Reklama

Muzycy i polityka

Mówiono o nim, że „wygrał Polskę na fortepianie”. Niewielka była w tym przesada. Był wielkim pianistą, ale też kimś więcej. Bodaj jako pierwszy w dziejach muzyki wszedł do świata pop-kultury, choć w czasach kiedy żył nikt szczęśliwie nie słyszał o hard-rocku ani nawet heavy-metalu. Podbił Amerykę totalnie. Stany Zjednoczone leżały mu u stop. Na jego koncertach były tłumy, a kobiety histerycznie piszczały lub mdlały, niczym na tournee „chłopców z Liverpoolu” w USA dobre pół wieku później. Tak, on bodaj jako pierwszy artysta w historii najnowszej stał się prawdziwym celebrytą. Prawdziwym, a nie współczesnym tandeciarzem. Ignacy Jan Paderewski. Osobiście miał przekonać prezydenta USA Woodrowa Wilsona do deklaracji gwarantującej Polsce niepodległość. To on w wielkiej mierze zapewnił możliwość wcielenia do polskiej armii tysięcy rodaków „zza Wielkiej Wody” - administracja w Waszyngtonie wręcz w tym pomagała, a nie przeszkadzała. Na koncertach w Stanach grał „Mazurka Dąbrowskiego”, a publika szalała. A przecież nie mniejsze wrażenie wywoływał we własnej Ojczyźnie. Zwycięskie Powstanie Wielkopolskie zaczęło się od manifestacji na jego cześć, zaraz po jego przyjeździe do Poznania.

Myśleliście, że będę pisał o Bono? Ha, ha. Wolę pisać o wielkim Paderewskim. Człowieku, który został premierem Rzeczypospolitej na progu II RP. Cóż, był z pewnością lepszym pianistą niż politykiem - ale przede wszystkim był narodowym i międzynarodowym autorytetem. Miał głównie rękę do fortepianu, mniej do realnego rządzenia. Posiedzenia Rady Ministrów pod jego przewodnictwem odbywały się, bywało, w jego warszawskim mieszkaniu - gdy się panowie politycy zasiedzieli wkraczała pani Paderewska i rząd szybko musiał się ewakuować. To nie żart. Cóż, kobiety jak widać miały wpływ na polską politykę. Nie tylko dlatego, że jako jeden z pierwszych (!) krajów Europy Rzeczpospolita przyznała damom prawa wyborcze. Hmm, 27 lat - tak, tak- przed Francją. Chyba i Francuzi i Francuzki wolą o tym nie pamiętać. A powinni, choćby po to, żeby nas nie pouczać, a czasem nawet, żeby skorzystać z prawa „siedzenia cicho”, jak to w naszym kontekście ujął ich prezydent Jacques Chirac. Taki był z niego Kuba!

Myśleliście, że będę pisał o Bono? Ha, dobrze myśleliście! Patrzę na fotografię- irlandzkiego muzyka walczącego o prawa człowieka z innymi rycerzami praw człowieka i mniejszości: Władimirem Putinem i Dmitrijem Miedwiediewem. Tak, godne to towarzystwo. Czy celebryta z Irlandii porozmawiał ze swoimi rosyjskimi partnerami o morderstwach politycznych w „Rossiji”? Co, czasu zabrakło. A może „czaju”, skoro czytam tytuły o „Herbatce Bono z Miedwiediewem”. A może odwagi? Polskę łatwiej kopnąć w myśl zasady „odwaga staniała, rozum podrożał” (Adam Ważyk)- Moskwę jakoś tak, jakby to powiedzieć, trudniej.

Wszak bądźmy sprawiedliwi. Bono lubi grzać się w blasku każdej władzy, o ile jest to władza państwa powyżej 80 milionów mieszkańców. Fotki
z Frau Merkel też obiegły świat. Mr Bono pewnie wspomniał pani kanclerz o Jugendamtach i zabieraniu dzieci cudzoziemskim rodzicom przez niemieckie państwo.

Pan Bono („jaki Pan taki kram”) to, jak to mówią, u nas w Polszcze, „ cwana gapa”. Jego fundacja ONE na bezpośrednią pomoc dla biednych w Afryce przeznaczyła 118 tysięcy funtów, a na płace dla uprzywilejowanych, którzy tam pracują 5,1 miliona funtów czyli 40 razy więcej! W Polsce za taki numer powieźliby gościa – mimo, że artysta – na taczkach, ale na Wyspach pan B. ma status Owsiaka w Polsce czyli wszystko mu wolno. Tyle, że ochroniarze zatrudnieni przez Owsiaka używając przemocy wyrzucają dziennikarzy z jego konferencji prasowych (jak śmią zadąć niewygodne pytania), a Bono - wręcz przeciwnie : żurnaliści dostają od niego prezenty. Nie wszyscy to doceniają, bo niektórzy jednak poinformowali o tym opinie publiczna. A głodni na „Czarnym Lądzie”? Cóż, zawsze można posłuchać, fajnych przecież, piosenek Bono. Strawa duchowa też wszak ważna...

Irlandczyk ostatnio, jako znany ekspert od polityki, komentował sytuację w Polsce. Pomyślałem wtedy o … Mikołaju Reju. Tym z XVI wieku, co pisał, iż „Polacy nie gęsi, wżdy swój język mają”. Bo Bono nie używa „Gaeilc” (czyli języka jego ojczyzny). Wielu rodaków Bono również. A może jednak warto się nauczyć własnej mowy, a nie jechać po tych, którzy język ojczysty w ciężkim boju obronili i bronią własnych tradycji? Ucz się, Bono, ucz.

*Tekst ukazał się w tygodniku „Wprost” (14.08.2017)

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do