Reklama

Pożegnanie Legendy - Legia Warszawa vs BM Stal Ostrów Wielkopolski (ZDJĘCIA)

05/06/2023 09:19

Okolicznościowe koszulki dla kibiców, hymn państwowy, numer 55 na środku boiska, podziękowania, wzruszenie i on - Łukasz Koszarek w ostatnim meczu na Bemowie.

Zdarzają się artykuły, których napisanie odkładam w czasie, bo ubranie w słowa wszystkich emocji bywa karkołomnym wyczynem. Tak właśnie było z tym tematem, chociaż pozornie powinna być zwykła relacja, parę zdań o meczu przed którym podziękowano Łukaszowi Koszarkowi za sportową karierę – banalnie proste, prawda? Tak z pewnością by było, gdyby nie wielkie wzruszenie spotęgowane przez doniosłą atmosferę sobotniego wieczoru na hali OSiR Bemowo. Spotkanie Legii Warszawa z BM Stal Ostrów Wielkopolski zakończyło się porażką stołecznego klubu, ale tym razem to nie sam mecz zapadnie w pamięci wszystkich kibiców, bo przegrana tego dnia zeszła na dalszy plan.

Odkąd ja pamiętam, (a moja przygoda z Legią Kosz zaczęła się na dobre rok temu), kiedy na parkiet wbiegał zawodnik z numerem 55, gra nabierała tempa. „55” to był pewnik, gwarancja kolejnych punktów na koncie Zielonych Kanonierów. Łukasz Koszarek, nazywany przez swoich kolegów „Koszi” wyprawiał „cuda”. Szalał na parkiecie, a to, co od zawsze rzucało się w oczy, to jego opanowanie.

Jak to się zaczęło?

– W mojej szkole podstawowej było więcej lekcji WF niż normalnie (byłem na profilu rozszerzonym sportowym z zajęciami dodatkowymi z koszykówki). Jakieś pierwsze sukcesy miałem w 6. klasie szkoły podstawowej, a wiadomo – jak coś się udaje, to człowiek chce to kontynuować. Trenowałem tak do 8. klasy, a na jej koniec pojechałem na testy do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Warce. To była szkoła, która zbierała talenty z całego kraju, taka „produkcja koszykarzy”. Zdałem testy, dostałem się i w wieku 15 lat wywróciłem swoje życie do góry nogami. Pojechałem do Warki znajdującej się ponad 300 km od mojego domu (Września k. Poznania), do szkoły z internatem. Chodziłem do liceum i miałem dwa treningi dziennie. Musiałem się nauczyć wszystkiego z daleka od rodziców. Tam dowiedziałem się m.in. jak robić pranie oddzielając białe od kolorów. Byliśmy zdani sami na siebie.

Dlaczego nie piłka nożna a kosz?

– Trenowałem też piłkę nożną, ale trochę gorzej mi szło, nie byłem jakimś rewelacyjnym zawodnikiem. W koszykówce osiągałem co chwilę jakieś sukcesy, więc sprawiało mi to wielką przyjemność. Jednak nie wyglądało to tak, że w wieku 12 lat wiedziałem że chcę zostać koszykarzem.

Po prostu podobał mi się sport, dotykałem wszystkiego co się dało, nawet tenisa, ale koszykówka okazała się najlepsza.

Kiedy pasja stała się pracą?

– W szkole byliśmy programowani na koszykarzy. Okres LO był wspaniały, ale bardzo ciężki, bo codziennie byłem zmęczony. Po zakończeniu szkoły pojawiły się pierwsze oferty i podpisałem pierwszy sportowy kontrakt. W wieku 19 lat zacząłem zarabiać pierwsze pieniądze (w Polonii Warszawa). Przeprowadziłem się do Warszawy i to wtedy moja pasja stała się pracą.

Kiedy byłem jeszcze w szkole zostałem powołany do reprezentacji seniorów . Co wtedy czułem? Wielkie szczęście i dumę. To był moment, kiedy lata ciężkiej pracy zaczęły się opłacać. W pierwszym meczu nie wystąpiłem, ale przeszedłem ten cały proces: śpiewanie hymnu, stanie na środku, przygotowanie do meczu. Do dziś pamiętam te ciarki na całym ciele. To było niesamowite przeżycie.

Prawdziwy debiut nastąpił kilka miesięcy później, ale nie w Polsce, więc nie było tej całej otoczki – polskich kibiców, pełnej sali.

Koszykarz – tata

– Mam czwórkę dzieci w wieku: 15, 12, 9 i rok. 9-letni syn gra w piłkę nożną, trenuje. To bardzo miłe patrzeć na jego grę, ale nie ma żadnej presji z mojej strony żeby był zawodowym sportowcem, bo wiem, że to trzeba kochać, to nie jest łatwa droga. Gdyby się na nią zdecydował to będę szczęśliwy i będę wspierał oraz pomagał. To jednak za wcześnie na takie plany. Przecież ja w wieku 9 lat nawet jeszcze nie trenowałem koszykówki, więc teraz to ma być zabawa, a prawdziwa profesjonalizacja przyjdzie w odpowiedniej chwili.

Skuteczny i rozsądny

– Nauczyłem się tego w sporcie, że jeśli się układa nie ma co bujać w chmurach, ale też nie ma sensu dołować się przy porażkach. Zawsze staram się robić to samo co zawsze, niezależnie od sytuacji.

Koszykówka – wielka miłość

– Kończę karierę jako zawodowiec, jako ten, który gra. To odpowiedni moment na podjęcie takiej decyzji. Czasu się nie oszuka, z czasem się nie wygra i w pewnym momencie dla swojego dobra trzeba powiedzieć „stop”. Ciężko mi to sobie wyobrazić, ale to dla mojego dobra.

Za co kocham koszykówkę, co mi dała? Przede wszystkim chęć rywalizacji, dzięki koszykówce zwiedziłem świat. To naprawdę wspaniałe – mieć pasję, dzięki której można zarabiać pieniądze, choć kosztowało mnie to wiele wyrzeczeń. Zawsze trzeba mieć z tyłu głowy to, że jest się sportowcem, więc nie można sobie pozwolić na różne rzeczy. Coś za coś.

Jakie marzenia ma "Koszi", na które nigdy nie było czasu, a teraz uda się zrealizować?

– Marzenia? Nie ma. Cały czas spełniałem swoje marzenia, to była piękna przygoda.

W pierwszym meczu rywalizacji o brązowy medal Mistrzostw Polski koszykarze Legii Warszawa przegrali na własnym parkiecie z BM Stalą Ostrów Wlkp., 73:85. We wtorek spotkanie rewanżowe obu zespołów, tym razem w Ostrowie Wlkp. Zespół, który okaże się lepszy w dwumeczu, zajmie najniższy stopień podium Energa Basket Ligi w sezonie 2022/23.

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do