Reklama

Bez błysku fleszy i transmisji w TV - wielka machina pomocy MWS

06/03/2022 14:20

Kiedy wybuchła wojna nie czekali na wskazówki władz, a sami zaczęli szukać pomysłów, jak pomóc ludziom, którzy nagle stracili wszystko i w każdej też chwili mogli zginąć od pocisków i bomb. Ruszyli z akcją zanim jeszcze pojawiły się pierwsze miejskie punkty pomocy i głośne zbiórki dużych organizacji. 11. doba wojny to też 11. doba wielkiej pomocowej machiny sztabu przy ul. Koszykowej 24.

Był 24 lutego rano, kiedy młodzi ludzie – przyjaciele znający się z „Klubu Możliwości”, jak co dzień wstawali do pracy. Leniwie, ciesząc się w duchu, że zaczynają odliczanie do weekendu planowali kolejny dzień. Wtedy zaczęły dzwonić telefony i właśnie wtedy świat wywrócił się do góry nogami. Od tamtego czwartkowego poranka nic już nie będzie takie samo...

Wiadomość o wybuchu wojny na Ukrainie sparaliżowała ich wszystkich. Większość przecież właśnie stamtąd pochodzi, niektórzy za wschodnią granicą zostawili swoich bliskich.

Zdzwonili się o 7 rano, a o godz. 20 spotkali i przedyskutowali co mogą zrobić, by nie siedzieć biernie i czekać na cud (wiadomo było, że nie nadejdzie, a pomoc potrzebna była na już).

Co istotne, „Klub Możliwości” działa w strukturach Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej, dzięki czemu mogliśmy uruchomić kontakty. Na spotkaniu już pierwszego dnia, powstała cała strategia działań. Stworzyliśmy sztab w siedzibie MWS przy ul. Koszykowej (tam też jest miejsce zbiórki darów) – tłumaczy koordynator całej akcji Robert Zalikhov, człowiek, który wspólnie z przyjacielem prywatnie i kolegą z pracy - Artiomem Żurakowskim, na zmianę śpią po kilka godzin, aby nawet na chwilę nie pozostawiać telefonów i maili bez odpowiedzi, bo przecież „ktoś akurat wtedy, może pilnie potrzebować pomocy”.

Kiedy zaczynali, było 16 wolontariuszy. Po tygodniu pomagało im już 40 osób. Dzięki mediom społecznościowym i nagłośnieniu akcji pomocowej, zgłaszają się ludzie z różnych miejsc świata. Co ważne - ta akcja była dużo wcześniej, niż pokazywane w tv wszelkie miejskie, wychwalane wszem i wobec punkty pomocy. Poza tym, tutaj nie chodzi tylko o zbieranie rzeczy. To jeden z elementów tej całej wielkiej machiny, którą nawet nie sposób opisać.

Co tak naprawdę dzieje się w sztabie MWS przy ul. Koszykowej 24? Na pierwszy rzut oka - telefon za telefonem, pomiędzy nimi słychać domofon i wchodzi ktoś z kartonami, non stop pisanie na laptopach, ciągle ktoś chodzi z pokoju do pokoju, rozmowy w językach polskim, ukraińskim i angielskim - pozornie: wielki chaos, a w praktyce: ogromna machina pomocy.

„Klub Możliwości” zajmuje się zarówno organizacją przywozu uchodźców z granicy i zapewniania im miejsc pobytu (nieoceniona jest pomoc m.in. burmistrza Serocka Artura Borkowskiego, który wziął Ukraińców do swojego miasta), kontaktem z punktami przygranicznymi i dostarczaniem im brakujących produktów, jak i tysiącem (nie ma w tym przesady) innych spraw.

Co robimy? Wszystko, co w danym momencie trzeba – mówi Artiom. – Wieźliśmy na przykład grupę Izraelczyków z lotniska do granicy, bo jechali walczyć na Ukrainie, dzisiaj podajemy paczki do Lwowa, bo akurat jedzie tam człowiek. Wyszukujemy połączenia. Jak? Trudno to w skrócie opisać, po kilku dniach stworzył się jeden wielki „organizm”, który „żyje”. Wykonujemy tyle połączeń telefonicznych, że kilka razy mieliśmy już blokowane na jakiś czas karty SIM – dodaje.

Robert Zalikhov natomiast podkreśla, że nawet sami uchodźcy, którzy przyjeżdżają do Polski, nie siedzą w domach. Angażują się w akcję pomocy dla rodaków.

Wczoraj naszym autokarem przyjechała rodzina, a już dzisiaj zgłosił się do nas chłopak, który prosił o to, żeby dać mu możliwość włączenia się w działania. Jego matka i siostra zostały w domu, on czuje na sobie obowiązek pomocy – tłumaczy Robert.

Wolontariusze MWS są też w noclegowni przy ul. Nowowiejskiej. Przy ul. Koszykowej jest kilka osób 24 godziny na dobę, które się zmieniają. Dlaczego to robią?

A co mogę robić? Siedzieć, płakać i patrzeć na to co się dzieje? Muszę jakoś pomóc! Muszę działać – mówi Anastazja, która od kilku lat mieszka w Polsce, a pochodzi z Uzbekistanu. Druga z młodych pań bardzo zaangażowana w działania to Alicja. Ona do Warszawy przyjechała z Białorusi. Przytakuje temu co mówi koleżanka i zaznacza, że chyba nie ma ludzi teraz, którzy potrafią normalnie żyć, pracować, nie myśląc o tym, co dzieje się na Ukrainie. Trzeba pomagać - to zwyczajny ludzki odruch, potrzeba.

Mykhailo i Andriej przyjechali do naszego kraju już dość dawno, są z Ukrainy. Bliskiej rodziny tam nie mają, więc osobistego dramatu nie przeżywają obecnie, ale również nie jest im łatwo patrzeć na to, co dzieje się w ich ojczyźnie, dlatego robią co mogą, by mieć wpływ na poprawę sytuacji ludzi, których dotknęła tragedia.

W ekipie jest też Bogdan. Małomówny, wpatrzony w okno.

Aby pomóc, przyjechał z Finlandii, pochodzi z Ukrainy.  Aż z Finlandii do Polski pomóc? Po co?

Zaskoczony jest naszym pytaniem... A my chwilę później wiemy, że to pytanie nie powinno paść...

Jak to po co?! Bombardują moją rodzinę! Coś muszę zrobić!

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do