Reklama

Janusz Byliński: czerwiec 1989 Wiele pozytywnych emocji.

Z Januszem Bylińskim, w 1989 posłem Komitetu Obywatelskiego wybranym na Pradze-Północ rozmawia Łukasz Perzyna.

- Czy kiedy zaczynała się kampania przed wyborami czerwcowymi, spodziewał się Pan, że po roku zostanie Pan ministrem w pierwszym niekomunistycznym rządzie?

- Absolutnie się tego nie spodziewałem. Gdy kampania się zaczynała – zakładaliśmy, ponieważ wybory nie były w pełni wolne, że nasze działania zostaną skoncentrowane na zdobyciu 35 proc mandatów, czyli wszystkich o które zgodnie z ówczesną ordynacją mogliśmy walczyć. Nastroje były takie, że ludzie skreślali całą listę krajową. Potem się okazało, że Komitet Obywatelski zaangażował się również na zasadzie wyboru mniejszego zła we wskazywanie bardziej nam odpowiadających kandydatów na miejsca zarezerwowane dla komunistycznych notabli. Nasz komitet wyborczy miał siedzibę w kawiarni „Niespodzianka” na placu Konstytucji. W wyborach do Sejmu startowałem z Pragi Północ i przylegających do niej miejscowości. Zaczęło się od masy spotkań z ludźmi. Zapamiętałem z nich mnóstwo pozytywnych emocji, związanych z chęcią poparcia przemian w Polsce. Zaś gdy się już w Sejmie znalazłem – zweryfikowałem wcześniejsze zapowiedzi, że nie będzie tam dla nas dużo pracy. Dla mnie jako dla czynnego rolnika było to istotne, ile czasu pochłoną poselskie zajęcia. Mówiono, że niewiele. Okazało się, że ciągle trwały posiedzenia.

- Przebieg wydarzeń też okazał się inny od zakładanego?

- Generał Czesław Kiszczak nie utworzył rządu. Pojawiła się koncepcja „wasz prezydent, nasz premier”. Rząd Tadeusza Mazowieckiego powoływano na podstawie innych regulacji prawnych, niż obowiązują dzisiaj. Nie było jeszcze nawet Małej Konstytucji, nie tylko nowej ustawy zasadniczej, obowiązywała stara po nowelizacjach. Poszczególne komisje sejmowe opiniowały ministrów. Kilku kandydatów nie w pełni uzyskało ich akceptację. W tej sytuacji premier Tadeusz Mazowiecki apelował do marszałka Sejmu Mikołaja Kozakiewicza o łączne głosowanie całego składu rządu. Tak też się ono odbyło. Wcześniej zostałem przewodniczącym sejmowej komisji rolnictwa, ponieważ typowany początkowo na tę funkcję Artur Balazs wszedł do rządu jako minister bez teki. Funkcja ta jeszcze bardziej angażowała mój czas w parlamentarne działania. Gdy się wreszcie z nią oswoiłem – minister rolnictwa prof. Czesław Janicki z ZSL a potem PSL zrezygnował z funkcji ministra rolnictwa po tym, jak doszło do blokady siedziby ministerstwa z udziałem posłów, na co premier stanowczo zareagował. Premier Tadeusz Mazowiecki wtedy zaproponował mi nowe zadanie. Wiedziałem, że tym razem niezbędna będzie opinia komisji, którą przedtem kierowałem, bo nie głosowano nad składem całego rządu, tylko nad powołaniem pięciu ministrów. Przygotowałem prezentację swojego programu na komisję rolnictwa, na posiedzenie przyszli marszałek i premier. Na 60 posłów, zasiadających w komisji, były tylko cztery głosy przeciwko mojej kandydaturze. Wtedy odczułem ciężar wielkiej odpowiedzialności, że zostaję ministrem w rządzie pierwszego niekomunistycznego premiera. Ale oczywiście nie mogłem tego przewidzieć przed wyborami czerwcowymi, wtedy stawialiśmy sobie skromniejsze cele.

- Frekwencja przekraczała niewiele ponad 62 proc uprawnionych. Z dzisiejszej perspektywy to bardzo dużo. Ale jeśli wziąć pod uwagę, że poprzednie demokratyczne wybory w Polsce odbyły się sporo czasu przed wojną – to chyba jednak nie tak wiele? Dlaczego tak dużo ludzi wolało 4 czerwca 1989 r. zostać w domach?

- Z obozu, wspierającego wówczas Solidarność, także przedtem, w najtrudniejszych latach – gros ludzi na wybory poszło. Pewnie zostało w domach część ludzi identyfikujących się z dawnym systemem. Nie poszli też na wybory ludzie, którym było wszystko jedno. Część w ogóle nie była zainteresowana polityką, życiem publicznym. To rzeczywiście zastanawiające, że pojawiła się duża grupa obojętnych – zapewne byli wśród nich ludzie, którzy nie wierzyli, że wybory coś zmienią, skoro równocześnie podkreślano, że są kontraktowe. Wie pan, wiele razy rozmawiam o 4 czerwca, ale chyba pan pierwszy mnie o frekwencję spytał… Nas wtedy interesował wynik. A kto w wyborach nie wziął udziału, nie miał na to wpływu.


Wywiad ukazał się w 42 numerze gazety Samorządność

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do