
– rozmowa z Posłem na Sejm RP Joanną Fabisiak
Maciej Rayzacher: Pani Joanno, Pani Poseł, minął już pierwszy rok IX kadencji Sejmu. Jako Pani wyborca chciałbym zadać kilka pytań dotyczących Pani pracy w tym czasie. Wiem, że nie przechodzi Pani obojętnie obok zwykłych ludzkich spraw. Niezależnie czy jest to młoda osoba borykająca się z niezawinionym zadłużeniem, czy grupa kupców walcząca o swoje miejsca pracy, a w ostatnim czasie sprawy związane z pomocą w czasie pandemii. Czy udaje się Pani to wszystko załatwić?
Joanna Fabisiak Poseł na Sejm RP: Wszystkiego nigdy się nie uda, ale myślę, że wiele jest spraw, które się załatwi, jeśli się o to wytrwale i cierpliwie zabiega.
Wspomniałeś o ogromnie ważnym problemie – zadłużeniu. Mieszkanie zadłużone, a najgorzej jeśli nie z własnej winy. Do mojego biura poselskiego zgłosiła się na przykład dziewczyna, której mieszkanie zadłużyli rodzice, a teraz ona ma spłacać sumy ogromne, rzędu 200-300 tysięcy. Fantastycznie, że udało się, na skutek wielokrotnych interwencji, które podejmowałam przez dwa lata (bo zaczynałam jeszcze w poprzedniej kadencji), doprowadzić do tego, że Warszawa podjęła uchwałę, która umożliwia konkretną pomoc osobom z zadłużeniem czynszowym. Jeśli udowodni się, że rodzice zadłużali mieszkanie, kiedy to była dziewczynka niepełnoletnia, to za okres niepełnoletności nie obciąża się jej tym długiem. Pozostały można rozłożyć na raty, a nawet w pewnej części umorzyć. To jest wielka rzecz.
Bo co może być ważniejszego, gdy nie ma mieszkania, jest komornik, nie ma pracy… Te osoby często pracowały w szarej strefie, bo inaczej nie mogły – komornik zabrałby połowę i dziewczyna nie miałaby z czego żyć. Pamiętam sytuację, gdy przychodziła do mnie matka i mówiła: „Ja nie chcę żyć, ja nie mogę żyć, ja nie widzę światełka w tym czarnym tunelu, w którym jestem”. Pojawienie się takiego światełka jest naprawdę bardzo ważne dla ludzi potrzebujących.
MR: A co z pandemią?
JF: W marcu ubiegłego roku, gdy tylko koronawirus pojawił się w Polsce, zgłosili się do mnie seniorzy, alarmując, że brakuje maseczek. Ponieważ było ich mało, to były bardzo drogie: każda maseczka kosztowała 10-12 złotych. I wtedy udało się, ze wspaniałymi warszawskimi rzemieślnikami z Cechu Krawców i Rzemiosł Włókienniczych i wspaniałym Panem Tadeuszem Kierepką. Ja kupiłam materiał, Pan Tadeusz szył i dzięki temu rozdaliśmy Warszawiakom tysiąc maseczek, które trafiły przede wszystkim do seniorów, osób potrzebujących. To takie proste, zwykłe, ludzkie rzeczy.
MR: Ale ważne.
JF: Ale ważne.
MR: Muszę zapytać o kupców, ich sprawy są mi bardzo bliskie. Na Ochocie to przede wszystkim sprawa kupców wysiedlonych z bazaru na Banacha.
JF: A na Bielanach udał się obronić kupców. Na Żeromskiego działały trzy pawilony, bardzo ważne dla mieszkańców, bo nigdzie w okolicy nie ma sklepu warzywnego. Umowy kupców się kończyły i miały nie zostać przedłużone, ponieważ w tym miejscu została zaplanowana zieleń. Ale Bielańczykom bardziej potrzebne były pawilony z warzywami, chcieli ich zachowania. Moja interwencja pomogła zorganizować społeczność, wywalczyć przedłużenie umów dla kupców i zapewnić dalsze funkcjonowanie ich sklepów.
MR: Szkoda, że Pani Poseł Joanna Fabisiak nie pracuje na Ochocie.
JF: Jestem Ochocianką, kończyłam tu szkołę podstawową i średnią, zdawałam maturę. Moją szkołą był Kołłątaj.
MR: Czy do Pani biura poselskiego zgłaszają się także mieszkańcy Ochoty i Żoliborza? Problemów w tych dzielnicach nie brakuje, np. na Ochocie sprawa Skry czy wspomnianych kupców. Dodałbym jeszcze nierozwiązany problem Placu Narutowicza, a właściwie całego ciągu ulicy Grójeckiej.
JF: Zgłaszają się do mnie osoby z całej Warszawy. Ważniejszy jest dla mnie rodzaj sprawy niż to, jakiej dzielnicy są to mieszkańcy, bo przecież to im trzeba pomóc i rozwiązać problem. Wspomniałeś o Placu Narutowicza. To bardzo ważny temat. Plac znajduje się w centrum Ochoty, w jej w najstarszej części. To miejsce mogłoby stanowić piękne serce dzielnicy, gdyby nie rozwiązania komunikacyjne, które to uniemożliwiają – powodują, że jest to właściwie jedno wielkie torowisko. Warto byłoby pomyśleć nad rozwiązaniami, które mieszkańcom przywróciłyby choć częściowo Plac Narutowicza.
MR: W Sejmie pracuje Pani w Komisji Edukacji Nauki i Młodzieży, koncentrując się na szkolnictwie wyższym i nauce, ale tego wątku nie będę już poruszał. Natomiast chciałbym się dowiedzieć o komisję mniej znaną mieszkańcom Warszawy – Komisję Łączności z Polakami za Granicą. Na czym polega praca w niej? Jakimi sprawami się zajmuje?
JF: Wydaje się, że to taka łatwa komisja, może się kojarzyć, że praca w niej oznacza wyjazdy, podróżowanie po całym świecie. Tymczasem w rzeczywistości jest to bardzo trudna komisja. Zdecydowałam się na pracę w niej, ponieważ to mój zawód – przez ponad 25 lat pracowałam w Centrum Języka Polskiego i Kultury Polskiej dla Cudzoziemców „Polonicum” na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Odchodziłam stamtąd do Sejmu jako wicedyrektor.
Dla mnie najważniejszy jest język, bo język jest najsilniejszą kotwicą. Jak długo człowiek po wyjeździe z kraju zachowuje język, tak długo trwa jego tożsamość narodowa. W momencie, kiedy zatraca język, wynarodawia się bardzo szybko. Jednak zachowanie języka jest trudne. Na świecie jest ponad tysiąc społecznych szkół polskich, które nie mają żadnego zaplecza ani finansowego ani lokalowego. Zakładają je i walczą o ich utrzymanie na ogół kobiety – są to siłaczki, bohaterki i warto im pomagać, bo w ten sposób pomaga się Polsce.
MR: Czy może Pani podać jakieś pozytywne przykłady?
JF: Są same pozytywne, a najpiękniejszy to przykład Pani Ewy Pawlik z małej miejscowości spod Bostonu, która z ogromną determinacją walczy o prowadzoną przez siebie szkołę. Była wyrzucana z różnych miejsc, przez pewien czas prowadziła nawet zajęcia w piwnicy w kościele, ale się nie poddała. Liczba uczniów się zmniejszyła, ale nawet dla 70 dzieci ona tę szkołę od wielu lat prowadzi – to jest bohaterstwo.
MR: A Wschód?
JF: Na Wschodzie jest zupełnie inaczej. Tam dzieci bardzo chcą się uczyć polskiego. Natomiast trudno jest tam wysłać polskich nauczycieli, bo dla nich to nie jest zbyt atrakcyjne. Ale mimo to szkoły polskie na Wschodzie cały czas funkcjonują. Tamtejsi Polacy widzą wielki cel w przekazywaniu kolejnemu pokoleniu ojczystej kultury i języka, nie brakuje wśród nich osób, które chcą prowadzić zajęcia. To jest inny rodzaj bohaterstwa.
MR: A jak sytuacja wygląda na Litwie?
JF: Nasze stosunki z Litwą to zawsze była taka szorstka przyjaźń. Litwini deklarowali, że są bardzo życzliwi, ale niekoniecznie było to widać w stosunku do szkół polskich.
MR: Chciałbym jeszcze powrócić do pracy Pani biura poselskiego. Jakiego rodzaju sprawy są tam zgłaszane?
JF: W czasie pracy nad nowelizacją ustawy o szkolnictwie wyższym częstymi gośćmi w moim biurze poselskim byli przedstawiciele świata nauki reprezentujący instytuty naukowe, Polską Akademię Nauk i wyższe uczelnie. Przedstawiali propozycje poprawek do procedowanej ustawy, a ja po wspólnej dyskusji zgłaszałam je podczas prac Komisji Edukacji Nauki i Młodzieży.
Regularnie interweniuję też w sprawach ważnych dla całego systemu edukacji. Wsłuchuję się w potrzeby zarówno rodziców jak i młodzieży. Ostatnią sprawą była zmiana kalendarza rekrutacji do szkół ponadpodstawowych. Moja interwencja sprawiła, że nie tylko sporządzony został bardzo wyczekiwany przez uczniów harmonogram, ale, co szczególnie ważne, udało się doprowadzić do tego, że rekrutacja kończy się już w lipcu, a nie jak w zeszłym roku dopiero w połowie sierpnia. Dzięki temu abiturienci szkoły podstawowej oraz ich rodziny będą mogli w sierpniu odpocząć. Młodzi ludzie zyskają przede wszystkim spokój i komfort psychiczny, bo nie będą musieli w tym miesiącu już myśleć o rekrutacji. Uczniowie, zmęczeni nauką zdalną, pozbawieni ferii zimowych i zestresowani koniecznością zdawania egzaminów, potrzebują z pewnością wytchnienia. Jest to niezbędne zarówno dla ich kondycji psychicznej, jak i fizycznej oraz odporności.
MR: Sprawy rodzinne to temat, który zajmuje dużo czasu w Pani działalności poselskiej. Trudno na pewno jest wybrać jedno rodzinne zagadnienie, to najważniejsze. Przybliży mi Pani jakimi sprawami zajmowała się Pani w tej kadencji?
JF: Prośby o interwencję w sprawach rodzinnych zgłaszają do mnie osoby z całej Polski. O pomoc proszą szczególnie kobiety w przypadku różnych dramatów rodzinnych, w sytuacjach przemocowych, dzwonią do mnie. Są to nie tylko osoby indywidualne, także stowarzyszenia, jak np. Stowarzyszenie Eurydyka zrzeszające kobiety z całego kraju. Niedawno dzwoniła pani ze Szczecina, która założyła organizację na rzecz pomocy matkom i bardzo prosiła, żebym włączyła się w ich pracę, udzieliła pomocy w pewnych kwestiach prawnych. Zawsze, od 20 lat, odkąd jestem posłem, pomagałam kobietom. Ja kobietom pomagam praktycznie. Mniej zajmuję się hasłami, a więcej konkretami, np. gdy przychodzi matka w ciąży, która nie wie, gdzie następnego dnia będzie spała – i wtedy trzeba ten problem rozwiązać.
MR: Wiem, że prowadzi Pani wolontarystycznie Fundację „Świat na Tak”, która została powołana dla wszechstronnej pomocy młodzieży. Jakie dokładnie działania prowadzi Fundacja?
JF: Kiedy ćwierć wieku temu rejestrowaliśmy Fundację „Świat na Tak”, wiele osób pytało, skąd taka nazwa i co ona oznacza. Chcieliśmy, żeby była to krótka definicja misji powoływanej organizacji. Celem Fundacji jest bowiem wzmacnianie pozytywnych postaw i działań młodzieży, uczenie spokojnego choć nie bezrefleksyjnego przyjmowania trudności oraz życzliwości do ludzi i świata. Nasz program wychowawczy opiera się na zaangażowaniu młodzieży w wolontariat. Wierzymy, że każdy z nas chce zostawić świat trochę lepszym niż go zastał, a więc chce kreować zdarzenia na „Tak”. Wiemy również, że tam gdzie jest wolontariat, tam nie ma miejsca na przemoc rówieśniczą i agresję, ponieważ to wolontariat właśnie skutecznie radzi sobie z tym najpoważniejszym problemem współczesnej szkoły.
Program wychowawczy Fundacji realizowany jest w szkolnych „Klubach Ośmiu”, które działają w całej Polsce, zrzeszając około 5 tysięcy młodzieży. Nasi wolontariusze pracują przez cały czas, także w czasie pandemii. Wspierają osoby, które nie mogą lub boją się wychodzić z domu, szczególnie seniorów, osoby chore i niepełnosprawne. Pomagają w codziennych sprawach, odbierają paczki, robią zakupy.
„Kluby Ośmiu” powstały jako pokłosie Konkursu „Ośmiu Wspaniałych”, który był na początku całej inicjatywy. Nagradzamy w nim nastoletnich wolontariuszy – młodzież, która spieszy z pomocą ludziom, zwierzętom i całemu środowisku naturalnemu, chroniąc je przed zniszczeniem. Konkurs zapoczątkowany został w 1993 roku w Warszawie, ale okazał się bardzo potrzebny, więc szybko stał się konkursem ogólnopolskim. Mimo upływu lat co roku nie brakuje nam wspaniałej młodzieży, która może służyć za wzór swoim rówieśnikom.
Wolontariusze oraz opiekunowie „Klubów Ośmiu” biorą udział w regularnie organizowanych webinariach. Np. tematem ostatniego spotkania on-line były problemy w relacjach dorośli-młodzież i sposoby radzenia sobie z nimi, prowadził je psycholog.
MR: A inne działania?
JF: Misją Fundacji jest wszechstronna pomoc młodzieży. Pomagamy młodym ludziom w pokonywaniu trudności życiowych i w usamodzielnieniu się. Dlatego już od ponad 20 lat prowadzimy bezpłatne korepetycje, w których uczestniczy corocznie 150-250 osób. Nie poddaliśmy się także w czasie pandemii i obok formy tradycyjnej korepetycje prowadzone są on-line. Przez wiele lat prowadziliśmy Młodzieżową Agencję Informacyjną, wydawaliśmy poradniki dotyczące tego, jak przygotować się do pracy zawodowej i jak jej szukać. Gdy do Polski zaczęli przyjeżdżać repatrianci oraz osoby z Kartą Polaka, dla tej młodzieży specjalnie prowadziliśmy i nadal prowadzimy naukę języka polskiego.
MR: Wiem, że Fundacja organizuje co roku bal karnawałowy dla młodzieży niepełnosprawnej. Czy może Pani więcej o nim opowiedzieć?
JF: Bardzo ważnym obszarem działań Fundacji jest wspieranie młodzieży niepełnosprawnej. Dlatego już od 23 lat organizujemy Integracyjny Bal Karnawałowy dla Młodzieży Niepełnosprawnej i Wolontariuszy, co roku uczestniczy w nim kilkaset osób. Tegoroczna edycja była wyjątkowa, bo ze względu na pandemię odbyła się w wersji on-line. Nie zabrakło jednak żadnej z atrakcji, która towarzyszy balowi na żywo. Był wodzirej, animatorka, DJ, występy magika i formacji tanecznej. Każdemu uczestnikowi imprezy dostarczyliśmy wcześniej podarunek z niespodzianką, który otwierał dopiero podczas wspólnej zabawy.
Od kilkunastu lat organizujemy także charytatywny marszobieg dla młodzieży niepełnosprawnej, który odbywa się w malowniczej scenerii okolic Łazienek Królewskich. Tę piękną i bardzo lubianą przez młodych ludzi tradycję przerwała dopiero pandemia.
MR: Czy Fundacja działa także na rzecz młodzieży polskiej mieszkającej za granicą?
JF: Tak. Organizujemy Konkurs „Być Polakiem”, by umacniać tożsamość narodową i więź młodzieży polonijnej z krajem pochodzenia. Podczas ostatniej edycji młodzież w pracach konkursowych odpowiadała na pytanie, czy obecnie jest potrzeba, aby być solidarnym z Polską i Polakami żyjącymi w kraju oraz poza jego granicami. Od początku trwania konkursu z całego świata napłynęło łącznie 7 200 prac pisemnych, plastycznych i multimedialnych przygotowanych przez młodych ludzi, którzy choć żyją poza granicami kraju, mają Polskę w sercu.
MR: Od jak dawna realizowany jest konkurs?
JF: Od 2010 roku. W tym roku odbywa się już XII edycja Konkursu „Być Polakiem”.
MR: Dziękuję za rozmowę.
JF: Ja również dziękuję.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie