
Rozmowa z córka Generała Anną Marią Anders – Ambasador RP w Republice Włoskiej.
Gniewomir Rokosz-Kuczyński: W bieżącym roku przypada okrągła 50 rocznica śmierci Generała Władysława Andersa. Czym jest dla Pani to wydarzenie dzisiaj – zarówno jako dla Córki Generała, ale i dla Ambasador RP w Rzymie ?
Anna Maria Anders: Dla każdego człowieka pamięć o śmierci rodziców ma ogromne znaczenie. Nawet po wielu latach. W wypadku rocznicy śmierci Generała Andersa, dla mnie to nie tylko smutek związany z utratą ukochanego Ojca, ale także świadomość, że Jego odejście było wydarzeniem historycznym, które zamknęło pewna epokę. Pamięć o moim Ojcu, oprócz wymiernego smutku rodzinno – sentymentalnego, jest także pamięcią o całym pokoleniu, które Generał Anders reprezentował. To byli niezwykle doświadczeni przez los ludzie, których spotkały w życiu niezwykłe radości, ale i dotknęły olbrzymie, wielkie nieszczęścia i cierpienia. Los mego Ojca jak w kalejdoskopie obejmuje te wszystkie wydarzenia. Perspektywa wielkiej oficerskiej kariery w carskiej armii, do której otworzyło mu drogę niezwykłe wydarzenie, gdy pierwszy raz błysnął niezwykłą odwagą, ratując z opresji przedstawiciela imperatora, który w zastępstwie Cara gościł jeszcze przed rewolucją w zarządzanym przez mego dziadka ogromnym majątku w Taurogach. Później bohaterskie czyny w trakcie I. wojny światowej. Liczne rany i wzięcie do niewoli pierwszego od czasów Napoleona niemieckiego generała. Upadek carskiego imperium, krwiożercza rewolucja bolszewicka, ale obok niej ucieleśniona nadzieja na odzyskanie wolności przez Polskę. Jej obrona przed bolszewickimi hordami. Wreszcie radość budowania odrodzonej Ojczyzny, choć wstrząsanej różnymi trudnościami i rafami, jak choćby zamach majowy, to jednak Ojczyzny wolnej i niepodległej po nocy rozbiorów. I znowu niewyobrażalna katastrofa września 1939 roku. Ponownie burząca całą dotychczasowa rzeczywistość. Bohaterskie walki, z jednej strony z Niemcami, i z drugiej z bolszewikami. Znowu ciężkie rany. Nieudana próba wyrwania się z terenów zajętych przez Związek Sowiecki, zakończona straszną niewolą na Łubiance. Życiorys mego Ojca to gotowy scenariusz pasjonującego hollywoodzkiego filmu akcji. Dziwię się, że do dzisiaj nikt go nie nakręcił. A jak się okazało najtrudniejsze zadania były dopiero przed nim.
GRK.: Rzeczywiście całe losy Generała układają się w niezwykły splot wydarzeń i pełne są gwałtownych zwrotów. Także te z pierwszego etapu życia, który jest mało mało znany szerszej publiczności, choć przez historyków doskonale udokumentowany. Najlepiej współczesnej opinii publicznej znane są dzieje Generała, związane z tworzeniem Armii Polskiej w Związku Sowieckim i uratowaniem stu kilkudziesięciu tysięcy Polaków przed niechybną śmiercią w Sowietach oraz późniejszy bohaterski szlak bojowy przez Bliski Wschód do Włoch - pod Monte Cassino, Ankonę, aż do Bolonii. Jak Pani wspomina późniejsze lata, po Pani urodzeniu w Wielkiej Brytanii już w Londynie na powojennej emigracji.
AMA.: Z jednej strony były to dla mnie lata beztroskiego, normalnego szczęśliwego dzieciństwa i wieku młodzieńczego pod opieką kochających Rodziców. Z drugiej strony wcześnie zaczęłam odczuwać, że mój Ojciec nie jest zwykłym człowiekiem. Takim jak rodzice moich rówieśników i koleżanek. Że otacza go nimb szczególnego szacunku i poważania. Że jest symbolem, znakiem nadziei dla rzesz Polaków znajdujących na wymuszonej emigracji politycznej poza Polską, ale i motorem ogromnej ludzkiej pracy, podejmowanej przez emigrację. Z pewnością, gdy jako mała dziewczynka byłam zabierana przez rodziców na różne uroczystości patriotyczne, kombatanckie i narodowe, gdzie nie było dzieci, tylko żołnierze mego Ojca, nie budziło to mego przesadnego entuzjazmu, ale atmosfera zapadała w serce i duszę. Do dzisiaj odczuwam dreszcz emocji, gdy słyszę rozbrzmiewającą w mych uszach, jak echo sprzed lat, odpowiedź „czołem Panie Generale”, którą witano mego Ojca na różnych spotkaniach. Dlatego bardzo się cieszyłam na przypadający w tym roku jubileusz, bowiem towarzyszyłam Ojcu na uroczystościach na Monte Cassino w 25 rocznicę Bitwy, rok przed Jego śmiercią. Bardzo żeśmy się wtedy bały z Mamą, że Generał ze względu na stan zdrowia i ogromne emocje nie przeżyje tego wydarzenia. Sam mówił zresztą, że nie byłoby dla niego piękniejszego miejsca na zakończenie życia, niż umrzeć tam, gdzie ginęli jego żołnierze, walcząc na dalekiej włoskiej ziemi o honor Polski i wolność naszą, jak i wszystkich ofiar II wojny światowej. W pewnym sensie to jego marzenie się spełniło, bo uroczystości rocznicowe wprawdzie przeżył, wróciliśmy szczęśliwie do Londynu, ale ostatecznie zmarł 12 maja rok później w rocznicę dnia, w którym rozpoczęła się bitwa o Monte Cassino i został pochowany wśród swoich żołnierzy na naszym cmentarzu pod Klasztorem, gdzie po latach w 2010 roku dołączyła do niego moja Mama, z którą ostatecznie spoczywa we wspólnym grobie. Dlatego uważałam, za szczególny dar, że jako Ambasador Rzeczypospolitej przy Kwirynale, będę mogła zorganizować niezwykłe uroczystości 50lecia śmierci mego Ojca, zbiegające się z rocznicą stulecia urodzin naszego wielkiego rodaka świętego Jana Pawła Wielkiego. Przygotowywaliśmy szereg ważnych i pięknych wydarzeń, koncertów, sesji naukowych, wystaw i nabożeństw. Pierwszy raz oprócz weteranów i harcerzy w uroczystościach miało wziąć udział także liczne grono braci kurkowych i kontynuatorów tradycji polskiej kawalerii ze Zjednoczenia Organizacji Historycznych i Strzeleckich Bractwo Kurkowe Rzeczypospolitej. Niestety pandemia pokrzyżowała całkowicie te plany i majowe uroczystości będą miały jedynie symboliczny charakter, wymuszony zarazą. Choć wierzę, że w sercach wszyscy będziemy pamiętać o trudach i dziełach mego Ojca i jego Żołnierzy, a po powrocie do normalności uczcimy te ważne rocznice w odpowiednim momencie razem we Włoszech
GRK.: Pamięć o trudach i dziełach Generała Andersa i jego Żołnierzy jest wciąż żywa i trwa. Które z momentów Jego życia uważa Pani za najważniejsze, dzisiaj patrząc z dystansu na Jego życiową drogę?
AMA: Niewątpliwie wyprowadzenie i uratowanie od śmierci ogromnej liczby Polaków, którzy dzięki jego decyzji i stanowczości opuścili Związek Sowiecki wraz z Armią Polską. Także Monte Cassino zawsze pozostanie najbardziej chwalebnym znakiem. Ale oprócz tego myślę, że szczególne podkreślenie należy się jeszcze jednej decyzji Ojca, która do dzisiaj ma swoje znaczące konsekwencje. Otóż Ojciec był nie tylko generałem. Wojskowym zapatrzonym jedynie w kwestie militarne. Był wizjonerem. Mężem stanu. Rozumiał, że największym skarbem narodu są ludzie. Ich potencjał. Szczególnie młodzi, którym nawet w najtrudniejszych warunkach trzeba dać szansę rozwoju. Cały czas, już w trakcie wojny stawiał na konieczność wychowania i kształcenia dzieci i młodzieży. Pani Prezydentowa Karolina Kaczorowska do dzisiaj powtarza, że najbardziej jest wdzięczna Generałowi, nie tylko za to, że jak przysłowiowy Mojżesz przeprowadził Polaków z Rosji przez Morze Czerwone”, ale że „w 1943 roku wysłał do obozów uchodźców w Afryce i w innych miejscach, gdzie przebywały wyprowadzone z Sowietów polskie dzieci i rodziny jego żołnierzy, młodych, zdolnych oficerów odpowiedzialnych za budowę polskiego harcerstwa, które kształtowało postawy emigracyjnych dzieci i młodzieży. Wśród tych oficerów najbardziej znanym był, późniejszy ksiądz i Kapelan Golgoty Wschodu, a ówczesny rotmistrz Pułku Ułanów Krechowieckich Zdzisław Jastrzębiec Peszkowski. Później już w Palestynie i następnie we Włoszech Generał Anders wytrwale rozwijał polskie szkolnictwo, które dawało żołnierzom wykształcenie. Tak np. maturę we Włoszech, która umożliwiła mu późniejsze studia w Londynie, uzyskał późniejszy ostatni prezydent II RP Ryszard Kaczorowski. Ukoronowaniem tej troski o edukacje i wychowanie było odrodzenie z woli Generała w Wielkiej Brytanii Polskiej Macierzy Szkolnej, instytucji która do dzisiaj odrywa ogromne znaczenie poza Polską w kształceniu patriotycznym młodzieży o polskich korzeniach, która wzrastając na emigracji, dzięki szkołom prowadzonym przez Polską Macierz Szkolną, pozostaje w sercu Polakami i staje się naturalnymi ambasadorami naszej Ojczyzny w całym świecie. Spotykam wszędzie potomków żołnierzy mego Ojca, czasami już w drugim, a nawet trzecim pokoleniu na emigracji, którzy podkreślają rolę i znaczenie powojennej pracy mego Ojca wśród Polaków poza krajem, jako Naczelnego Wodza, Następcy Prezydenta RP i Członka Rady Trzech, której efektem do dzisiaj jest wieź między nimi a dawną Ojczyzną ich przodków. To wielka wartość, która początek wzięła w słynnym powiedzeniu Ojca, „że nie wszyscy, ale jednak dojdziemy do wolnej Polski”, czego symbolicznie zarówno w imieniu mego Ojca, jak i Jego żołnierzy, dokonał prezydent Ryszard Kaczorowski wracając z Londynu w 1990 do Rzeczypospolitej po upadku komunizmy i przekazując narodowi insygnia prezydenckiej władzy, jak i zobowiązanie utrzymania więzi z potomkami Polaków zmuszonych do politycznej emigracji przez II wojnę światową.
GRK.: Dziękuję za rozmowę, wierząc że wkrótce będziemy mogli po ustaniu zarazy uczcić pamięć Generała Andersa u jego grobu, a wcześniej uczynimy to 12 maja pamiętając o Nim i jego Żołnierzach i ich Rodzinach w modlitewnej zadumie w rocznicę jego śmierci.
------------------------------
Wywiad przeprowadził Gniewomir Rokosz-Kuczyński - dyrektor Generalny Instytutu Tradycji Rzeczypospolitej i Samorządu Terytorialnego, którego zadaniem jest m.in. kultywowanie pamięci o pierwszej i drugiej Rzeczypospolitej oraz Władzach Rzeczypospolitej poza Krajem w latach 1939 – 1990. Wieloletni współpracownik Ryszarda Kaczorowskiego ostatniego Prezydenta II RP.
Wywiad ukazał się w 48 numerze gazety Samorządność
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie