Reklama

Niepodległość bez łez, czyli co 11 listopada 1918 r. i dzień wcześniej robili Piłsudski, Dmowski i Daszyński

11/11/2022 14:21

W dniach wojny na Ukrainie szczególnie warto docenić rozwagę przodków okazaną przed ponad stu laty. O ile wcześniej walka o niepodległość kosztowała mnóstwo ofiar: w insurekcji kościuszkowskiej, legionach Jana H. Dąbrowskiego i innych wspieranych przez nas napoleońskich przedsięwzięciach nawet na Haiti, powstaniach listopadowym, krakowskim i styczniowym, Wiośnie Ludów oraz rewolucji 1905 niekiedy czwartym powstaniem nazywanym - to odzyskanie suwerenności nastąpiło niemal bezkrwawo po 123 latach. 

Romantycy rozbrajali Niemców i Austriaków, ale czynili to już w momencie, gdy ci byli najbardziej osłabieni. Pozytywiści walczyli o granice w rokowaniach międzynarodowych. Nagle uzupełniły się skutecznie konkurujące przedtem tradycje oraz szkoły politycznego myślenia i działania. 

Gdy nadzieja rodziła się we mgle

To zapewne najbardziej filmowa scena w polskiej historii, chociaż czarno-biała w jej barwnej przeważnie tonacji, nierzadko z mocnym dodatkiem szkarłatu. Wszystko rozegrało się we mgle i półmroku. Wcześnie rano w niedzielę 10 listopada 1918 r. na dworzec wiedeński w Warszawie przyjechali uwolnieni z twierdzy magdeburskiej w związku z porażką Niemiec w wojnie światowej nazwanej dopiero później pierwszą: Józef Piłsudski i Kazimierz Sosnkowski.

Jak Piłsudski z Lubomirskim... i rady delegatów w wermachcie

Witało ich zaledwie kilka osób w tym komendant naczelny Polskiej Organizacji Wojskowej pułkownik Adam Koc oraz także uwolniony z więzienia, tyle że w zrewoltowanej Rosji Aleksander Prystor. Z dworca Piłsudski pojechał na rozmowę z regentem Zdzisławem Lubomirskim do jego pałacu we Frascati przy ul. Wiejskiej. A stamtąd do pokoi w pensjonacie przy ul. Moniuszki 2, które mu Koc zarezerwował.

"Sytuacja, jaką Piłsudski zastał w Warszawie była następująca:" - opisuje jego biograf Wacław Jędrzejewicz. "Generał-gubernator Beseler opuścił miasto i statkiem na Wiśle udał się w dół rzeki. Niemiecka armia okupacyjna była w stanie rozkładu, zwłaszcza w stolicy. W oddziałach tworzyły się Rady Żołnierskie, które, nie słuchając oficerów, same decydowały o swoich sprawach, lecz niektóre oddziały zachowały resztę dyscypliny wojskowej. Rada Regencyjna dysponowała teraz (od 27 października) oddziałami Polskich Sił Zbrojnych, które wynosiły około 5.000 żołnierzy. POW na okupacji niemieckiej przystąpiła do rozbrajania Niemców, co na ogół dokonano bez większych strat aczkolwiek w Warszawie miały miejsce silne strzelaniny, zwłaszcza przy dworcu wiedeńskim i na placu Teatralnym (..). Jednocześnie z rozbrajaniem Niemców w Warszawie demonstrowano przeciwko Radzie Regencyjnej i manifestowano radość z powodu przyjazdu Piłsudskiego" [1]. Pierwszą zaś rzeczą, którą skutecznie przeprowadził ten ostatni, było uzgodnienie z niemiecką Radą Żołnierską w nocy z 10 na 11 listopada ewakuacji liczących 80 tys sił niemieckich. Wyszły one z ziem b. Królestwa Polskiego do 19 listopada.

"11 listopada Rada Regencyjna przekazała Piłsudskiemu naczelne dowództwo wojsk polskich i zwróciła się do niego o utworzenie rządu narodowego" - relacjonował dalej Jędrzejewicz [2].

Jego formowanie Komendant powierzył dwa dni później socjaliście Ignacemu Daszyńskiemu, który już przedtem utworzył z udziałem PPS, PSL-Wyzwolenia i płk. Edwarda Rydza-Śmigłego w nocy z 6 na 7 listopada jeszcze nie ogólnopolski rząd w Lublinie, gdzie rozbrojono okupantów austriackich. 

W Krakowie zaś już pod koniec października władzę przejęła Polska Komisja Likwidacyjna. W Galicji ogromną rolę odegrał chłopski przywódca Wincenty Witos, później premier w dobie wojny z bolszewikami.

Lud bierze władzę bez rozlewu krwi polskiej

W trakcie wielkiego wiecu 10 listopada w Lublinie premier Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej (nawet słowo "Rzeczpospolita" przy ówczesnych rozbuchanych nastrojach uchodziło za "pańskie") Ignacy Daszyński podkreślał z dumą: "Ani w Krakowie, ani w Lublinie ręce nasze nie splamiły się krwią polską. Lud władzę wziął mocą swojej liczby i siły, mocą nieskończonych cierpień i ofiar nałożonych mu przez wojnę światową" [3].

Te ostatnie nie były złudą ani zręcznym chwytem retorycznym, chociaż Daszyński mówcą był genialnym. Z serialu "Z biegiem lat, z biegiem dni" Andrzeja Wajdy pamiętamy scenę, jak służąca podrwiwa z Legionów, że "co to za armia, pańska armia", ale już w następnej scenie rozpacza, dowiadując się, że jej ukochany w mundurze austro-węgierskim a nie legionowym poległ za cesarza Franciszka Józefa. Najgorszy okazał się jednak los tych, co stawać musieli brat przeciw bratu w okopach, ale w uniformach wrogich wojsk, bo chociaż mówili w tym samym języku i dialekcie nawet, ich sioła rozdzieliła przed laty nieubłaganie wytyczana przez bezdusznych dyplomatów rozbiorowa granica.

W tym samym dniu, gdy Daszyński przemawiał w Lublinie, w tym samym mieście moja babcia wykorzystując przedłużający się postój pociągu ewakuacyjnego z bolszewickiej już Rosji, dokąd rodzinę rzucił wiatr historii, jako nastolatka marząca o jak najszybszym powrocie do szkoły pobiegła do sklepu i wywołała atak furii sprzedawcy, gdy po trzech latach spędzonych przymusowo w Moskwie zwróciła się do niego grzecznie:

- Poproszę kajety...

- Tu jest Polska. Mówi się zeszyty - krzyczał na swoją dwunastoletnią klientkę.

Patriotyzm niejedno ma imię, ale zwykle mądrzej wtedy się objawiał. Na szczęście dla przyszłych pokoleń, dla których 1918 rok stał się ważnym punktem odniesienia, co zaprocentowało w 1989. Parę lat wcześniej cała moja grupa studencka wymieniała się - aż do zupełnego zaczytania tej książeczki - broszurkowym wydaniem wykładu Marcina Króla wygłoszonego wcześniej na "latającym uniwersytecie" Towarzystwa Kursów Naukowych "Józef Piłsudski. Ewolucja myśli politycznej". A zmarły niedawno ówczesny rzecznik rządu Jerzy Urban bezskutecznie pomstował, że "niedouczonej młodzieży wpaja się kult Piłsudskiego". Zaś niewidzialna, chociaż esbecka niewątpliwie ręka sprayem wypisywała na ścianach też już zasypanego przejścia podziemnego, łączącego Uniwersytet z Akademią Sztuk Pięknych: "Mieliście dla nas Berezę. My dla was tylko więzienie". Powróćmy jednak do roku 1918 r.

Wspólne dzieło wszystkich stronnictw

Daszyński z powierzonej mu przez Piłsudskiego misji tworzenia ogólnopolskiego rządu już 17 listopada zrezygnował. Udało się to dzień później innemu socjaliście Jędrzejowi Moraczewskiemu, uchodzącemu za bardziej umiarkowanego. Ale przede wszystkim bliższego Piłsudskiemu, chociaż ten "wysiadał już z czerwonego tramwaju na przystanku niepodległość"

Narodowi Demokraci też jednak nie próżnowali, w tym Roman Dmowski dawny poseł do Rosyjskiej Dumy Państwowej w czasach gdy za Piłsudskim, "towarzyszem Wiktorem" z Organizacji Bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej uganiała się bezskutecznie carska ochrana, a Daszyński też sprawował mandat, tyle, że w parlamencie wiedeńskim.

Znaczące, że późniejszy twórca powojennego ładu międzynarodowego prezydent Stanów Zjednoczonych Woodrow Wilson również w historycznym dniu znalazł czas dla polskiego polityka, którego podróż za ocean zresztą ze sporym ryzykiem - ze względu na panoszące się na Atlantyku łodzie podwodne Kriegsmarine - się wiązała.

"Koniec wojny zastał Dmowskiego w Waszyngtonie" - opisuje jego biograf Krzysztof Kawalec. "11 listopada, w dniu zawieszenia broni, odbył jeszcze jedną rozmowę z Wilsonem, zaś cztery dni później, na pokładzie "France" udał się z powrotem do Europy (..). Powróciwszy do Paryża, Dmowski musiał łagodzić irytację swych współpracowników. 23 listopada, na pierwszym posiedzeniu K[omitetu] N[arodowego] P[olskiego], w którym wziął udział po powrocie zza oceanu utrącił wniosek obalenia rządów ludowych siłą" [4].

Mądrość zbiorowa opłaciła się Polakom. Jeszcze 26 stycznia 1919 r. pomimo pomimo zniszczeń wojennych, trzaskającego mrozu oraz epidemii grypy hiszpanki, bardziej niszczycielskiej niż współczesna nam pandemia koronawirusa, w Polsce odbyły się w pełni demokratyczne wybory do Sejmu Ustawodawczego. Przy imponującej frekwencji 77 proc. Oprócz niepodległości wypełniało się kolejne marzenie pokoleń: demokracja.

[1] Wacław Jędrzejewicz. Józef Piłsudski 1867-1935. Życiorys. Polska Fundacja Kulturalna, Londyn 1986, s. 57

[2] Jędrzejewicz, op. cit, s. 58

[3] Ignacy Daszyński. Teksty. Czytelnik, Warszawa 1986, s. 218

[4] Krzysztof Kawalec. Roman Dmowski 1864-1939. Ossolineum, Wrocław 2002, s. 193 i 195

Fot: Wikimedia Commons

Artykuł z 72 numeru gazety Samorządność, listopad 2022

 

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do