Reklama

O "Królobójcach" Wacława Gąsiorowskiego. Krótka historia przemocy czyli aktualna książka sprzed 90 lat

15/03/2021 13:37

Z 26 carów Rosji panowanie dokładnie co drugiego przerwała gwałtowna śmierć. Zanim w XIX wieku zaczęły się zamachy anarchistów, ginęli czasem z rąk najbliższych, cara Pawła kazał zgładzić własny syn ceniony później za liberalizm współtwórca europejskiego porządku wiedeńskiego po wojnach napoleońskich Aleksander I. Ostatniego z nich Mikołaja II bolszewicy zamordowali wraz z całą rodziną. 

We wznowionym na mocy brawurowej decyzji wydawnictwa MG eseju "Królobójcy" Wacław Gąsiorowski nie skupia się jednak na potwornościach ani ciekawostkach. Odtwarza mechanizm, który przez wieki sprawiał, że przemoc rodziła przemoc. Gdy poddani drżeli przed carskimi urzędnikami, sam władca bał się członków najbliższej rodziny, dybiących na jego życie. Aż pojawił się szeroko zakorzeniony w masie oczytanych i gotowych na wszystko studentów ruch anarchistyczny, który w ramach odwetu za państwowy terror ochrany i kozackie pacyfikacje rozpoczął polowanie na policmajstrów, urzędników i rodzinę cesarską.

Młodzi z Narodnej Woli najpierw hamletyzowali, bez końca roztrząsając czy przy okazji zamachów wolno poświęcać życie osób postronnych. Potem anarchiści już bez skrupułów wysadzali w powietrze całe dzielnice czy cerkwie, żeby dopaść jednego tylko człowieka władzy. Najpierw wysyłali prominentom wyroki, potem z żelazną konsekwencją je wykonywali. Urzędnicy cara Aleksandra II zadbali o to, żeby każdy dozorca w Petersburgu był konfidentem policji, a liczba nieudanych zamachów - całkiem wbrew intencji dokonujących ich nihilistów - przyczyniła się do ugruntowania w ludzie przekonania, że władca znajduje się pod szczególną Boską opieką. Chociaż anarchiści za ten lud rosyjski walczyli, to w petersburskim ogrodzie cara uratował prosty mużyk Komisariew, chwytając studenta Karakozowa za rękę, trzymającą rewolwer. Strzał padł, ale okazał się niecelny. Gdy potem w trakcie śledztwa przychodzili Karakozowa, już noszącego ślady tortur na ciele, oglądać wysocy urzędnicy, ten do końca grał wielką rolę w historii, zagadując do kolejnych z nich niby to przyjaźnie:

- Wasze wieliczestwo, przecież od początku wam mówiłem, że z tego zamachu nic nie będzie. Bo to nie może się udać.      

Carscy prominenci pierzchali szybko. Student z Narodnej Woli domyślał się bowiem doskonale, ze żyjąca z wykrywania kolejnych spisków ochrana szuka inspiratorów zamachu nie w kręgach zbuntowanej anarchistycznie młodzieży, lecz w kołach dworskich i w gronie wysokich urzędników.

Wybawca cara mużyk Komisariew, jeden z tych dla których poświęcali życie narodnowolcy, w nagrodę obsypany zaszczytami podpadł rychło w manię wielkości aż wreszcie... się powiesił. Całkiem jak Judasz.  

Zaś uratowany przez poddanego Aleksander II, chociaż za jego rządów zsyłano już na Sybir w trybie administracyjnym za samo podejrzenie kontaktów z nihilistami i tak nie umarł własną śmiercią. Kres jego panowaniu położyła bomba, rzucona ręką zrusyfikowanego Polaka Ignacego Hryniewieckiego, członka Narodnej Woli.

Zwycięska wojna anarchistów z carem Aleksandrem to jeden z wątków tej rozbudowanej opowieści. 

Zazębiają się one i ze sobą łączą. Pierwszy z monarchów noszących to imię dla zdobycia władzy został ojcobójcą, drugiego zabili poddani jakby w odwet... Okrucieństwo państwa prowokuje terror indywidualny, ten z czasem instytucjonalizuje się aż z działań rzucających bomby i przeprowadzających ekspropriacje, żeby je sfinansować, rodzą się zręby nowego państwa opartego na przemocy, jeszcze bardziej dotkliwej. 

Wśród skazanych za przygotowanie jednego z tak licznych zamachów na Aleksandra II znajdzie się student Uljanow. Nie złoży nawet prośby o ułaskawienie. Ale wkrótce jego brat jako Włodzimierz Ilicz Lenin zasłynie jako lider partii bolszewickiej, nie przebierającej w środkach by dojść do władzy i nie znającej ograniczeń, gdy już ją przejmie. Leninowi nie zabraknie stanowczości, jak liderowi pierwszej rosyjskiej demokratycznej rewolucji lutowej Kiereńskiemu, który w kraju prowadzącym jeszcze wojnę wydał zarządzenie, że żołnierze nie muszą już salutować oficerom. Trudno więc się dziwić, że jego podwładni nie obronili w trakcie kolejnej rewolucji, już październikowej Pałacu Zimowego przed Leninem. Ostatni akord narracji "Królobójców" stanowi egzekucja carskiej rodziny dokonana w piwnicy domu kupca Ipatjewa przez bolszewików w Jekatyrenburgu. Ślady zbrodni zatarł ostatecznie dopiero po dziesięcioleciach burząc gmach lokalny sekretarz KPZR Borys Jelcyn.

Chociaż liczne erudycyjne dygresje i uogólnienia dotyczą też innych krajów, Gąsiorowski pisze głównie o Rosji, bo ją zna najlepiej: uciekł przed ochraną, ścigającą go za opis wizyty cara Mikołaja w Warszawie. Na emigracji współtworzył armię Hallera, wrócił do wolnego już kraju. Jego książka sprzed prawie 90 lat pozostaje boleśnie aktualna: za sprawą zamachów na World Trade Center i madryckie podmiejskie pociągi. Na przechodniów w Paryżu i szkolne dzieci w Biesłanie. Na widzów moskiewskiego teatru na Dubrowce. Zwykle w tym miejscu i czasie, w którym nikt się zagrożenia nie spodziewa. Bo na tym polega współczesny terroryzm. Zrodzony również, podobnie jak dawny nihilizm i anarchizm, przez nieprawości odległych dyktatur i przemoc państwa policyjnego, za które desperaci zdolni do każdej zbrodni winią możnych tego świata, a nie mogąc w nich uderzyć, za cel obierają sobie zwykłych obywateli, znając cenę życia ludzkiego we współczesnych demokracjach, całkiem odmienną niż w ich ojczyznach.

Mordercy królów fascynowali swoją determinacją Zbigniewa Herberta, który ich fenomenem zajął się w słynnym wierszu z "Raportu z oblężonego Miasta". Również noblistka Wisława Szymborska była autorką doskonałego "Terrorysta on patrzy", w którym człowiek podkładający bombę na chwilę przed zamachem przypatruje się własnym przyszłym ofiarom, spogląda jak przypadkowy krok każdej z nich rozstrzyga o tym, czy przeżyją czy zginą.

Również esej Gąsiorowskiego, chociaż pochodzący sprzed prawie 90 lat (to zresztą ostatnia, uaktualniona wersja dużo wcześniejszej ksiażki) przybliża nas do prawdy o źródłach przemocy, sposobach jej rodzenia się i eskalacji. Terroryzm pozostaje plagą naszego świata, zapewne drugą po COVID-19 przyczyną lęków współczesnego człowieka. Wiedząc więcej nie przestaniemy się bać, ale Gąsiorowski stwarza nam szansę przynajmniej na to pierwsze. Niezwykła to książka, zarazem międzywojenna w starannym stylu i bezbłędnej kompozycji oraz skurupulatności faktograficznej, ale zaskakująco współczesna i aktualna.     

To ten sam Wacław Gąsiorowski, znany przez lata jako autor powieści historycznych z epoki napoleońskiej ("Huragan", "Rok 1809", "Szwoleżerowie gwardii"), kiedyś modnych, teraz nie tyle zapomnianych co czytywanych już bardziej przez koneserów, bo taka literatura zawsze znajduje zwolenników. Gdy wyszedł poza świat fikcji, objawił niezwykłą przenikliwość i talent eseisty, a swoją erudycją sprawił, że w trakcie lektury ma się wrażenie kontaktu z dziełem naprawdę niezwykłym. Pomagającym zrozumieć świat, który nas otacza, a nie wyłącznie ten, który opisuje.   

Wacław Gąsiorowski. Królobójcy. Wydawnictwo MG, Warszawa 2021

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do