
Wynik ani styl gry nie zachwycają, ale po bezbramkowym remisie z Meksykiem zachowaliśmy szanse. Na katarskim mundialu wszystko może się zdarzyć, jak dowodzi zwycięstwo Arabii Saudyjskiej nad faworyzowaną Argentyną. Na tym też piękno futbolu polega.
Saudyjczycy grają w Katarze jak u siebie, pomimo niedobrych kontaktów politycznych między obydwoma państwami. Ten pierwszy atut, choćby ze względu na podobieństwo klimatu, perfekcyjnie w pierwszym meczu wykorzystali. Nie pomogło przedłużenie meczu o kwadrans. Saudyjczycy rozważnie obronili korzystne dla siebie 2:1, na takich sensacjach polega urok mundialowej piłki. Zaliczani do najlepszych Argentyńczycy okazali się wobec determinacji "czarnego konia" turnieju bezradni. Nie pomógł nawet Leo Messi, uchodzący za najlepszego zawodnika świata.
Tak jak zamiar Messiego ukoronowania kariery zdobyciem tytułu, jak kiedyś udało się to jego rodakom Mario Kempesowi (1978 r.) i Diego Maradonie (1986 r.) wiąże się ściśle z perspektywami jego reprezentacji, tak na los polskiej drużyny wpływa osobowość Lewandowskiego - który o rok młodszy niż Messi, bo 34-letni, też chciałby efektownym akordem w Katarze swoją drogę piłkarską zakończyć. Jak bardzo połączenie to okazało się zasadne, pokazał pierwszy mecz z Meksykiem. Rzut karny, a to w piłce niemal pewna bramka, wykonywany przez Lewandowskiego obronił Guillermo Ochoa. Nasz mistrz strzelał inaczej niż zwykle to robi, bo po ziemi, zmiana nie zmyliła jednak bramkarza przeciwników. Zmarnowaliśmy tym samym szansę na wygraną, bo broniliśmy się umiejętnie, a prowadzenie mogło załamać Meksykanów. Za wcześnie jednak na snucie analogii z Kazimierzem Deyną, dla którego nie strzelony gospodarzom karny na mundialu w Argentynie (1978 r.) oznaczał początek końca pięknej kariery: potem było już tylko gorzej, nie sprawdził się w Manchesterze City i nie znalazł szczęścia w Ameryce. Lewandowski w Katarze ma przed sobą jeszcze przynajmniej dwie okazje, żeby się poprawić. Pierwszą z nich stanowić będzie sobotnia potyczka z rewelacyjną Arabią Saudyjską.
Polacy w historii futbolu mieli szczęście do zwycięskich remisów. Uzyskanie przez ekipę Kazimierza Górskiego 1:1 na Wembley, gdzie cudów w bramce dokonywał Jan Tomaszewski, nazwany wtedy "człowiekiem, który powstrzymał Anglię", utorowało nam w 1973 r, drogę do pierwszych po wojnie finałów Mistrzostw Świata rok później. Podobnie jak w 1977 r. identyczny wynik, osiągnięty przez drużynę Jacka Gmocha z Portugalią, tyle, ze w Chorzowie, dał nam paszporty do Argentyny. Zaś na turnieju w Hiszpanii w 1982 r. bezbramkowy wynik drużyny Antoniego Piechniczka ze Związkiem Radzieckim nie tylko zapewnił nam miejsce w czwórce najlepszych, ale stał się okazją do patriotycznych manifestacji, jak wywieszanie na trybunach przez emigrantów transparentów Solidarności, w kraju zdelegalizowanej, bo trwał stan wojenny.
Wynik z Meksykiem zwycięskim remisem nie jest. Pozostaje rezultatem na miarę możliwości. To nie była wielka piłka nożna. Poziomem przypominała czasem rodzimą ekstraklasę. Ale to wynik idzie w świat. Najważniejsze, że nie przegraliśmy. Jak w kompromitującym stylu z Ekwadorem 0:2 (w 2006 r.), który przedtem pokonaliśmy w towarzyskim meczu 3:0. Ani jak przed czterema laty na turnieju w Rosji z Senegalem 1:2.
Jak mawiał wielki Kazimierz Górski, piłka jest okrągła, a bramki są dwie. Uniknęliśmy najgorszego, przełamaliśmy zły fatalizm paru ostatnich turniejów, kiedy już pierwszy mecz paraliżował, a efekt okazywał się kompromitacją. I nie udawało się ożywić pięknych wspomnień.
Również od bezbramkowego remisu, tyle, że z ustępującymi mistrzami świata z RFN zaczęła turniej w Argentynie (1978 r.) ekipa Jacka Gmocha. Skończyło się na piątym miejscu, wtedy uznanym za porażkę, dzisiaj wiele byśmy za nie dali. Podobnie w Hiszpanii (1982 r.) bez bramek otwierała turniej wspólnie z późniejszym z kolei mistrzem, Włochami, ekipa Antoniego Piechniczka, która ostatecznie wróciła z niego z zaszczytnym trzecim miejscem, zapewne jedynym sukcesem Polski w tamtym ponurym roku. Tym razem rozstrzygnięcia okażą się takie, na jakie zawodnicy zapracują. Nie tylko Lewandowski ma nam coś do udowodnienia.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie