Reklama

Konrad Rytel: Nie pracujemy na indywidualne kariery

Z Konradem Rytlem, prezesem Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej rozmawia Łukasz Perzyna

- Poprzednia Pana kadencja na stanowisku prezesa Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej okazała się udana, bo w jej trakcie z woli wyborców został Pan pierwszym w historii Mazowsza radnym sejmiku wybranym tam jako niezależny samorządowiec. Co powinno się wydarzyć, żeby bilans tej kolejnej, która się zaczyna, uznał Pan za równie korzystny?

- Po pierwsze ten sukces, który Pan w pytaniu przypomina, wynikał z mobilizacji środowiska samorządowców bezpartyjnych, bo doprowadzili do zgłoszenia list wyborczych w całym kraju, co dla zwolenników niezależności samorządu od partii politycznych stanowiło sygnał, że działają wspólnie. Pozwoliło to odnieść sukces na Mazowszu. Wyborcy ocenią w kolejnym głosowaniu powszechnym moją pracę jako pierwszego radnego, wybranego jako niezależny do Mazowieckiego Sejmiku Wojewódzkiego. Jedno warto zastrzec, bo ma to znaczenie. My nie pracujemy na indywidualne kariery. Tylko wspólnie nad wielkim projektem ruchu samorządowego. To znakomite już ogólnopolskie przedsięwzięcie, zaś miernikiem, że podążamy we właściwym kierunku okazują się sondaże, dające bezpartyjnym samorządowcom poparcie, warunkujące objęcie mandatów w sejmikach wojewódzkich przyszłej kadencji. Pamiętajmy, że nasze możliwości propagowania własnych koncepcji okazują się niewspółmierne do szans partii politycznych, dysponujących aparatem propagandowym na etatach i wpływami w mediach.

- Jak więc to zrównoważyć? Robić swoje, jak radził kiedyś Wojciech Młynarski?

- Mazowiecka Wspólnota Samorządowa w ciągłej pracy przygotowuje struktury w celu ponownego startu do Sejmiku Mazowieckiego. Motywuje nas, że wyborcy nam zaufali. Towarzyszy zaś temu przekonanie, że ich nie zawiedliśmy. Nie tylko w realiach sejmiku. Tam, gdzie rządzimy, różnimy się na korzyść od partii politycznych, bo nie mamy kumoterskich list osób z zaplecza oczekujących na posady. Nikt do nas nie zadzwoni z góry, żeby kogoś zatrudnić, bo jedynym naszym zwierzchnikiem, jedynym przełożonym i pracodawcą pozostają wyborcy. Tego się trzymamy. Warunki, określające powstanie naszego programu są przejrzyste, żeby go realizować powalczymy o poparcie pozwalające na jeszcze lepszy wynik i liczniejszą reprezentację. Ten program jest dla mieszkańców, nie dla nas. To znowu nas od partii różni.

- Zwykle jednak programy samorządowe aż tak bardzo się od siebie nie różnią, bo wynikają z uprawnień władzy szczebla lokalnego i regionalnego: drogi, szpitale, szkoły?

- Stawiamy na pracę organizacyjną u podstaw. Oczywiście, że w wyborczych projektach zaznaczają się liczne podobieństwa, wynikające z kompetencji samorządu. Kluczem do tworzenia naszego programu okazuje się bezpartyjność, oznaczająca niezawisłość od dyrektyw. U nas centrali nie ma, zupełnie inną funkcję pełni nasze biuro przy Koszykowej, gdzie się spotykamy, gościnne dla samorządowców z całej Polski, bo organizowaliśmy tu debaty o Polskim Ładzie i jego następstwach dla demokracji lokalnej z udziałem kolegów z Lubina, Wrocławia czy Żyrardowa. 

- Jednak sam Pan powiedział, że to partie mają aparat... A przy tym dotacje i subwencje?

- Zawsze pod względem finansowym mamy pod górkę. Obowiązujące zasady dają nierówne szanse wyborcze. Partie dysponują funduszami wcale nie przez siebie wypracowanymi, tylko pochodzącymi z naszych podatków. O tym, że w takich regułach można dostrzec niesprawiedliwość i warto zastanawiać się nad ich zmianą, mówił w trakcie zorganizowanego przez nas spotkania dyskusyjnego były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Wojciech Hermeliński, przecież nie żaden radykał, tylko wybitny znawca tematu i społeczny autorytet. Szanujemy partie, ale domagamy się równych szans.

- Taka zmiana okazuje się jednak mało prawdopodobna. Co w tej sytuacji pozostaje?

- Pokazaliśmy już, że rzetelnie pracując na zaufanie wyborców, bez wielkich pieniędzy możemy osiągnąć sukces. Nie zawsze przecież, jak wiemy z historii, bitwę wygrywa potężna i uzbrojona po zęby armia. Wśród ekspertów mało kto dawał nam szanse w poprzednich wyborach, wiele osób z naszego środowiska żywiło obawy przed samodzielnym startem. Nie odpuszczamy. Partiom, które mają wpływ na rządzenie krajem albo ogólnopolską reprezentację w parlamencie jest łatwiej. Wiele jednak da się nadrobić za sprawą zaangażowania i budowania autentycznych struktur lokalnych. To wyborcy, a nie pieniądze decydują o wyniku. Mój optymizm jest oczywisty, bo za niezależnymi samorządowcami, za bezpartyjnymi przemawia rozwój Małych Ojczyzn, którymi skutecznie zarządzają. Wystarczy spojrzeć na Piastów, gdzie burmistrz Grzegorz Szuplewski z Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej buduje mieszkania komunalne i perfekcyjnie działające mechanizmy partnerstwa publiczno-prawnego. Albo na powiaty legionowski czy pruszkowski, tam również udział we władzy lokalnej z woli mieszkańców ma Wspólnota. 

- Od ponad półtora roku to plaga koronawirusa a nie polityka zdominowała myśli i lęki Polaków. Nie zmieniła jednak ich zaufania do władz: z badań wynika, że samorządy cieszą się trzy razy większym niż Sejm czy Senat. Pandemia się nie kończy, co gorsza mówi się o czwartej czy już nawet piątej jej fali, dotyka to zamożniejsze od nas kraje. Czy to zaufanie uda się utrzymać w warunkach niezbędnych dla zdrowia publicznego ograniczeń, za które przecież odpowiedzialność - niezależnie od tego, kto je realnie wprowadza - przypisuje się rządzącym wszystkich szczebli? 

- W całym kraju ruch samorządowy potwierdza potrzebę aktywności osób niezależnych w polityce lokalnej. Ludzie to widzą, skoro zaufanie do gospodarzy Małych Ojczyzn okazuje się tak znacząco większe niż do elit rządzących. Nie można zaprzestać aktywności, gdy zapotrzebowanie na nią okazuje się oczywiste. Szansę na utrzymanie zaufania społecznego dostrzegam zarówno w respektowaniu dotychczasowych standardów, które u nas pozostają wyższe, niż u partyjnych polityków - jak i w przekonaniu do nas obecnych dwudziesto- i trzydziestolatków. Dla nich legendy, nawet nośne i w historii ważkie, nie są już istotne. Pokażemy im, że mogą od nas oczekiwać pracy pozytywistycznej bez afer i podejrzeń, chociaż również bez fajerwerków, w jakich lubują się polityczni PR-owcy. Nasza systematyczna praca daje gwarancję, że jakość życia mieszkańców się poprawi, pomimo pandemii i związanych z nią strat oraz utrudnień, w tym widzę naszą siłę i motywację. Atmosferę zaufania najlepiej tworzyć bez narzucania się. Argumentem stają się efekty pracy, inwestycje samorządowe. Począwszy od szczebla najmniejszej gminy to niezależni samorządowcy budują postęp i dobrobyt. W okresie pandemii tego nie przerwaliśmy. Udowodniliśmy, że samorząd znajduje się na pierwszej linii frontu walki z wirusem, tam widzimy miejsce gospodarzy Małych Ojczyzn. Pamiętam to z perspektywy własnej, radnego Sejmiku Mazowieckiego. Organizowaliśmy zakupy maseczek i medykamentów. Dziesiątki milionów złotych z budżetu sejmiku poszło na respiratory, na przygotowanie oddziałów zakaźnych także w szpitalach powiatowych, które wprawdzie podlegają starostom, ale przecież gdy o zdrowie mieszkańców chodzi, trudno zważać na biurokratyczne podziały. 

- W pandemii udaje się samorządowi działać... ponad podziałami?

- Chodzi o zdrowie. Zdrowie mieszkańców nie może być zależne od tego, kto rządzi. Z pewnością samorząd z udziałem niezależnych przedstawicieli działa sprawnie i uczciwie, więc gwarantuje zdrowie publiczne na poziomie, zapewniającym bezpieczeństwo mieszkańców, na ile w ogóle w warunkach zarazy okazuje się to możliwe. Stacje sanitarno-epidemiologiczne działają w różnych miejscowościach. W warunkach pandemii nie zastanawiamy się nad tym, kto tam rządzi. Świadczymy pomoc rzeczową. Podobnie wiadomo, że w sytuacji dramatycznego wyboru można nie wykonać na czas lokalnej inwestycji, byle zapewnić mieszkańcom gwarancje opieki zdrowotnej na odpowiednim poziomie. 

- Samorząd ceniony jest za umiejętność dogadywania się, zawierania porozumień. Słyną z niej zwłaszcza niezależni włodarze Małych Ojczyzn. Czy jednak łatwo o kompromis, gdy sami skarżycie się, że władza centralna zleca coraz więcej zadań, zapewniając zarazem coraz mniej środków na ich wykonanie? 

- Kwestia o którą Pan pyta obecna jest wśród największych problemów samorządu od trzydziestu lat. Tendencja przez Pana opisana nie stanowi wyłącznie przywary obecnych władz, u poprzednich też sie zaznaczała. Powraca problem, żeby zadania zlecone przez władzę centralną były godnie finansowane. Zawsze załatwiano to w procesie dogadywania się, budowania porozumienia. Wojewoda proponuje wykonywanie pewnych czynności za rząd burmistrzowi czy wójtowi. Wydawanie paszportu czy praw jazdy, jeśli zaczniemy od najprostszego przykładu. Daje na to pieniądze. Zwykle... za mało. Najpierw więc trzeba się spotkać, żeby porozmawiać, po to, aby później spotkać się w tym drugim tego słowa znaczeniu... w pół drogi. Obywatela nie interesuje przecież, nie jest to wcale problem mieszkańców czy starosta lub wójt robią coś w imieniu wojewody, tylko czy wykonują to dobrze. Czasem przy okazji tego wydawania dokumentów okazuje się, że środków dostarczonych na ten cel wystarcza na półtora etatu, a tu trzeba zatrudnić trzy osoby, żeby wszystko działało jak należy. To kolejny argument, żeby negocjować  Subwencja oświatowa pokrywa 60 proc zapotrzebowania na to, co... w miejscowych szkołach niezbędne. Dyrektor szpitala dostaje pieniądze z NFZ za usługi medyczne tam świadczone, ale już nie na remont, malowanie ani wymianę okien. W nowej perspektywie Polskiego Ładu zwolnienia podatkowe powodują utratę przez samorządy części dotychczasowych dochodów. Dobrze, że obywatelom obniża się podatki, jednak wyłonionej przez nich władzy lokalnej trzeba te straty zrekompensować, bo inaczej odbiją się one na pogorszeniu jakości życia mieszkańców. Nie można rozumować w ten sposób, jakby obywatele i mieszkańcy stanowili przeciwstawne kategorie, bo przecież oczywiste, pewnie nawet dla najbardziej zatwardziałego biurokraty, że mowa o tych samych ludziach. Ubytki trzeba zrekompensować, bo przecież samorząd nie zostawi rozbabranych inwestycji, nie dokończonych remontów dróg, ani w tym celu, żeby tego nie zarzucać, się desperacko nie zadłuży. Obowiązkiem władzy centralnej pozostaje zapewnienie samorządom możliwości realizacji tych planów, ich godziwej kontynuacji. To wspólny problem. Współpraca i kompromis okazują się niezbędne, bo zmiany nie mogą odbić się na jakości życia obywateli, ani na wieloletnich zadaniach, które samorząd wziął na siebie. To samorządy potrafiły oświetlić ulice, odnowić szkoły i szpitale, poprawić drogi - na co w Polsce czekano dziesiątki lat. Nie można nas teraz zostawić na zasadzie: róbta co chceta...

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do