
Robotnicy i studenci pokazali wtedy determinację i rozwagę, masowo występując na rzecz demokratyzacji i poszerzenia suwerenności. Nie dopuścili też jednak do interwencji radzieckiej ani wojny domowej, na krawędzi których stała Polska w historycznych dniach 19-24 października 1956 r. O tym, że groźba przelewu krwi nie była iluzoryczna świadczy los Węgier, rozjechanych wówczas przez sowieckie czołgi.
Podobnie jak ćwierć wieku później w czasach pierwszej Solidarności - Polska wzbudziła wówczas szczery podziw i sympatię światowej opinii publicznej. Ale ponieważ trwały walki na Węgrzech oraz wojna w strefie Kanału Sueskiego, po którego nacjonalizacji przeciw Egiptowi wystąpiły Francja i Wielka Brytania - Zachód by nam nie pomógł, gdybyśmy nie zadbali o siebie sami.
Stabilizacja zamiast stalinizmu
Polski Październik okazał się przełomem zwycięskim, bo brutalną dyktaturę zastąpiła "nasza mała stabilizacja", jak kolejne lata określił poeta Tadeusz Różewicz. Polska stała się wtedy, jak podkreślano ironicznie, najweselszym barakiem w obozie socjalistycznym. Odtąd w procesach politycznych wyroki śmierci zapadały już tylko zaocznie, jak w stanie wojennym w sprawach Zdzisława Najdera i Ryszarda Kuklińskiego. A przed 1956 r. morderstwa sądowe dotykały żołnierzy wyklętych, oficerów pomawianych o szpiegostwo czy weteranów Armii Krajowej. To niedługo przed Październikiem Jan Olszewski wraz ze współpracownikami opublikował w "Po Prostu" słynny artykuł "Na spotkanie ludziom z AK" [1].
Polska nie odzyskała wprawdzie suwerenności ale poszerzyła jej margines na tyle skutecznie, że z wojska i bezpieczeństwa poznikali radzieccy oficerowie i uregulowano kwestię dostaw naszego węgla do ZSRR. Władza złagodziła cenzurę i zadbała o potrzeby konsumpcyjne ludności, część środków zamiast na budowę gigantycznych fabryk przeznaczono na poprawę zaopatrzenia w sklepach. Żelazna kurtyna nie pękła, ale łatwiej było wyjechać. Literatura ani film nie musiały już sławić socjalizmu, wystarczyło, by go nie atakowały.
Zwykli ludzie a nie partia
Wprawdzie w partii zmienił się pierwszy sekretarz, bo Edwarda Ochaba zastąpił represjonowany przedtem Władysław Gomułka ale to nie zwycięstwo demokratycznej frakcji puławskiej nad proradziecką natolińską wyznaczyło kurs Polskiego Października. To PZPR poszła po poparcie do społeczeństwa a nie odwrotnie.
Nigdy po wojnie, od przyjazdu do Polski Stanisława Mikołajczyka aż po pierwszą pielgrzymkę Jana Pawła II do Ojczyzny w 1979 r. nie widziano podobnych tłumów na ulicach polskich miast. W historycznym mityngu na placu Defilad 24 października 1956 r. uczestniczyło 400 tys. Polaków. To tam Władysław Gomułka powiadomił, że w trakcie rozmowy z Nikitą Chruszczowem, bo radziecki sekretarz kilka dni wcześniej pojawił się w Warszawie bez zapowiedzi za to z delegacją, w skład której wchodzili marszałkowie - ustalił, że wojska radzieckie powrócą do baz. A czołgi z czerwonymi gwiazdami na wieżyczkach stały już w gotowości pod Sochaczewem. Uniknęliśmy najgorszego. Źródeł ówczesnej dojrzałości Polaków, którzy kierowali się dobrem Ojczyzny a nie chęcią odwetu (chociaż sama liczba oficjalnie zrehabilitowanych przekroczyła 5 tys. a nie wszystkim ofiarom poprzedniego okresu ten status przysługiwał) szukać można w tragedii Powstania Warszawskiego, która głęboko przeorała świadomość pokoleń. Największą niespodzianką Października było jednak masowe zaangażowanie generacji nazywanej już "zetempowską" i uznawanej za straconą, jako wychowana po wojnie.
Przywódca strajku w żerańskiej Fabryce Samochodów Osobowych na Żeraniu Lechosław Goździk liczył sobie wtedy 25 lat. Nawrócili się też na patriotyzm dotychczasowi marksiści - do 20 tys uczestników wiecu na Politechnice Warszawskiej, żądających demokratycznych przemian, sugestywnie przemówił weteran Armii Ludowej Jan Kott, wcześniej współtwórca polskiej wersji doktryny realizmu socjalistycznego w literaturze, a później profesor amerykańskich uniwersytetów.
Entuzjazm społeczny przejawiał się w rozmaitej formie: od oddawania krwi na rzecz walczących Węgrów po powszechną pomoc, udzielaną repatriantom zza Buga, którzy po latach wreszcie powrócić mogli do starej Ojczyzny, chociaż nigdy z niej nie wyjeżdżali - tylko do 1957 r. przyjechało ich ponad 100 tys.
Wiatr ze wschodu czyli odwilż i sto kwiatów
Od śmierci Józefa Stalina w marcu 1953 r. w części świata zdominowanej przez Związek Radziecki nie już nie było takie samo. Jak opisuje Jakub Karpiński w swojej książce "Porcja wolności" o przełomie październikowym: "W czerwcu 1956 r. kierownik wydziału propagandy KC KPCh Liu Ting-i wygłosił referat zatytułowany: "Niech rozkwita sto kwiatów, niech sto szkół myślenia współzawodniczy ze sobą" Dało to początek chińskiej polityce "stu kwiatów", która wedle tego, jak ją wówczas w Chinach oficjalnie opisywano, miała polegać na popieraniu przez partię swobodnego wyrażania opinii, na popieraniu niezależności w sztuce i nauce" [2]. Jeśli ktoś miałby ochotę wyśmiać ówczesne chińskie wysiłki, zawstydzi go niezawodnie następny fragment geopolitycznej analizy socjologa Karpińskiego: "Ze stenogramu rozmów polsko-chińskich, jakie odbyły się w Moskwie w 1960 r, wynika, że w październiku 1956 Chińczycy bronili przed władzami radzieckimi względnej niezależności partyjno - państwowych władz polskich" [3]. Zaś jeśli z kogoś się śmiać, to raczej z Władysława Gomułki, który w 1960 r. formalnie pośrednicząc w sporze między Chinami a ZSRR praktycznie odgrywał już tylko rolę listonosza Nikity Chruszczowa, prezentującego radzieckie stanowisko podwładnym Mao Zedonga.
Przełom 1956 roku - podobnie jak ten ostatni i rozstrzygający z lat 1989-91 - objawił się w wielu krajach obozu komunistycznego. Jeśli nie od Łaby to od Odry po Pacyfik. Polska potrafiła to wykorzystać, unikając losu Węgier, najechanych przez ZSRR, za to pokojowo rozszerzając swoją suwerenność i doprowadzając do uwolnienia ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego oraz odwołania do Moskwy ówczesnego ministra obrony PRL marsz. Konstantego Rokossowskiego.
Zdobyliśmy "porcję wolności", jeśli odwołać się do tytułu książki Jakuba Karpińskiego. Podobnie jak później w 1989 r. umieliśmy wkomponować się w nastroje społeczne i kierunek zmian geopolitycznych w całym bloku wschodnim. W latach 1980-81 przegraliśmy, bo pozostaliśmy sami, chociaż posłanie Zjazdu pierwszej Solidarności do ludzi pracy Europy Środkowej i Wschodniej próbowało tę izolację zmienić.
W 1956 r. daliśmy wolnościowy impuls Węgrom, dla których kulminacją protestu stała się demonstracja solidarności z polskimi przemianami pod budapeszteńskim pomnikiem gen. Józefa Bema. Stali się jednak ofiarą najazdu. Podobnie w 1989 r. chińscy studenci w swoich demokratycznych żądaniach wzorowali się na polskich, co dla nich z kolei zakończyło się rozjechaniem na placu Tienanmen przez czołgi akurat podczas naszych zwycięskich wyborów czerwcowych.
Dramatyczne chwile XX wieku pozwalają spojrzeć inaczej na stereotypy odnoszące się do rozsądku politycznego Polaków. Nauka Powstania Warszawskiego przyniosła efekt w postaci dwóch przełomów na których najwięcej zyskaliśmy. Polski Październik, bezkrwawy, chociaż poprzedzony ofiarą poznańskich robotników w czerwcu 1956 r. pozostaje jednym z nich. Drugi - to Solidarność, która z doświadczeń październikowych korzystała pomimo upływu ćwierćwiecza. Powrócił w niej sojusz inteligencji z robotnikami oraz przekonanie o sile mas, nieodłączne od klimatu przemian demokratycznych z 1956 r. niezależnie od ich późniejszego losu.
Dla sukcesu Polskiego Października kluczowe okazało się wyczucie "odwilży" w dominującym wtedy nad Polską Związku Radzieckim, podobnie jak dla powodzenia odrodzonej Solidarności - znajomość realiów pierestrojki i głasnosti a z czasem przewidywalność rozpadu "imperium zła".
Nazwę epoce, jaka nastała po śmierci Stalina nadał w Związku Radzieckim tytuł powieści Ilii Erenburga "Odwilż". Czyta się ją również dziś interesująco, zwłaszcza zawarte w niej portrety ludzi, na których świadomości odciska się 30 lat stalinowskich represji a jeszcze bardziej spowodowanego przez nie konformizmu. Spójrzmy zresztą na jedną z tych charakterystyk: "Z natury rzeczy dobroduszny, gotów był do okazania współczucia człowiekowi, którego niesłusznie usunięto z pracy, albo młodemu małżeństwu, od dwóch lat czekającemu na pokój; ale litując się nad nimi, jednocześnie irytował się: dlaczego zwracają się do mnie? Istnieje rada miejscowa, kwaterunek. Niepomyślne losy ludzkie wydawały mu się podobne do bruzd na równo zbudowanej szosie. Nie można poświęcać tyle uwagi odosobnionym wypadkom, to przynosi uszczerbek interesowi społecznemu. Życie Trifonowa składało się z nieprzerwanego potoku "akcji", przy czym jedna wypierała drugą. Kilka lat temu był pochłonięty akcją zazieleniania osady fabrycznej. Potem zajął się usprawnieniami w fabryce gotowych ubrań: marynarki szyją nieładne, trzeba robić szersze w plecach; a kiedy mu powiedziano, że w osadzie kozy poogryzały młode akacje, popatrzył ze zdziwieniem: No to co?" [4].
Więcej niż odwilżą bo szokiem stało się potępienie Józefa Stalina w trzy lata po śmierci przez jego następcę Nikitę Chruszczowa w trakcie zamkniętego posiedzenia XX zjazdu KPZR w lutym 1956 r. w referacie "O kulcie jednostki i jego następstwach": podał nawet procent straconych w okresie masowych represji członków ścisłego kierownictwa partyjnego. Wysłuchawszy tego, I sekretarz KC PZPR Bolesław Bierut już z Moskwy do kraju nie wrócił, zmarł tam po kilku tygodniach, a u steru zastąpił go Edward Ochab.
Jednak nie historyczne rozliczenia ani partyjne frakcje decydowały o przyspieszeniu tempa wydarzeń w Polsce. 28 czerwca 1956 r. o szóstej rano syrena fabryczna w poznańskich zakładach Cegielskiego wtedy wciąż jeszcze noszących imię potępionego już przez Chruszczowa Stalina - stała się sygnałem do rozpoczęcia robotniczego protestu, który wkrótce ogarnął całe miasto a wobec brutalnej reakcji władz przerodził się w powstanie. Robotnicy domagali się - jak głosiły transparenty - chleba i wolności. Śrubowano im bowiem normy i niesprawiedliwie naliczano podatek. Ich bunt stłumiono. Symbolem okrucieństwa stało się zamordowanie przez Urząd Bezpieczeństwa trzynastolatka Romka Strzałkowskiego. Zaś arogancji - późniejsze słowa premiera Józefa Cyrankiewicza, że kto podniesie rękę na władzę ludową, temu ta władza rękę odrąbie.
Liczą się tylko masy
Wysoką falę protestów przyniósł październik 1956 r, potwierdzający późniejszą tezę filozofa Leszka Nowaka, że liczą się tylko masy. W fabrykach odbywały się tłumne wiece, powoływano rady robotnicze. Swoje postulaty formułowali też studenci. Wrzenie ogarnęło cały kraj: nawet w małych miastach powstawały kluby dyskusyjne młodej inteligencji. Często tworzyli je absolwenci, zesłani tam wcześniej jako niepokorni, bo obowiązywały nakazy pracy. Powstawały nowe organizacje od Związku Młodych Demokratów po Kluby Inteligencji katolickiej.
Głównym ośrodkiem stała się warszawska FSO, a robotniczym liderem Lechosław Goździk. Chodziliśmy od zakładu do zakładu. Przyjeżdżały do nas delegacje - wspominał po latach. Na naradzie aktywu warszawskiego Goździk powie w obecności sekretarzy, że jeśli mamy budować socjalizm, ZSRR nie może rościć sobie do nas żadnych praw.
Lechosław Goździk, ówczesny odpowiednik Lecha Wałęsy, podkreśli też jedyną miarę, co ograniczała determinację protestujących: nie chcieliśmy dopuścić do zburzenia dopiero co zbudowanego Mariensztatu [5]. Nadwiślańskie osiedle stało się już wtedy symbolem nowej, odradzającej się z gruzów Warszawy, podobnie jak wydana na rok przed Październikiem powieść Leopolda Tyrmanda "Zły", wcale nie o działaczach, tylko o chuliganach i zwykłych mieszkańcach, a przede wszystkim o barwnym - po latach schematyzmu - życiu codziennym warszawiaków.
Gdy w trakcie obrad VIII plenum KC PZPR, które zamierza powołać Gomułkę na I sekretarza w miejsce Ochaba na lotnisku wojskowym ląduje niespodziewanie radziecka delegacja z Chruszczowem - wiecuje już literalnie cała Polska. Towarzyszą temu kolejne informacje o ruchach wojsk radzieckich. Bardziej nieugiętość robotników niż talenty negocjacyjne Gomułki przesądzą o tym, że czołgi wrócą do baz.
Już 24 października 1956 r. nowy I sekretarz Gomułka mówi na placu Defilad do 400-tysięcznego tłumu: - Dość wiecowania. Część demonstrujących jednak go nie posłucha. Do podobnych jak w Budapeszcie starć jednak nie dojdzie. Zgłoszony z sali marsz. Rokossowski nie został przez KC PZPR wybrany do biura politycznego.
Nowa ustawa przyjęta przez Sejm nie tylko legalizuje rady robotnicze, ale pozwala im zarządzać zakładami pracy. W dwa lata później władze uchwalą już jednak nową: o samorządzie robotniczym, bez tak rozległych kompetencji. Z demokracją w wyborach jest podobnie: w styczniu 1957 r. Gomułka wzywa do głosowania bez skreśleń i osiąga swój cel: wybrani zostają namaszczeni przez władze działacze PZPR, przepada m.in. Goździk. Wkrótce zwolniony z FSO pod pretekstem, że rozbił należący do zakładu samochód, podejmie pracę jako rybak na kutrze. Zaś masowe wejście do Sejmu posłów katolickich nie zmienia obrazu parlamentu i mało obchodzi uczestników wieców. Jeszcze gorzej dzieje się z wolnością prasy: stanowiące sumienie obozu demokratycznego "Po Prostu" jako pismo studenckie zostaje zawieszone na wakacje akademickie a w kolejnym październiku, 1957 r, niemal w rocznicę tamtego, zlikwidowane. Demonstracje uliczne w obronie "Po Prostu" Gomułka nakazuje rozpędzić. Podobnie w marcu 1968 r. postąpi z protestem kolejnego studenckiego pokolenia, zapoczątkowanym obroną "Dziadów" zdjętych z afisza. To wtedy Natan Tenenbaum napisze: "A Konrad niech na scenę wróci / Z ludem, guślarzem, księdzem Piotrem / I niech przeklęty będzie ucisk / I kto Październik zdradził - łotrem". Lepiej niż socjologiczne interpretacje oddaje to rozczarowanie liderem, wyniesionym do władzy przez robotniczy i studencki protest, a potem wytrwale patronującym biurokracji i skostnieniu. Los Gomułki dopełni się po 14 latach niemrawych rządów, gdy zdecyduje się na otwarcie ognia do protestujących stoczniowców Wybrzeża w grudniu 1970 r. i wobec powszechności sprzeciwu zmuszony zostanie oddać władzę Edwardowi Gierkowi.
Polski Październik nie spełnił wprawdzie pokładanych w nim nadziei, ale sfera swobody poszerzyła się znacznie, co zaowocowało sukcesami polskiej szkoły filmowej na festiwalach i sportowców na olimpiadach, ale też poprawą poczucia bezpieczeństwa zwykłego obywatela, bo stalinowski terror już nie powrócił. Chociaż nie politycy byli wtedy główną siłą sprawczą, tylko robotnicy i studenci, akurat wydarzenia Października 1956 r. doskonale wpisują się w określenie polityki jako sztuki osiągania tego, co możliwe. Tylko tyle i aż tyle.
[1] Jerzy Ambroziewicz, Walery Namiotkiewicz, Jan Olszewski. Na spotkanie ludziom z AK. "Po Prostu" nr 11 z 11 marca 1956
[2] Marek Tarniewski [Jakub Karpiński]. Porcja wolności. Wydawnictwo Grup Oporu Solidarni, Warszawa 1989, s. 120
[3] Porcja wolności, op. cit, s. 121
[4] Ilia Erenburg. Odwilż. PIW, Warszawa 1956, tł. Stanisław Strumph-Wojtkiewicz, t. 2, s. 21
[5] por. Marek F. Klimek. Dalej pociąg nie szedł. Rozmowa z Lechosławem Goździkiem. wnp.pl z maja 2008
Fot: Władysław Gomułka przemawia na pl. Defilad w Warszawie, 24 października 1956, WikimediaCommons
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie