
Każdy, kto miał okazję podziwiać relikty starożytnego Rzymu wie, co to kolumna Trajana. Wiedzą także bywalcy londyńskich zmywaków, co to kolumna Nelsona. Więc rzecz oczywista, skoro „Polacy nie gęsi...” to i my, Warszawiacy, własne kolumny mamy.
Pierwsza to ta Zygmunta, co to ją pewien przedwojenny kizior z Powiśla różnym lebiegom „w bańce po mleku” do stolicy zwożonym, za niedrogie pieniądze handlował. Stoi sobie już prawie 400 lat i ma się rozumieć szacunek należny dobrym - bo królewskim czasom odbiera.
Druga, bardziej nowożytna, choć sterczy w centralnej części naszego miasta już ćwierć wieku, jakby nikomu nie znana. Mowa oczywiście o pomniku „Jazdy Polskiej”, co go słusznie potomkowie wspomnianego kiziora pomnikiem „końskich zadów” okrzyknęli. Słusznie, bo jedno co z wysokiej kolumny widać to dwa mocarne zady źle do boju zaprawionych ogierów. Źle, bo skoro ogony pokazują, znać - niechybnie wieją.
Skąd takie dziwactwo? Czytałem w pewnej gazecie, takiej której to i tak nigdy w nic nie wierzę, że pan Naruszewicz (projektant monumentu) życzył sobie by konie na południe, znaczy się w słońce patrzyły. Ja między bajki takie teksty wkładam, bo jaki interes miałby mieć pan Mieczysław (przedwojenny Warszawiak), by największe swe dzieło, za przeproszeniem, dupami jeźdźców i koni do świata zwracać. Podzwoniłem więc po najstarszych w rodzinie, a oni... w śmiech!
„Gugluj sobie młody” mi mówią, choć i ja siwy już jestem. „Zaraz obcykasz ile lat woziły się komuchy z budową tego, co ruskim towarzyszom podobać się nie mogło”. Sprawdziłem. Rzeczywiście wozili się z tym tak długo, aż szlag komunę trafił.
Dzwonię znowu i rozpytuję dlaczego w IIIRP choć wreszcie postawili to tak by nikt nie widział? „To się nazywa zgniły kompromis”, poinstruował mnie wuj Antoni. Od początku konie miały na wschód patrzeć, dzięki czemu publiczność dobrą prezentację by miała, ale drażniło sieroty po Marchlewskim i Bierucie, że znów „polskie upiory” ożywają i kawaleria, co tyle razy ruskich gromiła, znów w niesłuszną stronę kierować się będzie.”
Podziękowałem i ledwie smartphon wylądował w kieszeni opadła mnie dziwna myśl: jaki kompromis mamy teraz, gdy radni zdecydowali pomnikiem zakręcić, ale nie na wschód, jak w tradycji chlubnej bywało, ale mocniej - na północny wschód?
Sięgnąłem po mapę. Cholera, jakby Litwa mi wychodzi!
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!