
Z Robertem Zalihhovem z Klubu Możliwości rozmawia Łukasz Perzyna
- Kiedy odwiedziłem Święcice, tymczasowy dom, jaki stworzyliście dla uchodźców, widziałem tam wiele zadowolonych twarzy. Zadowolonych, bo szczęśliwych oczywiście nie, skoro doskwiera niepokój o los najbliższych w ojczyźnie i stan własnych domostw. Jak szybko zamierzony efekt udało się Wam osiągnąć?
- Pracę nad przywracaniem ośrodka do stanu użytkowego zaczęliśmy pod koniec marca. Na początku kwietnia mieliśmy już pierwszych gości.
- Wcześniej tam był hotel i ośrodek seniora, ale w pandemii stał pusty?
- Trzeba było sporo trudu sobie zadać, żeby go zagospodarować.
- Skąd środki?
- Co do zasady, dużą rolę odegrali wolontariusze i obecny dzierżawca obiektu, pani Beata Bialic-Smykała, która uwierzyła w ten projekt. To pozwoliło na wykonanie wielu niezbędnych prac, zanim dotarły środki od gminy i fundatorów.
- Z samorządem od początku współpracowaliście przy tym zamierzeniu?
- Wiele zawdzięczamy kontaktom z samorządowcami. To od starosty powiatu warszawskiego zachodniego Jana Żychlińskiego dowiedzieliśmy się o możliwości pozyskania ośrodka. Jemu zawdzięczamy, że ten dom dla naszych gości istnieje.
- Pamiętam hasło samorządowców niezależnych: "Łączymy ludzi". Jak rozumiem teraz się sprawdziło, bez zbudowania łańcucha ludzi dobrej woli nie udałoby się znalezienie dachu nad głową dla uchodźców?
- Pomysł powołania ośrodka zrodził się błyskawicznie i niespodziewanie. Staraliśmy się liczyć z siłami. Najważniejsze w takich wypadkach, to dać ludziom wiarę. Nie wolno natomiast stwarzać takich nadziei, których się nie spełni.
- Jak się zrodziła ta idea domu dla uchodźców?
- Przyszedł z nią do mnie mój wychowawca z bursy z licealnych czasów pan Witalij Wowk, z pochodzenia Ukrainiec. Człowiek, któremu wiele zawdzięczam. Zajmował się mną kiedy przyjechałem do Polski z Uzbekistanu i miałem 15-16 lat. I teraz również on podał nam konkretny pomysł. Oczywiście wcześniej pomagaliśmy już uchodźcom, wspieraliśmy ośrodki dla nich na Ochocie i w Serocku, ale one były zarządzane przez gminę. Gmina ma na to specjalistów i środki.
- A Wy?
- Pomysł Święcic był nowy. Wymagał energii i poświecenia. Mój dawny wychowawca Witalij Wowk, tak jak Pan to ujął, poprosił nas o pomoc... w łączeniu ludzi. Jego koleżanka przed laty wyemigrowała na Zachód. Pracowała w branży ubezpieczeniowej w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Wraz z przyjaciółmi mieli takie marzenie, żeby pomóc swoim rodakom, uchodźcom. Fundatorzy z Firmy Insurance Supermarket wkrótce przyjechali do Polski. Wszyscy już pilnowaliśmy od tego momentu, aby znaleźć miejsce odpowiednie: takie, które stałoby się drugim domem. A nie zwykłym ośrodkiem dla uchodźców.
- Rzeczywiście, jeszcze w latach 90. kiedy pojawili się u nas uchodźcy wojenni z b. Jugosławii i państw III Świata filmowałem dla "Wiadomości TVP" ośrodek pod Nadarzynem, on bardziej przypominał, pomimo starań naszej obsługi, osławione "Heimy" dla azylantów w Niemczech, bezosobowe obozy uchodźcze?
- Nasze Święcice stały się tymczasowym przynajmniej domem dla 300 osób.
- I nie ma tam restrykcji, każdy może przyjść i wyjść, kiedy chce?
- Oczywiście obowiązuje cisza nocna, między godz. 22 a szóstą rano, ale w budynku mieszka tyle dzieci, że objaśnianie, po co ona, uznać można za zbędne. Jeśli ktoś pracuje i musi wyjść wcześniej, nie ma problemu, podobnie jak z tym, żeby później wrócić. Obowiązku pracy oczywiście też nie ma. Ale sąsiedzi ośrodka chętnie zatrudniali naszych Ukraińców przy rozmaitych pracach. Łańcuch ludzi dobrej woli, to Pan powiedział... Potwierdzę raz jeszcze, że restrykcji nie ma, chociaż nie jest to oczywiście ośrodek hotelowy z obsługą i recepcją. Każdy ma prywatną przestrzeń. Nie ingerujemy w nią. Za drzwiami pokoi... ludzie mają swoje nowe życie.
- Potwierdziliście, że nazwa Waszego Klubu Możliwości nie jest przypadkowa?
- Klub skupił młodych ludzi, którzy do Polski przyjechali jako do Ojczyzny swoich przodków. Zaczęliśmy wymieniać się doświadczeniami i kontaktami a potem pomagać innym, tym co przybyli już po nas.
- Również pojęcie Wspólnoty zaktualizowało się po 24 lutego br?
- Nie ukrywam, że inspiracją dla Klubu Możliwości stały się działania Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej i Korporacji Akademickiej Arkonia. MWS pokazała nam drogę do tworzenia wspólnoty ludzi, których łączy historia, ale przy współczesnych zadaniach wciąż trzymają się razem, wyznaczają dobre cele. Ich środowisko żyje cały czas: czy są wybory, czy ich nie ma. Z Arkonii z kolei zaczerpnęliśmy kwestie związane z rozwojem i kształtowanie w ramach pracy organicznej. U nas w Klubie Możliwości ludzi łączy wspólna historia przodków, co zostali wywiezieni na Wschód, wspólne poszukiwanie mieszkań i pracy a z czasem spotkania na które zapraszamy ludzi mądrzejszych od nas, dzielących się z nami doświadczeniami.
- Pan przyjechał do Polski...
- ...z Uzbekistanu, z daleka, w 2013 roku. We wrześniu do szkoły, do liceum. Do kraju przodków. Dla mnie i przyjaciół z Klubu Możliwości pozostaje oczywiste, że pomagamy ludziom, którzy podążają tą samą drogą... To doświadczenie jest przekazywane dalej.
- Z łańcuchem darczyńców aż za Oceanem?
- Format współpracy jest taki, że osoby z emigracji ukraińskiej, czasem już urodzone w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych same ofiarują środki albo je zbierają. Podobnie jak osoby urodzone na Wschodzie łączą się dla wspólnych działań w Polsce. Emigranci za Oceanem szukali sposobu jak wesprzeć uciekających przed wojną rodaków poprzez prywatne datki od ludzi i kwoty od partnerów biznesowych. W nas znaleźli potrzebne ogniwo. Stworzyliśmy razem wspólnotę ludzi, którzy nie są obojętni w danej sprawie.
- Czy jest Pan spokojny o przyszłość tych wspólnych przedsięwzięć?
- Niestety, czujemy się, jeśli tak rzec można, chronieni przed rządzących przed wiedzą o tym, co przyszłości dotyczy. Trudno w tej sytuacji podobne deklaracje składać, chociaż oczywiście robimy swoje i zamierzamy to kontynuować. Z napływających do nas doniesień wiemy, że sporo ośrodków się zamyka, bo traci finansowanie. Mówi się o odmiennych regułach przyjmowania ludzi do ośrodków. O nowych wytycznych, że kto nie pasuje, niech sam sobie radzi... Dla nas przyszłe reguły gry okazują się ważne, jeśli chcemy planować działania nie do jutra tylko, ale choćby na następne pół roku... Narastająca niepewność niepokoi nas, współpracujących z nami wolontariuszy a przede wszystkim naszych gości.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie