Reklama

Dyplomatyczne 100 dni prezydenta Andrzeja Dudy – rozmowa z Andrzejem Kostarczykiem

Paweł Dąbrowski: Poznaliśmy już plany prezydenta Andrzeja Dudy na najbliższe tygodnie. Co z nich wynika?

Andrzej Kostarczyk: Plany wizyt prezydenta Andrzeja Dudy w pierwszych 100 dniach urzędowania trzeba czytać w dwu perspektywach: zapowiedzi wyborczych i realnej polityki. W pierwszym planie wyraźnie widać, że dla Prezydenta, przynajmniej w dziedzinie polityki zagranicznej, czas kampanii politycznej się skończył. Można o tym wnioskować zarówno na podstawie semantycznej zmiany akcentów orędzia i ostatnich wypowiedzi ministra Szczerskiego, jak i przejęcia kalendarza wizyt pozostawionego mu przez prezydenta Komorowskiego. Nowy ton kancelarii Prezydenta, to odejście od ostrej krytyki poprzedniej ekipy, której PiS zarzucał płynięcie w głównym nurcie i niewystarczającą obronę polskich interesów. W miejsce tych sformułowań pojawiły się już bardziej wyważone frazy o potrzebie współtworzenia głównego nurtu polityki europejskiej i wnoszenia do niej polskiego punktu widzenia.

Prezydent Duda przejął niemal cały program wizyt zagranicznych przygotowany przez kancelarię ustępującego Prezydenta. To dobrze, bo w dziedzinie polityki zagranicznej kontynuacja jest wartością. Zostanie to dobrze odebrane przez naszych partnerów, których wybory prezydenckie w Polsce wprawiły w stan lekkiego zdenerwowania. Jak zostanie to przyjęte w środowisku, z którego wywodzi się Prezydent, jest kwestią otwartą. PiS ma jeszcze przed sobą kampanię parlamentarną, a ta, jak wiadomo, rządzi się swoimi regułami. Trudniej będzie jednak PiS-owi eksponować w kampanii błędy prezydenta Komorowskiego, skoro jego następca bardzo zmoderował język i nie przejawia ochoty do wprowadzenia spektakularnych zmian.

P.D.:Zamykając sezon wyborczej rywalizacji, Prezydent Duda wszedł w sferę realnej polityki. Jakie stawia przed sobą cele? 

A.K.: Dwa główne to objęcie przewodnictwa w regionie państw wschodniej flanki UE i NATO oraz zwiększenie jego bezpieczeństwa wobec agresywnych poczynań Rosji. Będzie musiał pokonać te same przeszkody, które napotykał prezydent Komorowski, próbując osiągnąć - z umiarkowanym powodzeniem – identyczne cele. Idzie oczywiście o niechęć Zachodu do eskalacji konfliktu z Rosją i niewielką gotowość wschodnich państw Unii – co widać na przykładzie grupy Wyszehradzkiej – do bardziej zintegrowanego współdziałania i akceptacji wiodącej roli Polski w regionie.

Choć oczywistym interesem Polski jest, aby Prezydent Duda osiągnął swój cel, szanse na to są niewielkie. Jest mało prawdopodobne, aby szczyt NATO w Warszawie dodał do ustaleń z Newport nowe, istotne elementy, zwłaszcza instalację trwałej infrastruktury militarnej w Polsce. Nie stanie się tak z pewnością w ostatnim roku kadencji prezydenta Obamy, zwłaszcza że – jak pamiętamy - Amerykanie już zobowiązali się do 2018 roku wybudować bazy systemu antyrakietowego w Polsce. Wątpliwe, czy zechcą drażnić Moskwę dodatkową obecnością NATO. Administracja Obamy uznała, że szpica załatwiła problem zwiększenia bezpieczeństwa regionu, a największe państwa NATO też podzielają to stanowisko. Jeśli konflikt na Ukrainie nie przekształci się w otwartą wojnę, wysiłki prezydenta Dudy rozbiją się o mur niechęci sojuszników.

P.D.: Od lat polscy politycy próbują kreować nas jako lidera w europie środkowo-wschodniej. Jednak efektów naszej dyplomacji albo brak albo są lekko mówiąc niezadowalające. Czy za prezydentury Andrzeja Dudy możemy spodziewać się bliższej kooperacji państwa tej części europy?

A.K.: Dla wszystkich rządów III RP, państwa środkowo-wschodniej Europy stanowią krąg szczególnego zainteresowania. Jest to jednak obszar niejednorodny. Sporo tli się w nim jeszcze historycznych antagonizmów. Poszczególne państwa chętniej ze sobą konkurują niż kooperują. Wyszehrad dawał nam więcej powodów do rozczarowań niż satysfakcji, Jedno jest wszak dla tych państw wspólne – orientacja na Berlin i Brukselę. Polska przedstawia sobą zbyt mały potencjał gospodarczy, aby stać się dla tego regionu głównym punktem odniesienia. Państw tych nie zespala także poczucie równie wysokiego stopnia zagrożenia działaniami Federacji Rosyjskiej. Na te zagrożenia wyczulone są najbardziej kraje bałtyckie i Rumunia. Prezydent Duda, wybierając na miejsca swoich pierwszych wizyt Tallin i Bukareszt, wysyła jasny sygnał Putinowi – Polska nadal będzie stanowczo przeciwstawiać się neoimperialnym planom Moskwy. Oba te spotkania nie powinny stanowić zaskoczenia. Zostały już wcześniej omówione przez prezydenta Komorowskiego z prezydentami Ilvesem i Iohannisem, z którymi utrzymywał on świetne stosunki. Prezydentowi Dudzie pozostanie przekonanie do wspólnego działania Czechy i Węgry, lecz ani Milosz Zeman, ani Wiktor Orban nie będą dla niego łatwymi partnerami. Dobre stosunki z Putinem są dla nich zbyt ważne.

P.D.: W programie nowego Prezydenta zastanawia komentatorów brak Wilna i Kijowa...

A.K.: Jeśli chodzi o Wilno, przesłanie jest czytelne. Ostatnia wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego na Litwie była wielkim dla niego rozczarowaniem. Litwini powinni przemyśleć swoje relacje z Polską, a zwłaszcza politykę w stosunku do polskiej mniejszości. Jeśli to nie nastąpi, nasze wzajemne stosunki będą przyjazne, ale chłodne. Inny ciężar gatunkowy stanowi Ukraina. PiS zdecydowanie krytykował niewystarczającą, ich zdaniem, aktywność naszej polityki wschodniej, podając jako przykład nieobecność Polski w formacie Normandzkim. Prezydent Duda będzie miał świetną okazję, aby ten deficyt uzupełnić. Dobrze się stało, że nie podejmuje działań pośpiesznych i bierze czas do namysłu. Jest to kierunek niezwykle trudny, wymagający zarówno odpowiedzialności jak i inwencji. Wkrótce Prezydent przekona się, że rząd Tuska nie uczestnicząc w rozmowach Mińsk II oddał mu przysługę, zwalniając Polskę od odpowiedzialności za ten wymuszony i niezbyt owocny akt europejskiej dyplomacji. Duda ma teraz szerokie pole do wykazania aktywności i kreatywności.

P.D.: Najczęściej zadawano Prezydentowi Dudzie pytanie o wizję jego stosunków z Niemcami. Co może przynieść nowa prezydentura w stosunkach polsko-niemieckich?

A.K.: Budziły one, i nadal budzą, najwięcej wątpliwości. Jego szybko zaplanowana wizyta w Berlinie, zaraz po spotkaniu tallińskim, tych wątpliwości wprawdzie nie rozwiewa, ale przynajmniej łagodzi. Spuścizna prezydenta Lecha Kaczyńskiego w odniesieniu do Niemiec, jest dla nowego Prezydenta, uznającego się za jego ucznia, niezbyt korzystna. PiS przy każdej okazji wypominał Tuskowi jego rzekomy serwilizm w stosunku do kanclerz Merkel. Te słowa są w Berlinie dobrze pamiętane. Od tego, z czym wyjedzie ze stolicy Niemiec Andrzej Duda, w wielkim stopniu zależeć będzie powodzenie jego unijnej dyplomacji. I właśnie tu, na terenie Unii – obszaru dla nas priorytetowego – unosi się nad planami Prezydenta najwięcej znaków zapytania. Nieustalenie spotkania z przewodniczącym Rady Europy Donaldem Tuskiem, można tłumaczyć niechęcią Andrzeja Dudy do zadrażniania stosunków z Jarosławem Kaczyńskim. Biorąc pod uwagę kontekst personalny, ta wstrzemięźliwość jest zrozumiała. Gdyby jednak ten gest zapowiadał długofalową, stałą tendencję, byłoby to dla interesów Polski fatalne, a dla samego prezydenta Dudy – zabójcze. Należy mieć nadzieję, że tak się nie stanie. 
 

Andrzej Kostarczyk – Wiceminister spraw zagranicznych w rządach Bieleckiego, Olszewskiego. Poseł Porozumienia Centrum i Ruchu dla Rzeczpospolitej w latach 1991-1993. Potem bezpartyjny.  

Zdjęcie: KPRP, Łukasz Kaminski
 

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do