
Wszystko jest fajnie, jak jesteśmy młodzi i zdrowi. Świat jest piękny, otwiera przed nami ramiona i zachęca do jego zwiedzania, kusi nowymi produktami, które wg. powszechnego uznania i naszej akceptacji, określają poziom życia „człowieka sukcesu”. Wiesz, że cię obserwują, wiesz, że cię oceniają, więc napinasz klatę piersiową i bierzesz kolejny kredyt, by twój wizerunek odpowiadał stworzonemu przez otoczenie modelowi, bo ty też koniecznie chcesz być „człowiekiem sukcesu”. I tak pędzisz przez swoje życie patrząc tylko na kilka miesięcy do przodu, aż tu pewnego dnia ……
Siedzę sobie w poczekalni domu parafialnego i czekam na swoją kolejkę do księdza proboszcza. Chcę kupić miejsce na cmentarzu, a tylko proboszcz ma uprawnienia do takich decyzji. Jestem emerytem i chociaż czuję się fizycznie i psychicznie bardzo dobrze, to jednak mam świadomość, że każdy człowiek wcześnie, czy później, ale umrzeć musi. Jak się ma ponad siedemdziesiąt lat, to raczej wcześniej.
Mojej koleżanki mąż zmarł w ubiegłym 2021 roku na COVID 19. To był dla niej szok. Nie ukrywam, że dla mnie również, bo Kazik wydawał się być okazem zdrowia.
Szok koleżanki miał także wymiar ekonomiczny, bo okazało się, że zakup miejsca na cmentarzu, wykonanie podmurówki pod trumnę, oraz koszty pogrzebu, przekraczały wówczas kwotę 20 tys. złotych. Wybudowanie skromnego pomnika w granicach 12 tys. złotych można sobie odłożyć na kilka lat później. Ona takich pieniędzy nie miała, ani jej syn, bo akurat kilka miesięcy wcześniej zakupili (wspólnie z synem) mieszkanie dla wnuczki. Zapożyczyli się, bo najem mieszkania stawał się zbyt dużym i nieefektywnym wydatkiem, a teraz ta nagła śmierć i to głównego żywiciela rodu (prowadził usługi i wspierał finansowo całą rodzinę) zastała ich w dołku finansowym.
Szukała przez wiele dni pomocy w rodzinie, aż wreszcie zlitowała się nad nią krewna z Warszawskiej Woli i udostępniła miejsce, w grobowcu rodzinnym na Wolskim Cmentarzu, za 6 tys. złotych.
Łączne koszty pochówku wyniosły ich 13 tysięcy złotych, ale pozostał wstyd (sama tak ten stan emocji określiła), bo: Kazio był wspaniałym mężem i ojcem i to jemu zawdzięczamy, że ja mieszkam w takim ładnym domu, a syn w eleganckim dużym mieszkaniu, a my nie byliśmy w stanie w zamian nawet godnie go pochować.
To jej opowiadanie zmobilizowało mnie. Ja też przez całe dorosłe życie starałem się zabezpieczać żonie i swoim dzieciom dobry poziom życia, oczekując jedynie od nich szacunku i miłości. Mamy w rodzinie bardzo dobre relacje i miałbym swoją śmiercią popsuć takie dobre wrażenia? Nigdy!
Mam trochę oszczędności, gdyż zbierałem na nowy samochód, bo ten którym jeżdżę ma już 20 lat. Na razie zachowuje się bez zarzutu, mam nadzieję, że jeszcze kilka lat wytrzyma. Teraz postanowiłem zabezpieczyć ostatnie potrzeby związane z moim i mojej żony pobytem na ziemi. To mój priorytet.
Siedziałem w poczekalni domu parafialnego, do księdza proboszcza i czekałem. Byłem sam. Tam w biurze odbywała się dyskusja proboszcza i trzyosobowej rodziny, która weszła przede mną. Czasami tylko rozróżniałem pojedyncze słowa głośniej wypowiadane. Ja sobie siedziałem przy drzwiach i ucinałem drzemkę słuchając bardzo sympatycznej muzyki rozrywkowej z lat 80-tych i 90-tych, dobiegającej z głośnika wiszącego na ścianie poczekalni. W pewnym momencie, skończył się kolejny utwór i zaległa cisza. Pewnie ksiądz proboszcz zajęty dość emocjonalną dyskusją nie zauważył, że kolejna płyta zakończyła swój program i należałoby albo puścić nową, albo powtórzyć to samą. Ponieważ w nowych warunkach dyskusja była przez nieszczelne drzwi dobrze słyszalna, zrozumiałem, że muzyka w poczekalni miała kilka funkcji, w tym zapewne funkcję zagłuszacza.
Nie będę ukrywał, że byłem bardzo zadowolony z tej nieprzewidzianej ciszy, bo temat dyskusji w biurze proboszcza był bardzo interesujący. Jej sens był następujący. Otóż przybyłej rodzinie zmarł wujek. Żył samotnie w swoim małym mieszkanku wraz z rodziną, która przyszła załatwić mu pochówek w grobie jego siostry, bo jak sami mówili, wujek miał tylko kilka tysięcy złotych oszczędności, które wystarczą z ledwością na pokrycie kosztów samego pogrzebu i to w skromnym wydaniu.
No więc z konieczności ekonomicznej, muszą jego prochy schować w grobowcu jego siostry, na miejscowym cmentarzu. Ksiądz zaglądał do jakiejś księgi i mówił, że owszem może wyrazić taką zgodę, ale pod warunkiem, że członkowie najbliższej rodziny siostry zmarłego wydadzą oświadczenia na piśmie, że wyrażają taką zgodę. Rodzina zmarłego tłumaczyła proboszczowi, że leżąca wraz ze swym mężem na cmentarzu ciotka, ma trójkę dzieci i że oni mają kontakt tylko z najstarszą z dwóch córek, która mieszka w Radomiu. Więc zdobycie takich oświadczeń, zakładając, że taką zgodę wydadzą, zajmie im pewnie z miesiąc, a tu wujka trzeba pochować już, bo jego ciało leży od tygodnia w chłodni. Proboszcz tłumaczył, że prawo spadkowe nie pozwala mu inaczej postąpić. Bo może się to zakończyć słusznymi roszczeniami cywilnymi wobec parafii, a ksiądz proboszcz na to sobie nie może pozwolić.
No cóż, w duchu przyznawałem rację księdzu proboszczowi, ale humanizm podpowiadał mi, że coś tu nie gra, że są takie przypadki w których obywatele nie ze swojej winy, muszą wykonywać kosztowne działania, nie mając prawnych obowiązków, bo moralne, to mamy wszyscy, a poza tym w niektórych sytuacjach naruszana jest godność człowieka, której fundamentem jest właściwy dla danej cywilizacji jego pochówek. Niedawno skończyłem czytać „Historię powszechną. Starożytność” autorstwa Leszka Mrozewicza i właśnie z tej książki wynika, że już kilkanaście tysięcy lat przed narodzeniem Chrystusa, pochówek był traktowany jako akt uznania dla osoby zmarłej, że w obudowanych kamieniem grobach, odnajdywano w ziemi nagrobnej, liczne nasiona i inne ślady kwiatów polnych, które nasi przodkowie zanosili co jakiś czas na groby zmarłych. Później groby były traktowane nawet jako droga do następnego po śmierci życia, w innym świecie (patrz np. rola kurhanów i piramid). My wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do godnego traktowania zmarłych i co ciekawe, że nawet niewierzący w ostatnich momentach swojego życia, domagają się wręcz kościelnego pochówku na cmentarzu.
Jak opisał w swojej książce „Pół wieku polityki” marszałek Sejmu III RP – profesor Wiesław Chrzanowski, jedną z pierwszych spraw, którą otrzymał, jako aplikant sądowy w 1959 roku, była sprawa obrony w Sądzie mieszkańców, a szczególnie proboszcza parafii z Żuromina.
Otóż po śmierci miejscowego sekretarza PZPR, wiekowy proboszcz parafii (90 lat), a jednocześnie zarządca cmentarza, wyznaczył na pochowanie tegoż komunisty, grób w jego części o ziemi niepoświęconej. Zdenerwowało to władze Żuromina, bo w tej części cmentarza leżeli głownie samobójcy. Nakazali więc złośliwie wykopać grób obok już przygotowanego przez proboszcza grobu dla siebie. Proboszcz wezwał z ambony wiernych do obrony cmentarza przed bluźnierczym szatanem. Doszło do przepychanek z milicją. Proboszcz, tak bardzo nie chciał leżeć na cmentarzu obok sługi szatana, że siedział na krześle na ponownie zasypanym przez mieszkańców dole grobu komunisty i mimo wezwań dowódcy milicji, nie chciał tego stanowiska dobrowolnie opuścić. Musieli go wynieść razem z krzesłem. Jako ciekawostkę podam, że podczas rozprawy, doszło do bardzo śmiesznej wypowiedzi jednego z czołowych miejscowych komunistów, który występował w roli świadka. Powiedział on:
Zmarły towarzysz był oddanym działaczem partyjnym i z pewnością zasłużył sobie by być pochowanym w święconej ziemi.
Ponoć nawet sędzia nie wytrzymał i głośno się roześmiał. No cóż, chyba sprawdza się znane wszystkim powiedzenie: Jak trwoga to do Boga!
Wracając do mojej sprawy. Miejsce pod grób na naszym cmentarzu wykupiłem za 10 tys. złotych w sytuacji, gdy dwa lata wcześniej mogłem to zrobić za 6 tysięcy złotych. Okazało się, że wykupiony grób ma już wykonaną podmurówkę za którą musiałem zapłacić zarządcy cmentarza 4,5 tys. złotych. Dwa lata wcześniej ta przyjemność kosztowałaby mnie tylko 3 tys. złotych. Przy okazji gdy odbierałem swój przyszły grób, to zaszedłem do jednego z kilku producentów pomników funkcjonujących obok cmentarza, by się zorientować w ich cenach. Ten, który najbardziej mi się podobał, kosztowałby 20 tys. złotych, a ten trochę gorszy (z gorszego kamienia) ale taki, który mieści się w mojej tolerancji smaku, kosztowałby mnie 15 tys. złotych.
Ponieważ w ostatnim czasie koszty te rosną, to nie dziwi mnie wzrost „niezamieszkanych” grobów. To zapobiegliwi parafianie stawiają pomniki dla siebie - jeszcze za życia. Ma to i tę korzyść, że przyszły gospodarz grobu może sobie posiedzieć przy ostatnim swoim „mieszkaniu”, a nawet złożyć wiązankę kwiatów, by uzyskać pełną inscenizację obrazu grobu w przyszłości. Przy okazji muszę stwierdzić, że na cmentarzu też jest coraz bardziej widoczna rywalizacja „możliwości finansowych”. Pojawiają się groby z pomnikami, które kosztują ponad 50 tys. złotych. Tym biedniejszym, co tej rywalizacji nie są w stanie wygrać, przypominam słowa Jezusa Chrystusa:
Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa Bożego.
Zadzwoniłem do najbliższej firmy pogrzebowej z zapytaniem jaki koszt by musiały pokryć moje dzieci gdybym się zdecydował umrzeć w tym roku. Otóż w skromnej trumnie i z tradycyjną konsolacją na max 20 osób, minimum 7 tys. złotych. Bez trumny, ze spaleniem zwłok – minimum 6 tys. złotych.
Zatem gdybym zmarł w tym roku, wszystkie koszty mojego pochówku wyniosłyby minimum 35 tysięcy złotych. No więc czytelniku, jeśli nie masz takiej kwoty, to nie umieraj!
Zbieraj pieniądze, bo możesz wpędzić swoje dzieci, lub swojego jedynego dzieciaka, w poważne problemy finansowe, a tego przecież nie chcesz, bo je kochasz.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie