Reklama

Ostatni kowboj, bohater opozycji. Wspomnienie o Jacku Madanym (1964-2013)

19/06/2022 15:05

Ryzykując pięć lat więzienia, gdy pełnił z poboru służbę w MSW, przekazał KPN dane o wykorzystywaniu przez komunistyczne władze powszechnego spisu ludności przeciwko obywatelom. Mija dziewięć lat odkąd zabrakło wśród nas Jacka Madanego - bohatera opozycji, przedsiębiorcy, pasjonata i znawcy prozy Tadeusza Konwickiego.    

Do takich ludzi jak Jacek pasowało staroświeckie nieco słowo "oryginał". To nie mit, on naprawdę chodził po Warszawie stanu wojennego w kowbojskich butach, kamizelce i kapeluszu. Siedem lat wcześniej, nim słynny plakat z Gary Cooperem "W samo południe" połączył na trwałe western z walką Solidarności. W 1982 r. strój Jacka skutkował wyjątkowo częstym legitymowaniem go na ulicy przez milicjantów i sołdatów LWP. Oddawał też trafnie jego styl życia: słuchał w domu muzyki country, gdy się do niego przyszło nastawiał najchętniej kultową płytę "Folsom prison blues", którą zresztą pożyczyłem mu na wieczne nieoddanie. Gwiazdą country w polskim wydaniu pozostawała jego siostra. Dla obojga ta muzyka oznaczała wolność. I niewzruszoną prawdę świata, w którym pozytywny bohater, jak w klasycznych westernie, nadchodzi zawsze z prawej strony ekranu. Tej zasady Jacek Madany trzymał się również poza sferą - jakbyśmy dzisiaj powiedzieli - life-stylową. Także w sprawach najważniejszych. 

Dlaczego towarzysz pułkownik wysłał kreta do MSW 

Nawet, gdy Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w ramach poboru wezwało go w swoje szeregi. Stało się tak za sprawą poziomu intelektualnego ówczesnej kadry oficerskiej. Gdy Jacka wezwano przed komisję poborową, grzebiący w jego papierach pułkownik z komendy uzupełnień znalazł tam dyplom ukończenia szkoły pomaturalnej ze specjalnością: informacja turystyczna. Ponieważ część kadry po stanie wojennym literalnie nie trzeźwiała, zupakowi tyleż mocno, co mylnie skojarzyły się te dane z informatyką.

I tego już się trzymał. W efekcie posłał Jacka do centrum komputerowego MSW przy warszawskiej ul. Szczęśliwickiej. Wprowadzono już system ewidencji ludności PESEL. Generałowie Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak zakupili właśnie za ciężkie pieniądze od międzynarodowego spekulanta Roberta Maxwella system inwigilacji obywateli, protoplastę współczesnego Pegasusa. Działo się. Państwa Układu Warszawskiego, bo pod tą zbiorczą marką występował Związek Radziecki ze swoimi satelitami, dysponowały już zintegrowanym systemem danych o przeciwniku. Nawet Kuba Fidela Castro była do niego podłączona, chociaż papierosy wkładano tam fabrycznie... odwrotnie niż u nas, bo z powodu deficytu mydła nikt rąk nie mył, zaś gdy na kartki raz na pięć lat dawano sweter - to potem co rok z przydziału łaty do niego.   

Pracując tam, dokąd go odkomenderowano, Jacek Madany zyskał dostęp do mnóstwa wiadomości, niedostępnych zwykłemu obywatelowi. Również do takich, w które ten ostatni nie byłby nawet skłonny uwierzyć. I postanowił, że nie zatrzyma ich dla siebie, pomimo grożącej odpowiedzialności karnej. 

 Tożsamość naszego informatora stała się rychło najlepiej strzeżoną w Konfederacji Polski Niepodległej tajemnicą. Nie poznali jej nawet Leszek Moczulski ani Krzysztof Król. Wiedzieliśmy tylko my dwaj: Jacek, który dane przekazywał i ja, który czyniłem z nich użytek. 

Jak rachmistrze z resortu mieli kąty przepatrywać

W "Orle Białym", wydawanym poza cenzurą piśmie akademickim KPN w 1988 r. na czołówce ukazał się artykuł "Kulisy spisu powszechnego". Przestrzegał przed tym, do czego władze mogą użyć niewinnej z pozoru operacji liczenia ludności.

Tylko połowę rachmistrzów stanowili bowiem pragnący dorobić do stypendium studenci czy do otrzymywanego świadczenia emeryci.

"Druga połowa rekrutować się będzie z funkcjonariuszy w cywilu, z uwagą, że będą to najbardziej spostrzegawczy i w miarę obrotni" - można było przeczytać w KPN-owskiej gazetce. A także resortowi weterani, przy czym "jeśli wejdzie do was taki emeryt, gdy przyjmujecie u siebie gości, to ma prawo was indagować o nich - i gości o was" - ostrzegaliśmy [1]. Z artykułu można się też było dowiedzieć, że MSW wykorzystuje spis powszechny ludności do inwigilacji obywateli, kontroli rynku wynajmu mieszkań i pozyskiwaniu wszelkiego typu danych wrażliwych (który z opozycyjnych profesorów dysponuje garsonierą czyli w domyśle ma kochankę, albo jaki artysta mieszka z drugim panem zamiast z panią jak należy). Gdy na kursie przygotowawczym studenci zadawali niewygodne pytania - dociekliwych kandydatów na rachmistrzów wykluczono tak z kursu jak ze spisu. Chcesz wiedzieć za dużo - nie zarobisz. Od pozostałych wymagano podpisywania zobowiązań do zachowania tajemnicy. 

Piątka za wypracowanie 

Jackowi Madanemu za to, co ujawnił groziło nawet pięć lat więzienia. Piątka za wypracowanie - tak można powiedzieć. Ryzykował jednak dużo więcej: swoje prywatne życie i szczęście. W trakcie odsługiwania "woja" poznał bowiem w MSW dziewczynę. Pobrali się i byli razem aż do końca. Zawsze precyzyjnie i z dużym naciskiem wskazywał, że małżonka jest tam pracownicą, a nie funkcjonariuszką.

Zubożeniem byłoby jednak ograniczenie biogramu Jacka Madanego wyłącznie do roli, którą wtedy odegrał. Sygnalisty - jak byśmy dziś powiedzieli. Wtedy podobnego słowa jeszcze nie było, a ściślej w innym znaczeniu odnosiło się do kolejarza wymachującego chorągiewkami na peronie lub harcmistrza w trakcie gry terenowej. Po doświadczeniach Edwarda Snowdena oznacza tego, który pozostając w złej strukturze, ponosi ryzyko i ujawnia w imię dobra publicznego tkwiące w niej zagrożenia i nieprawości. Ale to nie cała życiowa rola Jacka.

Nie będąc studentem, Madany funkcjonował twórczo w aktywnej wówczas młodej kulturze. Nie tylko jako stały bywalec projekcji w Klubach Inteligencji Katolickiej, gdzie dawało się obejrzeć w pełnej wersji "Blaszany bębenek" Volkera Schloendorffa według Guentera Grassa, z nie wyciętą sceną jak radzieccy żołnierze gwałcą kobiety w zdobytym Gdańsku. I nie wyłącznie jako uczestnik katakumbowych wieczorów autorskich krytycznych wobec władzy poetów, jak Jan Polkowski czy Ryszard Krynicki. Także jako autor. 

Na polonistyce, wykorzystując przygotowaną jeszcze przed stanie wojennym w trakcie "roku Solidarności" (1980-81) liberalną ustawę o szkolnictwie wyższym, dającą kołom naukowym prawo oficjalnego wydawania materiałów "do użytku wewnętrznego" - startowaliśmy z własnym pismem literackim. Poprosiliśmy Madanego o szkic o powieści "Bohiń". Znawcą i pasjonatem twórczości Tadeusza Konwickiego pozostawał od zawsze. Esej Jacka stał się ozdobą pierwszego numeru almanachu [2].  

Gdy ustrój się zmienił, Jacek Madany prowadził własne biuro turystyczne. Szkolił też pilotów wycieczek. Zyskał sobie renomę w tej branży. Nie bał się publicznych wypowiedzi, gdy w grę wchodził interes polskiego przedsiębiorcy: jak wtedy, gdy w moim materiale dla "Wiadomości TVP" zaprotestował przeciwko nieuczciwej konkurencji ze strony niemieckich biur turystycznych, podrzucających mediom fake newsy o pladze kleszczy w naszych lasach, żeby zniechęcić emerytów znad Łaby do letnich przyjazdów do Polski. Nie stronił też od akcji charytatywnych: chętnie dokładał do zielonych szkół i akcji darmowego wypoczynku dla dziewczyn i chłopaków z domów dziecka.  

Niestety w nowej Polsce nie tylko nie został w żaden sposób uhonorowany, jeśli nie liczyć hasła w słowniku pseudonimów z antykomunistycznej bibuły [3], ale gdy poważnie zachorował - pozbawiony był nawet dostępu do bezpłatnej opieki zdrowotnej. Jednak nie kontaktu z przyjaciółmi. Pamiętaliśmy do końca o nim, odwiedzały go koleżanki z Liceum Batorego: Ania Kowalska i Beata Rutkowska. Próbowaliśmy pomóc, jak się tylko da. Mija dziewięć lat, odkąd odszedł. Bardzo go nam brakuje. 

 

[1] Maciej Paraluch [Jacek Madany]. Kulisy spisu powszechnego. "Orzeł Biały" nr 9 z 10 grudnia 1988

[2] por. Jacek Madany. BOHIŃ - Tadeusza Konwickiego. Warszawskie Koło Polonistów, Materiały Naukowe, wyd. Uniwersytet Warszawski, nr 1 z 1988 

[3] Kto był kim w drugim obiegu? Słownik pseudonimów pisarzy i dziennikarzy 1976-89. Opr. Cecylia Gajkowska, Joanna Król, Irena Stemplowska, Dobrosława Świerczyńska. Wyd. Instytut Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk, Warszawa 1995, s. 218   

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do