictwa dokonanej z dniem 01 września 2017 roku, lecz w sposób trwały (instytucjonalny) będą reagować na zmieniające się oczekiwania rynku usług rzemieślniczych.
Do realizacji punktu pierwszego potrzebna jest jedna pracownia techniczna w każdej szkole. Jestem przekonany, że jej wyposażenie będzie troską rodziców, bo jaki rodzic nie będzie zainteresowany przystosowaniem swojego dziecka do potrzeb życiowych. Wiedza rzemieślnicza jest niezbędna nie tylko do samego wykonania, ale do diagnozy potrzeb, do oceny jakości świadczonych nam usług, do właściwej eksploatacji urządzeń domowych, a nawet całych domów. Jak sobie poradzi użytkownik inteligentnego domu skoro nie radzi sobie z właściwą eksploatacją zwykłego pieca węglowego lub gazowego (zatrucia tlenkiem węgla, pożary)?
Do realizacji punktu drugiego potrzebna jest nam wiedza, że w okresie transformacji ustrojowej państwa polskiego wahadło zegara przemian zostało bezmyślnie przechylone z jednej skrajnej pozycji w drugą skrajną. Komuniści swoją władzę określali jako władzę ludową lub władzę robotników i chłopów. Z uporem godnym innej sprawy, twierdzili tak mimo, że robotnicy i chłopi stali się tej władzy najzacieklejszymi wrogami. Oni nadal tworzyli fałszywe obrazy przekonujące o prawdziwości tych kojarzeń. Po upadku komuny, w okresie transformacji ustrojowej, tworzyliśmy i tworzymy nadal przekonanie, że nowoczesność i przyszłość, to praca przy komputerach, praca z wykorzystaniem robotów, smartfonów, praca one lin, praca w wielkich ośrodkach badawczych, kosmiczna technologia itd. itp. , a tu nagle pękł kafelek na ścianie w łazience i od dwóch miesięcy bezskutecznie szukamy rzemieślnika, który chętnie i za rozsądną cenę, ten kafelek usunie i wstawi nowy.
Okazało się, że dobrzy rzemieślnicy są nadal bardzo potrzebni, a szczególnie złote rączki, no bo np. od dłuższego czasu mamy problem ze źle zamykającymi się drzwiami (mamy zawiasy regulowane i nawet jak mamy tego świadomość, to nie wiemy co z tym zrobić), no bo jedno gniazdko elektryczne wyszło z gniazda, a my nie wiemy jak go tam z powrotem zamocować, bo zamek przy furtce tak ciężko chodzi, że już nawet furtki nie używamy, tylko otwieramy przy pomocy pilota bramę główną.
To są przykłady podpatrzone przeze mnie, a nie wymyślone. Takie problemy będą narastać jeżeli nie zaczniemy budować właściwej wiedzy, a także sprawności technicznej naszego społeczeństwa.
Z powyższych powodów musimy realizować także warunek trzeci, a to oznacza, że nie możemy poprzestać na reformie szkolnictwa zawodowego dokonanego za pomocą ustawy z dnia 01 grudnia 2017 roku, bo jedne problemy wraz z rozwojem cywilizacji zmieniają się, inne rosną na znaczeniu, niektóre zanikają, a jeszcze inne wyskakują nagle i nas zaskakują, bo nie mamy o nich żadnej wiedzy jak np. zdalne (radiowe) odczyty liczników wody, gazu, energii elektrycznej o czym napisałem w tym numerze Samorządności, ale w innym artykule.
Stwierdzam, że zachodzi konieczność stałego monitorowania usług rzemieślniczych tak co do ich rodzajów, wielkości potrzeb, przewidywanych zmian – by odpowiednio dostosowywać bazę szkoleniową, a także przepisy regulujące usługi i rynek usług. Zmiany muszą odpowiadać nie tylko aktualnym potrzebom, ale także przyszłościowym. Zwracam przy okazji uwagę osób, w naszym państwie odpowiedzialnych za bezpieczeństwo militarne, że swoje sukcesy na froncie wojennym z Rosją, zawdzięcza Ukraina także ichniejszym „złotym rączkom”. W raportach wojennych z Ukrainy widzimy, słyszymy i czytamy, że porzucony przez Rosjan sprzęt wojskowy Ukraińcy błyskawicznie naprawiają (nie wożąc go do baz naprawczych) w warunkach polowych i używają go przeciw ich byłym właścicielom. Widzimy także ich zaradność i operatywność w radzeniu sobie z trudnościami (także technicznymi) w warunkach frontowych.
Proszę sobie teraz wyobrazić naszych ewentualnych obrońców (nie mówię tu o wojsku) w sytuacji podobnej do ukraińskiej, którzy mają niechęć do wysiłku fizycznego, wstręt do brudnych prac i potrafią obsługiwać ( przyznaję, że bardzo sprawnie) jedynie sprzęt elektroniczny. Przecież smartfonem niczego nie zbudują, ani niczego nie naprawią, a już na pewno wroga nie unieszkodliwią, tym bardziej, że techniki wyłączające telefony komórkowe są wojskowym znane i często przez nich używane.
Stanisław Piecyk
Artykuł ukazał się w 72 numerze (listopad 2022) gazety Samorządność.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie