Reklama

prof. Witold Kieżun. Bohater na cały rok

31/07/2022 06:13

Z Bogusławem Szostkiewiczem, prezesem Fundacji Marki Polskiej im. Prof. Witolda Kieżuna rozmawia Łukasz Perzyna

- W ubiegłym roku rozmawialiśmy o upamiętniającym prof. Witolda Kieżuna - powstańca warszawskiego i zesłańca - muralu, którego jest Pan inicjatorem. Od tego czasu zamierzenie stało się rzeczywistością?

- Osiągnęliśmy efekt. Mural już jest. Został odsłonięty w setną rocznicę urodzin bohatera na Tarczyńskiej 12. To świetne miejsce, niemal w środku Warszawy. Ochota to dzielnica, która podobnie jak Wola stała się symbolem martyrologii, bo jej ludność cywilną Niemcy masowo mordowali od pierwszych dni Powstania Warszawskiego. Władze Ochoty okazały wielką przychylność i życzliwość naszej inicjatywie. Ulica Tarczyńska kojarzy się również z Mironem Białoszewskim, którego "Pamiętnik z Powstania Warszawskiego" znakomicie oddaje losy cywilnej ludności, podobnie jak biografia Witolda Kieżuna - drogę żołnierza. Może to symboliczne, że sąsiadują ze sobą w naszej pamięci i na tej ulicy. W praktyce działo się tak, że bohaterstwo warszawiaków było zjawiskiem jednolitym i niepodzielnym, można powiedzieć, że cywile i żołnierze jeśli trzeba zamieniali się rolami. Prof. Kieżun zawsze o tym mówił. Cywile wspierali walczących, a sami mogli liczyć na ich pomoc i ochronę. Nikt nikogo nie zdradził. Nie zostawił. 

- Zdarza się jednak coś takiego, jak zdrada dotykająca dobrej pamięci o bohaterze? Bo w kwestii upamiętnienia Profesora Kieżuna niestety na happy end za wcześnie: chociaż mural już powstał, to akurat na rocznicę Powstania mamy w księgarniach książkę, w której bohater Armii Krajowej przedstawiony został jako agent? Czy to przypadek?

- Oczywiście miałem inną wizję, że uda się upowszechnić znajomość postaci prof. Witolda Kieżuna jako bohatera, którego można czcić przez cały rok, a nie tylko 1 sierpnia. Bo to nie tylko najdzielniejszy żołnierz Powstania, ale jeden z najwybitniejszych polskich uczonych. Niestety wciąż trzeba jego pamięci bronić, bo on nie może po śmierci tego robić. Dla mnie to postać pomnikowa. Jeśli chodzi o książkę Sławomira Cenckiewicza "Agentura", to profesor znalazł się tam obok osób bezspornie za agentów uznawanych. Autor miesza rzeczy prawdziwe i fałszywe, taka jest jego metoda pisarska. "Cenckiewicz, o czym ty właściwie piszesz (..) Natomiast, że ktoś ci nadał tytuł doktora habilitowanego, a nawet stopień doktora, to jest żenada i hańba. Tyle błędów metodologicznych i ten język nielogiczny, z takimi konstrukcjami stylistycznymi, że nie wiem, kto to zrozumie, oraz ewidentnymi błędami merytorycznymi. Ten tekst jest na to dowodem. Niezrozumiały, nielogiczny, z licznymi błędami gramatycznymi i logicznymi, nic dodać, nic ująć" - to jest opinia jednego z użytkowników sieci, pod którą się podpisuję. 

- Gdy zerkam na teksty Cenckiewicza, odnoszę wrażenie, że mocno - powiedzmy - hamletyzuje?

- To nie hamletyzowanie, ale konfabulacja, nieuczciwość badawcza, którą wytknął mu Piotr Gontarczyk. Cenckiewicz jest analfabetą ekonomicznym, a próbuje oceniać zasługi profesora w tej dziedzinie. To żenujące. Nieznośne okazuje się to skupianie uwagi na sobie, gdy zarazem rozdaje się bez skrupułów ciosy innym, bez udokumentowania zarzutów. Pisze tekst o tym, jak sam został resortowym wnukiem. Chodzi o to, że jego dziadek był w Urzędzie Bezpieczeństwa. Problem okazuje się poważniejszy: bo dziadek Cenckiewicza należał do komunistycznej organizacji jeszcze przed wojną, co pozostawało równoznaczne z agenturalnością na rzecz Związku Sowieckiego. Zresztą wiele osób w sieci karci autora: "Co nas obchodzi Pana dziadek". To, co nazwał Pan z kolei hamletyzowaniem, świadczy o jakimś rozwichrowaniu, nie o rzetelnej metodzie badawczej i podważa wiarygodność historyka co do ocen innych osób. Wiele w nich konfabulacji. Znaczące, że o absolutnej uczciwości prof. Kieżuna przekonany pozostaje prof. Piotr Gontarczyk, który z Cenckiewiczem kiedyś pracował i zna jego metody. 

- W Powstaniu Warszawskim Kieżun wykazał się wyjątkową odwagą i charyzmą. W trakcie walk o Pocztę Główną czternastu Niemców mu się poddało. Przy czym Kieżun nie tylko był bohaterem Powstania, ale osobą wyjątkowo dotkliwie prześladowaną po wojnie?

- Zdaniem dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego Jana Ołdakowskiego był najodważniejszym żołnierzem Powstania. Bo nikt poza nim nie zdobył Krzyża Virtuti Militari, Krzyża Walecznych i nie awansował zarazem na stopień oficerski w ciągu dwóch miesięcy walk. Po wojnie aresztowany przez NKWD i męczony na Montelupich w Krakowie nie wydał nikogo. Trafił do łagru na pustyni. Chorował na beri-beri, jedną z najgorszych chorób tropikalnych. Dane mu było powrócić do kraju, uczestniczył w destalinizacji banku centralnego i przeprowadził pierwszy inteligencki strajk w Polsce Ludowej, w NBP. Stał się jednym z najwybitniejszych specjalistów od zarządzania w Polsce i na świecie. Ale zakład prakseologii, którym po nowatorsku kierował w Polskiej Akademii Nauk, odebrano mu z inicjatywy organizacji partyjnej. To błąd logiczny jego oskarżycieli, że nie potrafią uzasadnić, skąd te represje, skoro miał być jakoby człowiekiem władzy.    

- Dlaczego komuniści mieliby męczyć i nękać osobę, co jak twierdzą domorośli lustratorzy im służyła?

- A przy tym powszechnie znaną i cenioną w świecie, ale próbującą działać w kraju i dla kraju, dopóki uznawał to Profesor za możliwe, co w oczywisty sposób kłóci się z jakąkolwiek naprędce budowaną czarną legendą. Studenci go uwielbiali. Na Uniwersytecie Warszawskim był jednym z najpopularniejszych wykładowców. 

- Szanowano Kieżuna zarówno w kraju, jak za granicą, za dorobek naukowy, ale i niezłomny charakter? 

- Prof. Witold Kieżun promował nowoczesne metody zarządzania w Polsce. Wydał książkę Petera Druckera z własną przedmową, adoptował na grunt polski myśl noblisty i guru zarządzania Herberta Simona. Pomagał wolnemu światu rozwalić system komunistyczny. Z Polski wyjechał, gdy zaczęło mu po raz kolejny grozić niebezpieczeństwo. To postać charyzmatyczna, skoro zdarzało się, że na spotkania z nim w Stanach Zjednoczonych przychodziły po stanie wojennym nawet tysiące uczestników. Opowiadał im o Solidarności, wzbudzał entuzjazm. Pracował nad tworzeniem nowoczesnej administracji w położonym pośrodku Afryki Burundi, dla rządu Kanady i ONZ, wykładał w Montrealu, jednak najwięcej zrobił dla Polski. Gdy Katolicki Uniwersytet Lubelski w latach 70. miał kłopoty, to prof. Kieżun okazał się tym mężem zaufania, za sprawą którego skuteczna pomoc nadeszła. Nie tylko w rocznicę Powstania powinniśmy o tym pamiętać. Jego myśl warto dzisiaj przybliżać i przypominać. W wydarzeniach ostatnich paru dekad Witold Kieżun, maturzysta z 1939 r. w warszawskiej "Poniatówce" dostrzegał urzeczywistnienie niepodległościowych marzeń z czasów akowskiej konspiracji, Powstania, Polskiego Października i pierwszej dziesięciomilionowej Solidarności - ale też liczne stracone szanse. Pokazywał, co naprawić. Nie zawsze go słuchano. Pozostawał rzecznikiem bezinteresowności i dobrej roboty w życiu publicznym, uzasadniał to w języku nauki, ale zrozumiale. Polska wiele mu zawdzięcza. I powinna o nim pamiętać nie wyłącznie od święta.

Fot: FB Fundacja Marki Polskiej im. prof. Witolda Kieżuna

Wywiad ukazał się w 69 numerze gazety Samorządność

 

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do