
Z Marianem Przeździeckim, b. ambasadorem Polski w Uzbekistanie, rozmawia Łukasz Perzyna.
- Jak to się stało, że w niedzielę wieczorem znalazł się Pan w Kukurykach na granicy z Białorusią?
- Od trzech dni dochodziły do nas wiadomości, że na przejściu granicznym z Białorusią w Kukurykach na trasie do Brześcia trwa spontaniczna blokada. Pojechałem tam by sprawdzić jaka jest atmosfera i by ocenić szanse na rozwinięcie akcji na inne przejścia. W ten sposób w niedzielę ok. godz. 21.00 znalazłem się w Kukurykach.
- Co Pan tam zastał?
- Długi szereg ciężarówek na ok 15 km. Przez cztery kilometry samochody ciężarowe stały w dwóch rzędach. Trudno oszacować, ile tych tirów stoi, ale to ogromna liczba.
- Spytam więc o tych, którzy te ciężarówki zablokowali?
- Grupa siedemnastu Ukraińców zrobiła to skutecznie, wśród nich znalazły się rodziny z Sum, Mariupola, szczególnie ciężko dotkniętego przez wojnę miasta. Przyjechali z Gdańska, Górnego Śląska, Warszawy, Hajnówki – miast gdzie znaleźli schronienie. Przyjechali w proteście przeciwko agresji rosyjskiej na ich kraj.
- I tu dochodzimy do związku między kawalkadą tirów na granicy polsko-białoruskiej i toczącą się rosyjską agresją na Ukrainę?
- Wśród zatrzymanych na granicy samochodów ciężarowych 80 proc na numery białoruskie, 15 proc rejestracje rosyjskie, reszta przyjechała na polskich znakach ale to wcale nie znaczy, że prowadzą je polscy kierowcy. Istnieje więcej niż obawa, że liczne tiry z tej zatrzymanej kolumny przewożą części zamienne do zaangażowanego przeciw Ukrainie rosyjskiego sprzętu wojskowego oraz prowiant dla prowadzących tę brudną wojnę żołnierzy. Gdyby nie blokada, czynilyby to bez ograniczeń. Celnik nie odróżni przecież w trakcie pospiesznej kontroli części do pojazdu wojskowego od części do traktora. Dlatego protest Ukraińców na granicy ma sens, włączają się do niego już różne środowiska, jeśli masowo zaangażują się Ukraińcy z Białegostoku czy Białej Podlaskiej, którzy mają tam najbliżej, sprawa okaże się wygrana.
- Wspomniał Pan o mediacji. Jedni stoją, drudzy blokują, to aż arbitra potrzeba?
To była kwestia przypadku. Gdzieś po godzinie obecności zwrócił się do mnie dowodzący grupa policjantów bym przekazał manifestującym by zgodzili się przepuszczać dwa auta co godzinę. Prośba nie wydawała się być absurdalną. W efekcie pikietujący zgodzili się przystać na warunki policji. Na tym zakończyła się moja mediacja. Kilka godzin zanim się tam pojawiłem, doszło do słownych awantur między pikietującymi a grupą kierowców. Z relacji wiem, że ze strony kierowców szczególnie rosyjskich dała się zauważyć znaczna agresja w stosunku do pikietujących. Postawa policji odznaczała się zrozumieniem wobec manifestantów. Nie wszędzie jednak tak było. W pewnym momencie pojawiła się grupka, która próbowała blokować inne przejście w okolicach Białegostoku. Została ona stamtąd przepędzona przez umundurowanych.
Na uwagę zasługuje dosyć agresywna postawa stojących w korku kierowców. W późnych bądź co bądź godzinach nocnych dawały się słyszeć głośne sygnały klaksonów co nie mogło być nie słyszane przez okolicznych mieszkańców. Jeden z kierowców głośno wychwalał rosyjską inwazję. Opowiadał, że Ukraińcy mają to, na co zasłużyli. Na ciężarówce miał ostentacyjnie narysowan symbol agresora – literę Z. Dlatego protestujący wyłączyli jego samochód z zawartego porozumienia. Miał stać na granicy. Dotkliwy chłód skrócił mój pobyt i towarzyszących mi osób z Warszawy. Już następnego dnia dowiedzieliśmy się, że grupa kilkudziesięciu kierowców wykorzystując uszczuplenie sił manifestujących- zdoła wjechać na teren terminala. Z sygnałów, które do mnie docierają wynika również, że policja wzięła aktywny udział w rozpędzeniu manifestujących Ukraińców.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie