Reklama

Andrzej Halicki: To samorządy pomagają uchodźcom 

02/05/2022 14:25

Z Andrzejem Halickim, eurodeputowanym Koalicji Europejskiej z Warszawy, rozmawia Łukasz Perzyna

- W samej Warszawie gości już 300 tys ukraińskich uchodźców, nie mam aktualnych danych ilu ich znajduje się na Mazowszu, ale skoro województwo pod względem ludności dorównuje takim panstwom UE jak Finlandia czy Słowacja to można mówić, że obracamy się w kręgu wielkich liczb. Widać to na każdym kroku, w dniu naszej Wielkanocy Ukraińcy mieli swoją Niedzielę Palmową i na ulicach stolicy widać było dosłownie tłumy kobiet z tymi palmami, zgodnie z tradycją - a nie z powodu wojny - skromniejszymi niż nasze...

- Mieszkam pod Warszawą, a w sąsiedniej wsi, w Łazach znajduje się szkoła podstawowa, do której uczęszczało 400 dzieci, teraz dołączyło do nich 120 ukraińskich, dla których uruchomiono pięć dodatkowych klas. Kiedy byłem tam niedawno, moja wizyta nie trwała dłużej niż pół godziny, ale ten czas wystarczył, by w sekretariacie szkoły zdążyły się pojawić dwie kolejne ukraińskie matki, żeby dzieci, w sumie troje, tam zapisać. To efekt decyzji matek z dziećmi o pozostaniu u nas przynajmniej do zakończenia roku szkolnego. Dzieci idą do szkoły, matki poszukują pracy. Widać, że przybywającym do nas nie chodzi wyłącznie o to, żeby przenocować i zaraz pojechać dalej. Gotowi są czekać na koniec wojny. Nikt teraz nie wie jednak, jak długo ona potrwa. Jeśli długo - i pozostawi po sobie zrujnowane miasta, czego zaczątek już niestety widzimy - to czas pobytu tutaj musi się przedłużyć. Oczywiste okazuje się, że dzieci potrzebują edukacji, kobiety pracy, osoby starsze, których wiele też stało się naszymi gośćmi - stałej opieki zdrowotnej, a oni wszyscy pomocy socjalnej. Wsparcie edukacji okazuje się niezbędne, gdy liczba dzieci wzrasta nagle tak, jak w Łazach. I wiemy, że na tym nie koniec. Dodatkowo potrzebny jest autobus, przecież więcej niż jeden, skoro ich matki mają pracy szukać, bo oczywiste, że nie znajdą jej na piechotę. 

- I pojawia się pytanie, kto tę całą pomoc organizuje?

- To samorządy pomagają. Ciągną ostatnimi siłami. Wykorzystują wszelkie możliwości: rezerwy i przesunięcia budżetowe. Środki unijne okazują się potrzebne. Przecież one są w zasięgu ręki, nie wiem dlaczego rząd nie chce z nich korzystać. Od przełomu marca i kwietnia dostępne są przesunięcia z Europejskiego Funduszu Spójności. Także przesunięcia z zakontraktowanych środków z poprzedniej perspektywy budżetowej. Ok. 2 mld euro to pula do wzięcia na dzień dobry a druga pula to rezerwy. Inne kraje jak Bułgaria czy Rumunia z tych środków korzystają, my nie. Rząd potwierdza, że są duże potrzeby, ale się o to nie stara. 500 mln euro to Fundusz Solidarności, uruchomiono też fundusz Echo na pomoc humanitarną. Z funduszu CARE można wnioskować o 550 mln euro dla Polski. W Parlamencie Europejskim robimy wszystko, co możemy, chcemy natychmiastowego uruchomienia tych środków. Decyduje algorytm, przeliczenie liczby uchodźców na fundusze, w obecnej sytuacji to nasz oczywisty atut. Będziemy rozmawiać o planie wsparcia przyszłej odbudowy Ukrainy. Chcemy, żeby powstał dodatkowy fundusz na ten cel. Państwa zaangażowane we wspieranie Ukrainy już dzisiaj powinny stać się jego głównymi uczestnikami, skoro już wykazały, jak potrafią w tej kwestii współpracować. To kolejna szansa.

- Eksperci alarmują, że zbliżamy się do granic możliwości. Przecież próg wytrzymałości szacowano na 3-4 mln uchodźców, potem miała już nastąpić katastrofa humanitarna?

- Zapewne niewiele przewidywań się sprawdziło. W lutym br. w Trójce dyskutowaliśmy z wiceministrem z PiS Jarosławem Sellinem. I on wtedy powiedział, że do Polski może trafić 140 tys uchodźców z Ukrainy. Przypomniałem wówczas, że samych Polaków na Ukrainie jest milion. Widzimy, że społeczeństwo polskie okazało się wyjątkowo otwarte i ofiarne. Ponad wstępne szacunki i kalkulacje. 

- To największy exodus od dziesięcioleci?

- Przy czym same liczby nie powiedzą nam wszystkiego. W Polsce nie mamy wariantu tureckiego, kiedy 1,5 mln uchodźców trzymano w obozowiskach, w namiotach. Pomagając tamtejszemu rządowi, pozornie załatwiano ten problem. U nas goście z Ukrainy prowadzą normalne życie. Mieszkają w domach, spotykają się z nami na ulicach. U nas problem nie polega jak w Turcji na dostarczaniu wody, ubrań i żywności do obozów przetrwania. Jeśli mowa o groźbie kryzysu humanitarnego, o jakiś barierach, to wiążą się one z przepustowością szpitali czy szkół, którą oczywiście poprzez umiejętnie udzielaną pomoc trzeba zwiększać a także z możliwościami rynku pracy. Jeśli chodzi o zapewnienie edukacji czy pomocy społecznej, to samorządy wciąż znajdują się na pierwszej linii frontu. Turcja dostała parę miliardów i sobie poradziła, ale była to pomoc scentralizowana...

- I w jakimś sensie bezduszna?

- Nie ma porównania. W Polsce mamy do czynienia w wysiłkiem całego społeczeństwa w reakcji na tak ogromne wyzwanie.

Wywiad ukazał się w 66 nr gazety Samorządność

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do