
Wynik idzie w świat, oprócz awansu do finałów Mistrzostw Świata w Katarze osobną wartość ma pokonanie renomowanej reprezentacji Szwecji. Zwłaszcza, że w jej barwach przez ostatnie minuty wystąpiła żywa legenda futbolu: Zlatan Ibrahimovic. Po raz kolejny w naszej historii właśnie piłkarze dodają Polakom otuchy w ciężkich czasach. Jak w 1974 i 1982, gdy zdobywaliśmy trzecie miejsce w świecie albo w 1978 r. piąte.
Za sprawą piłkarzy chociaż na chwilę Polacy przestali rozmawiać o zagrożeniu wojennym, wybuchach na Ukrainie, drożyźnie i pandemii koronawirusa. Podobnie przed laty gole drużyn Kazimierza Górskiego Jacka Gmocha i Antoniego Piechniczka dodawały otuchy wystającym w kolejkach rodakom.
Nowy trener Czesław Michniewicz zawstydził tych wszystkich, co jeszcze niedawno pokipiwali z zachwalanej przez króla strzelców Mistrzostw Świata 1974 Grzegorza Latę "polskiej myśli szkoleniowej" i błyskawicznie zestawił znakomitą drużynę. Nie radził sobie przedtem z tym samym zadaniem sowicie opłacany poprzednik Paulo Sousa, przegrywający w kiepskim stylu ubiegłoroczne finały Euro, gdzie w trzech meczach uciułaliśmy jeden punkt. Portugalczyk Sousa selekcjonerem został w bulwersujących okolicznościach i w podobnych się z tą posadą rozstał. Gdy Jerzy Brzęczek wprowadził drużynę do finałów Euro 2021, zamiast premii otrzymał za to dymisję i ówczesny prezes PZPR Zbigniew Boniek sięgnął po renomowanego trenera z zagranicy. Znane piłkarskie porzekadło głosi jednak, że same nazwiska nie grają. Potwierdziły to efekty pracy Sousy, przegrywającego wszystko co się da w kiepskim stylu. W końcu portugalski celebryta porzucił posadę selekcjonera polskiej reprezentacji narodowej, bo brazylijski klub zaoferował mu wyższą gażę. Jak przyszedł tak odszedł - podsumować można sentencjonalnie.
Za sprawą Michniewicza przestano wreszcie mówić o polskiej piłce nożnej w kategoriach permanantnej afery.
Znów - jak w latach największych jej sukcesów 1972-86 liczą się piękne gole i świetna gra.
Wynik otworzył Robert Lewandowski, jakby chciał zdementować wersje, że typowanemu do miana najlepszego w świecie zawodnikowi nie zależy na grze w reprezentacji narodowej: słaby Mundial w Rosji (2018 r.) i absencja w eliminacyjnym meczu z Węgrami wcale nie kontuzją spowodowana jakoś uwiarygodniły te podejrzenia. Teraz przestały one mieć znaczenie.
Mecze zaś warto oglądać dla takich goli jak ten drugu, Piotra Zielińskiego. W pięknym stylu odebrał piłkę Szwedowi i przelobował bramkarza gości. Potem porównywano ten majstersztyk do pamiętnego gola Włodzimierza Lubańskiego na tym samym Stadionie Śląskim, kiedy to w meczu z Anglią w 1973 r. kapitan reprezentacji odebrał piłkę najlepszemu obrońcy świata Bobby'emu Moore'owi a jego strzał na 2:0 otworzył nam drogę do drugich w historii a pierwszych po wojnie finałów Mistrzostw Świata (tegoroczne będą dla Polaków już 9.) w których wywalczyliśmy trzecie miejsce a Lato strzelił najwięcej bramek. Na ławce trenerskiej zasiadał wtedy charyzmatyczny Kazimierz Górski.
Czyli jednak: polska myśl szkoleniowa. A kto głupi, niech się śmieje.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie