
Włodarz i gospodarz Warszawy zamierza walczyć o prezydenturę kraju, chociaż nie podstemplował obiegówki w stolicy.
Rozważania te nie będą traktować, wbrew temu, co tytuł zapewne sugeruje, o relacjach między prezydentem Warszawy a starszą wiekiem grupą mieszkańców i wyborców. Co nie znaczy, że one właśnie nie są warte osobnej refleksji i opisu. Wręcz przeciwnie. Starsze roczniki, chociaż przykładnie głosują i uczciwie podatki płacą - mają w stolicy ciężko. Kiedyś żeby nie zginąć w mieście śmiercią gwałtowną, wystarczyło wystrzegać się pijanych kierowców oraz okolic ulicy Brzeskiej w porach nocnych jak również placu Zbawiciela gdzie wbrew pobożnej nazwie funkcjonowała 24-godzinna meta dla spragnionych. Teraz na życie i zdrowie nie tylko seniorów, ale każdego kto jeszcze o własnych siłach człapie po warszawskich chodnikach, z dziećmi włącznie - dybią śmigający po nich i siejący postrach pijani rowerzyści w roli podobnej, co święte krowy w Indiach. Nic im zrobić nie można a za zrzucenie z siodełka szarżującego na nas opoja zgodnie z polskim prawem odpowiadać będziemy podobnie jak za kopnięcie spokojnego przechodnia. Zagrożenie stwarzają także naćpane "ryczące czterdziestki" napierające na postronnych stosownymi kiedyś dla osób cztery razy młodszych hulajnogami. Dosiadając ich, wydają spektakularne okrzyki przestrachu, że tak szybko jadą, chociaż wrzeszczeć powinni raczej ci, którzy zmuszeni są ustępować im miejsca. Jednemu z ministrów sympatycy opozycji radzą w mediach społecznościowych, żeby dilera zmienił. A co sugerować można piratom ze stołecznych ulic, skoro i tak nas nie usłyszą. Nie zależy im zresztą na Warszawie, skoro podatków tu nie płacą, bo są gdzie indziej zameldowani. Podobnie jak odnieść można wrażenie, że na stolicy nie zależy jej głównemu włodarzowi - prezydentowi Rafałowi Trzaskowskiemu, chociaż do roli tej dopiero co został wybrany ponownie i to już w pierwszej turze głosowania przez mieszkańców słusznie obawiających się powrotu pisowskich rządów: warszawiacy pamiętają przecież zastój z czasów Lecha Kaczyńskiego, kiedy to większość inwestycji wstrzymano - z wyjątkiem tych, co służyły partii i drobiazgowo badano, czy w tle nie znajdują się jakieś powiązania korupcyjne.
Gdy patrzy się na obecną Warszawę, nietrudno zrozumieć Donalda Tuska, że zamiast w wywiadzie udzielonym Justynie Dobrosz-Oracz z TVP otwarcie poprzeć kandydaturę Trzaskowskiego, w końcu własnego zastępcę w partii, na prezydenta kraju - odpowiedział, że ma on jeszcze wiele do zrobienia w Warszawie. Nic dodać, nic ująć.
Problem niskiej jakości życia, objawiający się wspomnianym rozjeżdżaniem stołecznych chodników przez pobudzonych chuliganów na jednośladach, dotyczy zresztą nie tylko Warszawy ale i wielu innych miast rządzonych przez nie tylko zwycięską ale i uśmiechniętą Koalicję 15 Października, która swoją dominację w metropoliach potwierdziła także w wyborach samorządowych i całkiem niedawnych europejskich.
Jeden z seniorów polskiej palestry, charyzmatyczny mecenas w zaawansowanym wieku sprawny nie tylko umysłowo ale i fizycznie, udawał się wczesnym rankiem na rozprawę do Gdyni. Wiadomo, że dojeżdża tam Pendolino. Najpierw trzeba się jednak do tego szybkiego pociągu dostać. Nie ułatwiają tego dostępu schody przy dobiegającym już półwiecza Dworcu Centralnym (tak, on też niedługo będzie 50plus). Pomocy gramolącemu się tamtędy ze skromnym bagażem adwokatowi udzieliła niespodziewanie grupka powracająca ranną porą z wieczoru kawalerskiego. W Gdyni sytuacja się powtórzyła: trudno dostępne schody i życzliwa pomoc osób trzecich. A przecież po coś i na coś te podatki płacimy. A zarówno Warszawą jak Gdynią i wreszcie spółką PKP rządzi ta sama - była już o tym mowa - uśmiechnięta Koalicja 15 Października. Jej historyczne zwycięstwa przełożyć się miały na dobrostan nas wszystkich. Tymczasem Centralny nadal jest dla meneli a nie płacących podatki podróżnych zaś warszawski Trakt Królewski należy do pijaków, narkomanów i agresywnie żebrzących lumpów, z którymi służby miejskie nie umiały poradzić sobie nawet w pandemii, bo chodzili w grupach po siedmiu czy ośmiu, liczniejszych niż patrole.
W takich właśnie warunkach Rafał Trzaskowski - wciąż bez jednoznacznego poparcia Tuska, co zapowiadać może rozmaite niespodzianki - ogłaszać będzie swój zamiar ubiegania się o prezydenturę kraju. Jak wiadomo, obwieści to w trakcie wakacji na olsztyńskim Kortowie, w trakcie partyjnej imprezy PO-KO "Campus Polska".
Nietrudno zgadnąć, dlaczego nie w Warszawie. Obiegówki tu nie podstemplował. Nie dokończył żadnego z rozpoczętych zamierzeń.
Wiele z ich przybiera otwarcie operetkowy charakter. Edward Gierek w imię nowoczesności przed półwieczem zlikwidował tramwaje do Wilanowa. Trzaskowski teraz biegnącą tam linię przywraca, oczywiście tak samo nowoczesność mając na względzie. Odpowiedź na pytanie, czy rozwój zasilanej z trakcji elektrycznej komunikacji szynowej akurat w dobie wojny hybrydowej, gdy wszystko da się odłączyć jednym aktem sabotażu oznaczającym blackout to zamiar roztropny - pozostawiam już Państwa wyczuciu.
I bez ocen rosyjskiego czy białoruskiego zagrożenia dostrzec możemy za to, że okolice Domu Braci Jabłkowskich oraz placu Trzech Krzyży po długotrwałym rozgrzebaniu w czasach prezydentury Trzaskowskiego wyglądają... bez porównania gorzej niż przedtem. Za to gospodarz stolicy zamyśla o kolejnej funkcji.
W imię jej objęcia rozpętał spór o krzyże w warszawskich urzędach. Wisiały na ścianach, mało komu przeszkadzały, petenci zwykle nie zwracali na nie uwagi. Trzaskowski uznał jednak, że rozgłos łatwiej zyskać, gdy się nakaże zdejmowanie krzyży - niż za sprawą mozolnej pracy nad poprawą poziomu obsługi warszawiaków przez urzędników.
Już na starcie kolejnej kampanii Trzaskowski dzieli więc zamiast łączyć. Dlaczego tak postępuje, próbuje nam wytłumaczyć "Gazeta Wyborcza": "Bo umówmy się: przyszłoroczne wybory wygra ten, kto zmobilizuje własnych zwolenników. Trzaskowski nie musi przekonać do siebie całej Polski. Wystarczy 50 proc + jedna osoba" [1]. Rozbrajająca to szczerość na łamach tytułu, uchodzącego za medialne zaplecze prezydenta stolicy, który przymierza się teraz do nowego wyzwania. Ważne, że nikt przynajmniej nie ściemnia, jeśli użyć języka młodszych wyborców. Najlepiej pewnie rzecz ująć tak: oni nie ściemniają, my ich ocenimy... Ten czas nadejdzie.
[1] Michał Wojtczuk, Arkadiusz Gruszczyński. Zaczyna się walka Trzaskowskiego o Pałac Prezydencki. "Gazeta Wyborcza", dodatek "Stołeczna" z 14 czerwca 2024, s. 8
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie