Szpital na Narodowym to jedyny w świecie, gdzie personelu jest trzy razy więcej niż pacjentów...

Z Michałem Szczerbą warszawskim posłem Koalicji Obywatelskiej rozmawia Łukasz Perzyna.

- Jak nazwać problem ze szpitalem tymczasowym na Stadionie Narodowym w Warszawie?

- To są zainwestowane olbrzymie pieniądze, które nie odciążyły szpitali warszawskich, a takie miało być zamierzenie.

- Czego Pan, poseł z Warszawy, dowiedział się w trakcie kontroli, jaką przeprowadziliście we dwóch z Dariuszem Jońskim?

- W trakcie kontroli poselskiej włosy stanęły nam dęba.

- Dlaczego?

- Szpital tymczasowy na Stadionie Narodowym zatrudnia trzy razy więcej personelu niż przyjmuje pacjentów. Nie przesadzę zapewne, jeśli powiem, że jako jedyna placówka medyczna w świecie... Ujawniamy kontrowersyjne praktyki po tym, jak poznaliśmy nowe dane: pod koniec listopada ub. r. zatrudniał personel złożony z 452 osób, a pacjentów do końca tego samego miesiąca przyjął 148. Z końcem grudnia miał 610 pracowników, a 185 pacjentów w tym czasie. Koszty przygotowania i udostępnienia Narodowego na szpital wyniosły 29 mln zł, zaś jego funkcjonowania w listopadzie i grudniu - 17 mln zł, łącznie przez te dwa miesiące kosztował 46,6 mln zł po to, żeby w tym czasie przyjąć 333 pacjentów. Uważam, że szpital w tym miejscu za taką cenę i z takim efektem nie powinien był zostać uruchomiony. Ale zdecydowano inaczej, miał być wizytówką skuteczności rządu Mateusza Morawieckiego. Środki okazały się jednak niewspółmierne do liczby osób hospitalizowanych. Strategia 2.0 zakładała, że Narodowy odciąży szpitale warszawskie, przed SOR-ami ustawiały się przecież kolejki karetek. Liczby, do których dotarliśmy pokazują, że tak się nie stało. Miesięczny koszt pobytu pacjentów na Narodowym jest trzydzieści razy wyższy od każdego innego szpitala w Warszawie. Największy na Mazowszu szpital Bródnowski hospitalizuje rocznie 80 tys pacjentów za kwotę 130 mln zł. Niech Pan to zestawi z liczbami, które wcześniej za sprawą interwencji poselskiej uzyskałem i w tej rozmowie ujawniłem...

- Nietrudno krytykować. A potrafi Pan wskazać alternatywne rozwiązanie?

- Oczywiście. Na poniedziałek 15 lutego zapowiedziano otwarcie Szpitala Południowego jako tymczasowego. Wojewoda się z tym nie pospieszył. Chociaż od września ruszyła złowroga druga fala pandemii z nawet 20 tys nowych zachorowań dziennie. Władza spóźniła się z decyzjami, dotyczącymi szpitali tymczasowych, zwlekała z nimi aż do końca października. 

- A trzeba było je podjąć wcześniej?

- Szpitale tymczasowe powinny być otwierane od początku roku szkolnego, żeby uprzedzić dający się przewidzieć powakacyjny wzrost zakażeń. 

- Czy Stadion Narodowy powinien zostać szpitalem wcześniej?

- Szpital narodowy w tej lokalizacji nigdy nie powinien powstać, skoro w trakcie przygotowań był Szpital Południowy, od niego należało zacząć, otworzyć go najpóźniej w październiku, a nie dopiero teraz, w poniedziałek 15 lutego.

- Zmierzamy jednak nieuchronnie  w tej rozmowie do paradoksu, wzmagającego jeszcze zawarty w niej pesymizm. Jeśli dobrze zrozumiałem konkluzję z kontroli poselskiej, jaką z Jońskim przeprowadziliście, problem Stadionu Narodowego nie jest wcale najpoważniejszym ani najbardziej bulwersującym spośród kwestii losów szumnie reklamowanych przez władzę szpitali tymczasowych?

- Z 30 szpitali tymczasowych 13 w ogóle nie działa i to stanowi największy problem. Generują koszty ale nie przyjęły ani jednego pacjenta. A przecież trzeba pamiętać, że my posłowie daliśmy władzy wykonawczej wszelkie instrumenty, żeby kwestię szpitali tymczasowych rozwiązała jak najlepiej: gdy w październiku dokonywaliśmy nowelizacji "ustawy cocidowej", przystaliśmy na decyzje podejmowane z wolnej ręki, bez przetargu, żeby nie tracić czasu, tak cennego w walce z pandemią. Powtórzę, że 13 wybudowanych czy ściślej uzdatnionych za grube miliony szpitali tymczasowych stoi pustych, nie udziela żadnych świadczeń medycznych, co potwierdza nam Narodowy Fundusz Zdrowia. Walczymy z pandemią, a 13 szpitali zamkniętych jest na klucz. We Wrocławiu w centrum kongresowym budowa szpitala tymczasowego kosztowała 75,6 mln zł. Jak wykazała nasza kontrola poselska, NFZ potwierdza, że żadne świadczenia nie są tam wykonywane. W stolicy Wielkopolski na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich mamy 39 mln zł kosztów adaptacji ale... zero złotych na świadczenia szpitalne. Ani jednego pacjenta. Podobnie dzieje się w hali w Szczecinie: koszt 25 mln zł. chorych nie przyjmuje.  Za kilka miesięcy te szpitale zostaną rozebrane, co również będzie słono kosztować: we Wrocławiu kolejne 3 mln zł pochłonie przywrócenie obiektowi pierwotnej funkcji. A koszt budowy 21 szpitali tymczasowych licząc z Południowym wyniósł 570 mln zł, przy czym nie wiemy, ile pieniędzy pochłonęło dziewięć innych, podległych Ministerstwu Aktywów Państwowych, budowanych przez spółki Skarbu Państwa, ale nie ulega wątpliwości, że tam również pojawiają się poważne problemy: w Legnicy gdzie buduje KGHM wszystko na etapie zgody, w Gdańsku gdzie Lotos - negocjacji.  Coś złego się dzieje, skoro w listopadzie odnotowaliśmy największą umieralność od II wojny światowej. Sprzęgają się dwie złe tendencje: nieskuteczność władzy w walce z pandemią spowodowana również faktem, że szpitale tymczasowe powinny jeszcze latem powstać, żeby wyprzedzić drugą jej falę oraz fakt, że chorzy na inne dolegliwości nie byli leczeni jak należy, bo całość uwagi pochłonął COVID-19. 

- Gdzie popełniono błąd, który skutkuje tak szokującymi danymi?

- Należało to robić inaczej, Pozostaję zwolennikiem koncepcji, że jak już była kubatura, rozpoczęte budowy szpitali, to należało je dokończyć, nacisnąć na szybkie wykonanie obiektów medycznych, a nie inwestować w obiekty sportowe i wystawiennicze naprędce przerabiane na szpitale tymczasowe.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: