
Liczy się awans. I ten został osiągnięty. Po raz pierwszy od 36 lat Polska znalazła się wśród szesnastu najlepszych piłkarskich reprezentacji świata.
A kto szuka pięknej gry, doznań estetycznych na boisku - tego oczekiwania zaspokoił na pewno Wojciech Szczęsny piękną paradą broniąc rzut karny, strzelany przez Leo Messiego, najlepszego w świecie gracza.
Utyskiwanie na 0:2 z typowaną nawet na mistrza Argentyną mija się z celem, skoro po powrocie na mundial po szesnastoletniej nieobecności przegraliśmy takim samym wynikiem z Koreą Południową (2002 r.) zaś cztery lata później z Ekwadorem, chociaż to nie piłkarscy potentaci lecz - jak mawiają futboliści w swoim slangu - kelnerzy tylko.
Stan tabeli przed meczem narzucał defensywną taktykę. Na Wembley w meczu co utorował nam drogę do pierwszych po wojnie finałów mistrzostw świata (1:1 z Anglią w 1973 r.) Kazimierz Górski nie stawiał na estetykę gry, lecz skuteczność. Strzelcowi "złotej bramki" Janowi Domarskiemu piłka zeszła wtedy z nogi i tym zmylił Petera Shiltona. Zaś Jana Tomaszewskiego nazwano "człowiekiem, który zatrzymał Anglię".
Do tradycji tego ostatniego nawiązał Wojciech Szczęsny. Dokonywał między słupkami bramki wyczynów niewiarygodnych. Za jego sprawą Messi - chociaż karnego po pierwsze być nie powinno, a po drugie Argentyńczyk nie wykonał go źle - wspominać będzie mecz z nami podobnie jak Robert Lewandowski z Meksykiem.
To Szczęsny a nie Lewandowski został teraz bohaterem Polaków.
Do domu wracają zwykle groźni piłkarsko Duńczycy i wysoko notowana Walia. Belgowie przegrali z Marokiem. Niemcy z Japonią. Nawet broniąca tytułu Francja potknęła się w grze z Tunezją. Bo to mundial niespodzianek i wyrównanych szans.
Polska znalazła się wśród beneficjentów tego turnieju.
Styl punktuje się osobno w skokach narciarskich i wyłącznie - w łyżwiarstwie figurowym. W piłce nożnej decyduje wynik. Pokazał to całej Polsce środowy wieczór, kiedy to śledzić mogliśmy korespondencyjny również pojedynek o awans - bo o losie naszej reprezentacji decydował także drugi mecz. Tyle, że gdybyśmy zagrali po dziadowsku, jak na poprzednich mundialach, gdzie przegrywaliśmy nawet z Senegalem a z Kolumbią aż 0:3 - całych tych nerwów by nie było.
Kiedy zaś poprzednim razem wyszliśmy z grupy, w Polsce rządził jeszcze gen. Wojciech Jaruzelski, w USA Ronald Reagan, w Niemczech Helmut Kohl a we Francji Francois Mitterand. To była inna epoka jeszcze.
Czesław Michniewicz po raz pierwszy od 36 lat wprowadzając drużynę do szesnastki najlepszych w świecie już przeszedł do historii. Zostanie zapamiętany nie tylko przez kibiców. Czego nie da się powiedzieć o jego złośliwych oponentach: domorosłych ekspertach i przynudzających komentatorach. Gramy dalej, to się liczy. Teraz z mistrzem świata.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie