
Zaczęło się od hasła: niepodległość bez cenzury, stanowiącego reakcję na zdjęcie z afisza w Teatrze Narodowym przedstawienia "Dziadów" Adama Mickiewicza w reżyserii Kazimierza Dejmka. Potem było: nie ma chleba bez wolności. Wbrew stereotypom większości zatrzymanych w Marcu 1968 r. wcale nie stanowili studenci. Ale wiec na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego 8 marca 1968 r. rozproszony przez milicję i bojówki partyjne występujące jako aktyw robotniczy okazał się najbardziej wyrazistym symbolem ruchu demokratycznego.
Wydarzenia roku 1968 miały wiele wątków: w latach 60 narastał bunt przeciw naszej małej stabilizacji, jak ówczesną sytuację społeczną określał poeta Tadeusz Różewicz. Rządzący od dwunastu lat Władysław Gomułka nie uwzględniał uzasadnionych aspiracji konsumpcyjnych, skupiając się na wielkich budowach socjalizmu. Rządziła biurokracja, z entuzjazmu wydarzeń październikowych 1956 r, które pozwoliły na rehabilitację represjonowanych i rozszerzyły suwerenność Polski wobec ZSRR, nic już nie pozostało. Młode pokolenie odczuwało, że jego szanse są blokowane. Z drugiej strony w PZPR obok dominującej grupy gomułkowskiej doszły do głosu dwie inne frakcje: partyzanci, związani z weteranem Armii Ludowej gen. Mieczysławem Moczarem dyskretnie podsycali sentymenty patriotyczne i nacjonalistyczne, kokietowali nawet środowiska akowskie, organizowali ogniska kombatanckie z pieczeniem kiełbasek i śpiewaniem oraz różnego rodzaju upamiętnienia. Opowiadali się zarazem za utwardzeniem kursu wobec osób niechętnych ustrojowi, a Moczar okazał się znanym z brutalności zwierzchnikiem milicji i bezpieki. Z kolei dawna grupa puławska, która w 1956 r. miała swój udział w wyniesieniu Gomułki do władzy, występowała teraz w kostiumie liberalnym, chociaż wielu jej działaczy odpowiadało za politykę czasów stalinowskich. Zaś po tym, jak w wojnie sześciodniowej w 1967 r. na Bliskim Wschodzie blok radziecki udzielił poparcia krajom arabskim przeciw Izraelowi w aparacie PZPR, wojsku i służbach bezpieczeństwa zaczęły się czystki antysemickie. Jednak walka frakcyjna w partii rządzącej ani konteksty międzynarodowe nie miały zasadniczego znaczenia dla większości uczestników wydarzeń marcowych. Podobnie jak element prowokacji, który niewątpliwie im towarzyszył: najpierw bowiem władze ogłosiły, że z powodu domniemanych akcentów antyradzieckich zdejmują inscenizację "Dziadów", ale potem przedstawienia jeszcze się odbywały, co stało się okazją do wystąpień na widowni. Po ostatnim spektaklu w styczniu 1968 r. studenci przemaszerowali w proteście pod pomnik Mickiewicza na Krakowskim Przedmieściu. Młody poeta Natan Tenenbaum napisał wówczas: "A Konrad niech na scenę wróci / Z ludem, guślarzem, księdzem Piotrem / I niech przeklęty będzie ucisk / A kto Październik zdradził - łotrem".
Na swoich zebraniach protestowali również przeciw cenzurze i zdjęciu "Dziadów" literaci, co z kolei dla władz stało się okazją do ataków propagandowych m.in. na Pawła Jasienicę, zdarzyły się też pobicia pisarzy przez "nieznanych sprawców", co spotkało Stefana Kisielewskiego, który przedtem nazwał rządy komunistów "dyktaturą ciemniaków".
Bezpośrednią przyczyną zwołania wiecu na UW 8 marca 1968 r. stała się decyzja ministra oświaty i szkolnictwa wyższego Henryka Jabłońskiego o relegowaniu studentów Adama Michnika i Henryka Szlajfera za powiadomienie dziennikarzy zagranicznych o szczegółach sytuacji. Jeszcze przed rozpoczęciem zgromadzenia zatrzymano wielu jego organizatorów, służba bezpieczeństwa zabierała rano z domów głównie osoby identyfikowane z grupą komandosów, nazwaną tak, ponieważ tworzący ją studenci pojawiali się nagle na otwartych zabraniach, by prelegentom z PZPR i oficjalnych organizacji młodzieżowych zadawać podchwytliwe pytania i demaskować ich niewiedzę. W gronie komandosów znajdowało się wiele dzieci ówczesnych prominentów, co propaganda partyjna wykorzystywała do przekonywania, że młodzi walczą o powrót tatusiów na posady.
Z chwilą rozpoczęcia wiecu na UW 8 marca protest przybrał jednak masowy charakter, a rozpędzenie studentów przez aktyw robotniczy, który na uniwersytecki dziedziniec wjechał autokarami z napisem "wycieczka" jeszcze zaostrzyło sytuację. Jeszcze tego samego dnia zajścia przeniosły się na ulicę. Dołączyła młodzież szkolna i pracująca, studenci stanowili znikomy procent zatrzymanych. Brutalność sił porządkowych (ścigający demonstrantów milicjanci i ormowcy wdzierali się nawet do kościołów) spotkała się z szerokim sprzeciwem, interpelację w tej sprawie złożyli katoliccy posłowie Znaku, poszkodowanych bronili literaci. Niemal codziennie demonstranci ganiali się z milicją, w największych ośrodkach akademickich zaczęły się strajki. Trwały przez kilka marcowych tygodni. Studenci ostentacyjnie palili też egzemplarze gazet i demonstrowali przed siedzibami redakcji.
Wśród liderów ruchu studenckiego na UW znajdowali się m.in. Marcin Król, Jadwiga Staniszkis, Jakub Karpiński czy Barbara Toruńczyk. Ich deklaracje domagały się przestrzegania praworządności i ograniczenia cenzury.
Władysław Gomułka wygłosił 19 marca w Sali Kongresowej do aktywu partyjnego twarde przemówienie, w którym piętnował chuliganów i syjonistów, personalnie atakował buntujących się inteligentów, najostrzej Jasienicę, któremu wypomniał udział w powojennej zbrojnej walce z ustrojem w oddziale "Łupaszki" a satyryka Janusza Szpotańskiego nazwał człowiekiem "o moralności alfonsa". W fabrykach zwoływano wiece, załogom kazano stać z transparentami "Dzieci robotników i chłopów na uczelnie". Pojawiało się nawet hasło "syjoniści do Syjamu". Propagandyści pisali jak Ryszard Gontarz o uczestnikach protestów: "chłoptysie i dziewczątka z tatusiowych limuzyn".
Z Uniwersytetu Warszawskiego usunięto grupę profesorów i docentów w tym Leszka Kołakowskiego, Włodzimierza Brusa i Zygmunta Baumana. Wielu inteligentów i osób pochodzenia żydowskiego udało się na emigrację. Na uczelniach pojawili się tzw. marcowi docenci, o nikłych kompetencjach naukowych i dydaktycznych, za to bezkrytycznie lojalni wobec władzy. Rozwiązano kilka kierunków studiów m.in. ekonomię i filozofię na UW. Wielu relegowanych z uczelni powołano do wojska. Skazani za organizowanie protestów pracowali po wyjściu z więzienia jako robotnicy, tę drogę odbyli m.in. Adam Michnik i Jan Lityński co ułatwiło im późniejsze nawiązywanie kontaktów z represjonowanymi uczestnikami kolejnych, tym razem robotniczych protestów w Ursusie i Radomiu w 1976 r, po których powstał KOR.
W marcu 1968 r. I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka obronił swoją pozycję ale za cenę przejęcia haseł grupy moczarowskiej. Jeszcze w tym samym roku w sierpniu posłał polskie czołgi na Czechosłowację, gdy oddziały Układu Warszawskiego tłumiły praską wiosnę. Jednak w grudniu 1970 r. zmiótł ekipę Gomułki protest robotników Wybrzeża: po przelewie krwi w Gdańsku, Gdyni, Szczecinie i Elblągu doszło do przewrotu pałacowego w PZPR i rządy objęła liberalna, bardziej otwarta na świat ekipa Edwarda Gierka. Nowy I sekretarz zamiast robotników pouczać pytał ich: - Pomożecie? Zaczął odbudowę Zamku Królewskiego a w ONZ przemawiał po francusku. Zaciągał zachodnie kredyty, co pozwoliło unowocześnić technologie stosowane w przemyśle i czasowo podnieść poziom życia.
Zmieniło się to dopiero w 1976 r, kiedy to w Radomiu i Ursusie milicja urządzała protestującym przeciw podwyżkom cen robotnikom "ścieżki zdrowia" jak przez analogię do modnych wtedy osiedlowych rekreacyjnych torów przeszkód nazywano przepędzanie zatrzymanych przez szpaler bijących funkcjonariuszy.
Uczestnicy demokratycznego ruchu marcowego odchodzą już na zawsze, tylko przez czas, jaki minął od poprzedniej rocznicy wydarzeń pożegnaliśmy Marcina Króla i Jana Lityńskiego. Sens Marca zawiera się w zbiorowym doświadczeniu konfrontacji z systemem, jakie stało się udziałem całego pokolenia. Pozbawiło ono całą generację złudzeń co do intencji komunistycznych władz. To z grona osób represjonowanych w 1968 r. wyrośli późniejsi przywódcy opozycji demokratycznej, chociaż na efekty ich działań przyszło poczekać... ponad dwie dekady.
Dwudziesta rocznica wydarzeń marcowych, świętowana już po doświadczeniu pierwszej Solidarności i stanu wojennego, stała się okazją do odrodzenia ruchu studenckiego, gdy na dziedzińcu UW pojawiły się znów tłumy oraz transparenty zdelegalizowanego Niezależnego Zrzeszenia Studentów czy młodzieżówek Konfederacji Polski Niepodległej i Polskiej Partii Socjalistycznej.
Kolejne pokolenie studentów nie powtórzyło błędu, popełnionego w 1968 r, kiedy to organizatorzy protestów, chociaż chętnie przywoływali tradycje Polskiego Października, nie docenili potrzeby współdziałania z robotnikami. W filmie Andrzeja Wajdy "Człowiek z żelaza" znajdujemy charakterystyczną scenę, jak skrzywdzony przez komunistów dawny przodownik pracy Mateusz Birkut zabrania synowi udziału w demonstracjach, bo uznaje je za wspieranie jednej frakcji partyjnej przeciwko innej.
W 1988 r. działo się już inaczej: robotnicy Ursusa pojawiali się w akademickim ale otwartym klubie dyskusyjnym im. Jana Strzeleckiego, a działacze studenccy pomagali im drukować ulotki wzywające do strajku w ich zakładzie pracy. Gdy w maju ZOMO siłą złamała strajk w Nowej Hucie, następnego dnia protestował Uniwersytet Warszawski. Solidarność młodych robotników i studentów zmusiła władzę do podjęcia rozmów w sierpniu 1988 r. (spotkanie Lecha Wałęsy z Czesławem Kiszczakiem w rocznicę porozumień sprzed ośmiu lat), co utorowało drogę do Okrągłego Stołu i pokojowej zmiany ustrojowej po zwycięskich dla opozycji wyborach z 4 czerwca 1989 r. W ten sposób zgodnie za znanym powiedzeniem historia okazała się rzeczywiście nauczycielką życia dla kolejnego, tym razem zwycięskiego pokolenia.
Fot: Pamiątkowa tablica na Uniwersytecie Warszawskim upamiętniająca studentów domagających się wolności słowa w 1968 roku / WIkimedia Commons
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie