Reklama

Dyskutujemy o wycince drzew

02/03/2017 11:38

W ramach publicznej debaty na temat wycinki drzew niniejszym zabieram głos. Mam też kilka pytań. Pojawili się tacy, którzy chcą zakazać mi usuwania mojego drzewa z mojej działki, które sam posadziłem i o nie dbałem. To moja własność. Nikt mi tego drzewa nie dał, nikt poza mną nie łożył na jego pielęgnację. Nikt mnie nie zwolnił z podatku od nieruchomości za tę zieleń, tylko kazał płacić. Dlaczego teraz mam płacić jakąkolwiek opłatę czy karę za usunięcie drzewa i pytać kogoś o zgodę?

Dlaczego ci, co protestują przeciw wycinkom drzew na terenach prywatnych, nie zajmą się sadzeniem drzew, szczególnie na swoich działkach, tylko chcą rządzić moją własnością i sięgać do mojej kieszeni po pieniądze? To niebywała bezczelność, a nawet głupota. Przy takiej polityce nikt nie będzie sadził drzew i krzewów, tylko siał trawę, by nie ryzykować zakazu ich usunięcia lub opłat za usunięcie. Nie będzie też rewaloryzacji ogrodów przy zakazie usuwania drzew i krzewów, a przecież trzeba czasem coś usunąć, by uporządkować teren, wymienić rośliny, rozrzedzić nasadzenia, dać dostęp słońca. To głupota za to żądać zapłaty.

Chciałbym mieć wolną wolę w kształtowaniu mojego ogrodu, a nie pytać o zgodę urzędnika. Bo niby dlaczego? Według badań opinii publicznej tak jak ja myśli 75 procent społeczeństwa. Inaczej myślą socjaliści.

To nieprawda, że wszystkim właścicielom ogrodów cieknie ślinka, żeby natychmiast wyciąć co się da. Wycina się wtedy, kiedy jest taka potrzeba. Ale nagonka za zmianę ustawy na ograniczającą możliwość usuwania drzew może spowodować zbędne (niepotrzebne dziś) wycinki ze strachu przed przyszłymi opłatami i zakazami.

Mało kto wie, że w Polsce wielokrotnie więcej się sadzi drzew i krzewów w ogrodach i lasów niż ich się wycina. Ponadto rośliny rosnąc zwiększają swoją masę zieloną, więc zieleni przybywa, a nie ubywa, jak drą się niedouczeni pseudoekolodzy. Właściwiej byłoby powiedzieć ekoterroryści. To oni są w istocie szkodnikami życia publicznego o proweniencji socjalliberalnej, chcą rządzić czyimś życiem i czyimś kosztem. Szczytem tego socliberalizmu jest bezczelny pomysł wiceprezydenta Warszawy, Michała Olszewskiego, by Miasto miało udział w zyskach przedsiębiorcy, który usunął drzewa, by móc wybudować dom. Według prezydenta wartość działki po usunięciu drzewa rośnie. Michał Olszewski uważa, że ten wzrost wartości działki należy opodatkować. Ale gdy Prezydent Warszawy wycenia nieruchomości miejskie do sprzedaży lub celem naliczenia opłat za użytkowanie wieczyste, to liczy wartość gruntu jakby był bez drzew. Taka filozofia to zwykłe krętactwo.

Prezydent udaje, że jego celem jest ochrona zieleni, ale gdy przedsiębiorcy, występując o wycinkę drzew, proszą o możliwość wykonania nasadzeń zamiennych w miejsce opłat za wycinkę, to im się odmawia i karze płacić. Mało tego. Prezydent nalicza opłaty dwa razy wyższe niż to wynika z przepisów. Twierdzi bowiem, że każda zieleń na terenie Miasta jest zielenią miejską, a dla takiej zieleni ustawa pozwala podwoić opłatę. Przedsiębiorcy od takich decyzji się nie odwołują, bo nie chcą się spierać z władzą i tracić na to czas, bowiem drożej kosztuje opóźnienie inwestycji niż podwyższona opłata. Prezydent bezczelnie z tego korzysta. A przecież tereny miejskie w rozumieniu ustawy nie są terenami prywatnymi.

Skutkiem tej sytuacji inwestycja kosztuje więcej, a w konsekwencji drożej kosztują mieszkania. Czyli Miasto zarabia na mieszkańcach, a nie na deweloperze.

W całej dyskusji w sprawie usuwania drzew prawie nikt nie zauważa, że ustawa wprowadziła 10-krotnie wyższe opłaty za usuwanie drzew niż obowiązywały poprzednio. Skutkiem tego są też wyższe kary za samowolne wycinki. To są koszty idące często w setki tysięcy złotych, więc nie należy się dziwić wycinkom drzew przed sprzedażą nieruchomości. Wszyscy kochają zieleń, ale nikt nie proponuje zmniejszenia podatku od nieruchomości zależnie od ilości zieleni na działce albo podwyższenia go tam, gdzie zieleni nie ma. To wynika z braku uczciwości i moralności społecznej. Jedni bowiem chcą żyć kosztem drugich i korzystać z czyjejś zieleni na koszt jej właściciela. Nie jest to jedyna dziedzina naszego życia społecznego, w której panują takie zasady.

Tak samo jest z zabytkami. Każe się właścicielom je utrzymywać, ale się ich w tym nie wspiera, tylko karze za ich zły stan. Ogranicza (lub zakazuje) się możliwość ich przebudowy i rozbudowy. O wbicie każdego gwoździa czy pomalowanie ściany trzeba pytać o zgodę konserwatora zabytków. Ten sam konserwator zabytków ma bielmo na oczach i nie karze nikogo odpowiedzialnego w sprawach dotyczących zaniedbanych i niszczejących zabytków będących własnością Skarbu Państwa lub m. st. Warszawy. Bo się boi, że będzie zwolniony.

Sporo w sprawie zakazu wycinki drzew i tworzenia zieleni krzyczy „Gazeta Stołeczna”. Ale jak się zobaczy ich siedzibę przy ul. Czerskiej, to tam może 1 % terenu stanowi zieleń.

Bogdan Żmijewski

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do