Reklama

Stulecie polskiego futbolu

26/03/2021 10:54

Na stulecie polskiej piłki drużyna narodowa zremisowała w Budapeszcie z Węgrami, z którymi przed wiekiem rozegrała pierwszy mecz międzypaństwowy: wówczas przegraliśmy 0:1 a wielkiej ujmy to nie przynosiło, bo rywale na rok przed wojną zdobyli wicemistrzostwo świata. Dla kibiców najpiękniejszym jubileuszowym prezentem okazało się uznanie Roberta Lewanowskiego za najlepszego piłkarza globu. To pierwszy Polak z tym tytułem.

Jednak futbol to gra zespołowa, więc chociaż cieszy indywidualny sukces, to czy mamy drużynę okaże się dopiero w finałach Euro (w grupie powalczymy z Hiszpanią, Szwecją i Słowacją) oraz w rozpoczętych już budapeszteńskim remisem eliminacjach do przyszłorocznych Mistrzostw Świata w Katarze, gdzie za głównego przeciwnika mamy Anglię a nie Węgry. Od zwycięstwa w Chorzowie nad Anglikami i późniejszego zwycięskiego remisu na Wembley zaczęło się w 1973 r. kilkunastoletnie pasmo przewag polskiego futbolu, bo w roku następnym w Niemczech drużyna Kazimierza Górskiego zdobyła trzecie miejsce w świecie, co w 1982 r. w krańcowo trudnych warunkach stanu wojennego powtórzyła ekipa Antoniego Piechniczka, chociaż przed turniejem z rządzonym przez juntę gen. Wojciecha Jaruzelskiego krajem nikt nie chciał grać meczów towarzyskich. Reprezentacje państw socjalistycznych się bały, zachodnich zaś - bojkotowały. Wystąpiliśmy też na Mundialach w Argentynie, gdzie w 1978 r. ekipa Jacka Gmocha wywalczyła piąte miejsce i w Meksyku w 1986 r: tam wciąż pod wodzą Piechniczka znaleźliśmy się jeszcze w szesnastce najlepszych. Potem przyszły lata posuchy. I dylematy, jak ożywić piękne wspomnienia.

Przed wojną na Mistrzostwach Świata zagraliśmy tylko raz, we Francji w 1938 r. gdzie obowiązywał system z odpadaniem już po jednej porażce. Ponieśliśmy ją z Brazylią z doskonałym Leonidasem w składzie, dopiero po dogrywce, 5:6, zaś Ernest Wilimowski wpisał się do annałów zdobywając w tym jedynym meczu aż cztery bramki. Gorzej, że gdy w rok później Polskę najechali Niemcy, zdradził ją i zagrał w reprezentacji Trzeciej Rzeszy.  

Nie mieliśmy szczęścia już wcześniej, bo gdy Polska drużyna miała zadebiutować w 1920 r. na olimpiadzie w Antwerpii, na Warszawę szły właśnie bolszewickie dywizje i wyjazd całej ekipy przyszło nam odwołać.

Za to w 1972 r. ekipa Kazimierza Górskiego, z tymi samymi Węgrami, z którymi w 1921 r. zagraliśmy pierwszy mecz międzypaństwowy, wygrała w olimpijskim finale w Monachium 2:1, zdobywając złoty medal, a w składzie mieliśmy wtedy m.in. Włodzimierza Lubańskiego oraz Kazimierza Deynę.

Górnik Zabrze z Lubańskim zagrał w 1970 r. w finale Pucharu Zdobywców Pucharów ulegając jednak  Manchesterowi City 1:2, a w tym samym roku warszawska Legia znalazła się w półfinale bardziej elitarnego Pucharu Europy, gdzie odpadła z Feyenoordem Rotterdam. Holenderscy piłkarze, choć mistrzami świata nigdy nie zostali, uchodzili wtedy za najlepszych na kuli ziemskiej. Ekipa Górskiego wygrała z nimi w Chorzowie 4:1 w 1975 r. w eliminacjach Mistrzostw Europy. Przez wiele lat pozostawaliśmy w światowej czołówce, o czym świadczyły wygrane na MŚ w RFN (1974 r.) z Włochami, Argentyną i Brazylią, w Argentynie (1978 r.) z Meksykiem i z Peru, wreszcie z Belgią i Francją w Hiszpanii (1982 r.) oraz z Portugalią w Meksyku (1986 r.).

Największy rezonans w znękanym kryzysem kraju miał jednak kolejny po Wembley zwycięski remis - ze Związkiem Radzieckim, dający nam awans do czwórki najlepszych w Hiszpanii, kiedy to na trybunach emigranci rozwinęli transparenty zdelegalizowanej w kraju Solidarności.

Zadomowiliśmy się już wtedy w światowej czołówce. Siłę reprezentacji tworzyli król strzelców finałów z 1974 r. Grzegorz Lato podobnie jak Andrzej Szarmach zdobywający bramki na trzech kolejnych turniejach, ich koledzy z mieleckiej Stali (kluby były wówczas przyfabryczne, czasem milicyjne jak Wisła i Gwardia bądź wojskowe jak CWKS Legia albo kolejarskie jak poznański Lech): zdobywca "złotej bramki" na Wembley Jan Domarski oraz pomocnik Henryk Kasperczak. Bramkarza Jana Tomaszewskiego po wspaniałym meczu na Wembley nazwano "człowiekiem, który zatrzymał Anglię", a w niemieckich finałach obronił jeszcze dwa rzuty karne. Kazimierza Deynę wybrano w 1974 r. trzecim piłkarzem w plebiscycie "France Football" a w 1982 r. jego sukces powtórzył Zbigniew Boniek, który w meczu z Belgią strzelił... wszystkie trzy bramki, jakie w grze padły. Objawieniem turnieju w Argentynie został Adam Nawałka, który po latach już jako trener okazał się autorem ostatniego na razie sukcesu polskiej piłki - ćwierćfinału Euro 2016 r, gdzie przegraliśmy dopiero po rzutach karnych z późniejszymi mistrzami Europy Portugalczykami. Stamtąd pochodzi nasz obecny selekcjoner Paulo Sousa, być może to dobry omen...

O tym, czy również niedawny remis z Węgrami okaże się w perspektywie zwycięski, rozstrzygną wyniki kolejnych gier. Z pewnością jednak w stuletniej historii polskiej piłki nie brak pięknych sukcesów, do których możemy nawiązywać.

Fot: Wikimedia Commons / Polacy przed meczem z Węgrami 18 grudnia 1921 roku w Budapeszcie. Stoją od lewej: Pozsonyi, Kuchar, Szyc, Einbacher, Weyssenhoff, Sperling, S. Loth, Marczewski, J. Loth, Mielech, Cetnarowski, Babulski, Kałuża, Leser Gintel. Klęczą od lewej: Styczeń, Cikowski, Synowiec.

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do