
Myśląc o obecnej sytuacji w Polsce związanej z niechybnie nadchodzącym sporem dotyczącym obsady polskiego przedstawiciela w Komisji Europejskiej, przypomniała mi się jedna reklama sprzed lat. Była ona emitowana przed rozgrywkami piłkarskiej Ligi Mistrzów UEFA. Dotyczyła zaś prezentacji karty kredytowej globalnego operatora płatności. W reklamie ukazuje się około pięcioletni chłopiec idący z rodzicami na mecz piłkarski, rozgrywany na wielkim stadionie. Chłopiec ma na sobie strój ukochanej drużyny i zawieszone na szyi profesjonalne buty do gry w piłkę. Motto reklamy brzmi, że za wszystko związane z meczem można zapłacić kartą kredytową, również za buty i strój ubrane na mecz, tak na wszelki wypadek. Reklama dosyć oryginalna, pokazująca że wielu młodych chłopaków marzy zapewne o sytuacji, w której oglądając na stadionie mecz swojej ukochanej drużyny zostaliby z niewiadomego powodu poproszeni przez trenera do zejścia z trybun i zastąpienia kontuzjowanego zawodnika. Zapewne po chwili ów mały wybawiciel siedzący chwilę wcześniej na trybunie miałby strzelić decydującą bramkę, zapewnić drużynie zwycięstwo i po końcowym gwizdku zostać zniesiony na ramionach gwiazd swojej drużyny z boiska w glorii zwycięzcy. Opisana historia jest w życiu realnym oczywiście niemożliwa do realizacji. Nie zmienia to jednak najwyraźniej sytuacji, że niektórzy małoletni marzyciele mogą takie wizje w swoich niedojrzałych umysłach układać. I nie musi być w tym nic złego, dopóki pozostają ze swoimi wizjami w wieku szczenięcym. Gdyby jednak tego typu wyobrażenia i sytuacje mieli roić w swoich łysiejących łepetynach mężczyźni w wieku dojrzałym, powinni udać się do lekarza od głowy, czyli psychiatry. Gorzej gdy podobne wizje w wieku biologicznie średnim prezentuje Andrzej Duda. A jak wiemy uważa on siebie za Prezydenta RP, czyli swoim mniemaniu osobę ważną i w polskiej rzeczywistości sprawczą.
I w tym mniemaniu jak widzimy jest mocno pewny tak siebie, jak swoich cnót, intelektu i z pewnością przemożnych wpływów i możliwości. Przed kilkoma miesiącami udało się Dudzie przekonać decydentów z PiS, aby przeprowadzić tak zwaną ustawę kompetencyjną. Akt prawny dający Dudzie uprawnienie do zatwierdzenia, czyli wydania zgody na polskiego przedstawiciela w Komisji Europejskiej. W ustawie jest wymienionych jeszcze kilku innych polskich przedstawicieli w instytucjach, organach i trybunałach unijnych. Wiemy jednak, że to o stanowisko komisarza ustawodawcy głównie chodziło a nie na przykład o przedstawiciela Polski w Europejskim Trybunale Obrachunkowym. Choć i o to stanowiska w intencji tak ustawodawcy jak i Dudy można się spokojnie pohandryczyć. Proponuję cofnąć się do sytuacji politycznej w Polsce z niezbyt odległego czasu uchwalania tej ustawy. Od miesięcy trwała wówczas intensywna kampania wyborcza. Otwarte wiece z udziałem Donalda Tuska cieszyły się ogromnym zainteresowaniem wyborców. Nawet największe sale, jak Polska długa i szeroka, nie były w stanie pomieścić wszystkich chętnych. Była na tych spotkaniach atmosfera radości, ale również mobilizacji i nadziei. Z drugiej strony spotkania rządzącego wówczas PiS. Tylko dla swoich, według jednego sztampowego scenariusza i kontrolowanymi pytaniami od koncesjonowanej publiczności. Myślę, że mimo upływu niedługiego czasu, warto panującą ówcześnie atmosferę przypomnieć. PiS werbalnie było niezwykle pewne siebie i swojego kolejnego zwycięstwa. Ale jak wiadomo licho nie śpi i warto jednak mieć dodatkowe atuty i bezpieczniki. Walka bowiem jest na polityczne śmierć i życie. W politycznych kręgach ówcześnie rządzących dało się słyszeć, że sam geniusz prezesa i Pegasus mogą tym razem do zwycięstwa nie wystarczyć.
I wówczas, jak diabły z pudełka, pojawiają się Duda i jego zausznicy. Zaczynają suflować czołówce PiS, że Duda może w tej najważniejszej kampanii, prawicową koalicję realnie wesprzeć. Ma bowiem nie wiedzieć czemu całkiem niezłe wskaźniki społecznego zaufania. Jako posłuszny sprzymierzeniec mógłby być do dyspozycji Jarosława Kaczyńskiego. Ale tym razem nie za darmo, ani nawet półdarmo. Zanim bowiem Duda zechce się łaskawie zaangażować musi coś otrzymać. A nic tak nie łechce Dudy jak poczucie docenienia, okazania symbolicznego choćby szacunku i ułudy sprawczości. Wymyślono wówczas wspomnianą już ustawę mającą dawać Dudzie wyimaginowane uprawnienia w wyimaginowanej wspólnocie. Gdyby zgodnie z oczekiwaniami PiS i Dudy, zjednoczona prawica ponownie stanowiła większość w parlamencie i miała swój rząd, Duda miałby na papierze w postaci ustawy możliwość wyrażania zgody na szereg polskich nominacji w organach unijnych. I zapewne na odchodne załatwiłby swoim zaufanym państwowcom; Kolarskiemu, Mastalerkowi, Paprockiej, Derze i kilku innym wygodne posadki, nie bacząc na ich przydatność i kompetencje. Oczywiście owi wyżej wymienieni miłośnicy UE z pewnością chętnie zamienili by swoje pensje w Polsce na europejskie płatne w Euro. Ale tylko dla nich. Pozostałym w kraju obywatelom zaciekle perorują, że im maluczkim i mało rozumnym pensje we wspólnej walucie europejskiej mogłyby zaszkodzić i sprowadzić na Polskę siedem plag egipskich. Ale to na marginesie.
Jednak ku wielkiemu zdziwieniu i niedowierzaniu wybory wygrała opozycja i cały plan trafił szlag. Ale jak jeden plan się rypnął, można skonstruować kolejny, czyli to co jak widać Duda lubi, czyli polityczną awanturę. I wyszedł Duda przed kamery i jupitery i uprzejmie oznajmił, że na polskiego komisarza nie wyrazi zgody bez swojej uprzedniej zgody, czyli kontrasygnaty pod propozycją uzgodnioną z premierem Tuskiem.
I tu drodzy czytelnicy mamy grę z przysłowiowej kompletnej czapy. Dlatego, że powoływanie członków Komisji Europejskiej to nie jest w najmniejszym zakresie kompetencja kraju członkowskiego. Komisja jest realnie najbardziej wpływowym, obok Rady Europejskiej, organem unijnym. Kraje członkowskie zgłaszają po jednym kandydacie do członkostwa w Komisji. Ale później następuje wyrafinowana i subtelna lub ostra polityczna gra na poziomie stricte europejskim. Należy dobrać siłę i wagę poszczególnych komisji (resortów) do pozycji ludnościowej i gospodarczej poszczególnych krajów i jeszcze dopasować odpowiednio kompetentnych kandydatów. Do tego w miarę możliwości należy uwzględnić mechanizm parytetu płci i kilka innych niuansów. W związku z tym ucieranie się stanowisk i ustalanie ostatecznego składu Komisji trwa w ramach unijnych elit wiele tygodni. W ich rezultacie wielokrotnie kandydaci zgłoszeni przez dane państwo ostatecznie zostają zastąpieni przez innego kandydata. Potem kandydaci przechodzą jeszcze dodatkową procedurę przesłuchań przed komisjami merytorycznymi Parlamentu Europejskiego. W takim przesłuchaniu może wziąć udział każdy europoseł i zadawać pytania. Po przesłuchaniu odpowiednie komisję przygotowują szczegółową ocenę kompetencji kandydatów. Kolejnym etapem jest finalizacja ustaleń na najwyższym poziomie politycznym Parlamentu Europejskiego. Czyli przez Konferencję Przewodniczących, składającą się z liderów grup politycznych w PE i Przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Wielokrotnie się zdarzało, że na tym zdawałoby się ostatecznym etapie również następowały poważne korekty personale i wywracanie całej misternej układanki. Następnie Parlament Europejski zatwierdza ostateczny skład Komisji.
Czyli mamy dokładnie określony sposób powoływania KE w ramach instytucji i organów Parlamentu Europejskiego. I nagle w takiej sytuacji w Warszawie wyłazi Duda i pokrzykuje. -Co wy tam w Brukseli, Paryżu, Madrycie, Pradze, Berlinie, Lizbonie wyprawiacie? To nie wiecie, że ja tu w Warszawie razem z kuplami z PiS przegłosowaliśmy sobie ustawę, że to wszystko co gdzieś tam sobie uzgodniliście nie może się odbyć bez mojej kontrasygnaty pod polskim kandydatem, czyli bez mojej zgody? Po moim trupie!- I straszy Donalda Tuska Trybunałem Stanu za pominięcie przez niego ustawy kompetencyjnej. Ponadto snuje plany organizacji przez siebie dwóch szczytów unijnych podczas polskiej prezydencji w Radzie UE bez żadnego trybu.
I co w takiej sytuacji powinien uczynić premier? Otóż w mojej ocenie nic. Proces selekcji i wyboru komisarzy powinien się potoczyć rzecz jasna poza Dudą i jego akolitami. Cała procedura powinna się odbyć zgodnie z ustalonymi zasadami w Parlamencie Europejskim. A gdy ostatecznie Parlament przegłosuje skład Komisji nie bacząc na lamenty Dudy, temu pozostanie jedynie postawić przez polskim Trybunałem Stanu wszystkich deputowanych do Parlamentu Europejskiego, którzy nie uwzględnili ustawy kompetencyjnej wybierając skład Komisji. Czyli pewnie około sześciuset podsądnych. Zapewniam, że wtedy o Dudzie będzie naprawdę głośni i trafi on w końcu na pierwsze strony gazet wszystkich znaczących się światowych dzienników i portali internetowych. I będzie z tego tytułu mnóstwo śmiechu i chichotów na całym szerokim świecie. Choć niekoniecznie w Polsce. My bowiem mamy Dudę na miejscu i jeszcze przez ponad rok niewiele się w tym względzie zmieni. Wie o tym również Donald Tusk. I jako polityk poważny i świadomy odpowiedzialności za losy kraju, musi poszukać kompromisu, nawet z Dudą.
I tu musimy wrócić do początku artykułu. Wyobraźmy sobie, że smyk który przyszedł z rodzicami na stadion w krótkich majtkach i piłkarskimi butami przewiązanymi na szyi to jest mały Andrzejek Duda. Ale siedząc na trybunach stadionu nie poprzestaje na chłopięcych marzeniach, takich oto, że zostaje poproszony o zagranie w meczu dorosłych i profesjonalnych piłkarzy. Gdzie tam! On wstaje ze swojego miejsca na trybunach, przekracza linię boiska i biegnie do kapitana drużyny, którym jest Donald Tusk. Następne żąda opaski kapitańskiej dla siebie i zgłasza gotowość do gry w meczu. Pełen stadion ludzi zaczyna wyrażać swą irytację i wściekłość. Zaczynają się wycie i gwizdy. Ludzie zapłacili za bilety, choćby przy użyciu kart kredytowych głównego sponsora, aby obejrzeć widowisko piłkarskie według ustalonych reguł przez prawdziwych i poważnych zawodników. I w takiej sytuacji Donald Tusk ma dwa wyjścia. Pierwsze to poprosić rodziców aby przyszli po swego milusińskiego i zabrali z powrotem na widownię. To z pewnością wywoła u małego Andrzejka krzyk, płacz i frustrację. Co nie musi wcale uspokoić sytuacji.
Drugie rozwiązanie jest następujące. Donald Tusk gestem wobec trybun uspokaja publiczność. Po czym głaska pacholę po głowie mówiąc spokojnym głosem. –To co uczyniłeś młody człowieku jest wyrazem sztubackiego wybryku. Mało który chłopiec wywinął by podobny numer. Tego typu zachowanie jest niezgodne nie tylko z przepisami gry w piłkę nożną ale również przyjętymi normami i zasadami dobrego wychowania. Ale nie róbmy z tego zajścia wielkej afery. I uczynimy w sposób następujący. Ja dam Tobie dwadzieścia złotych. Ty spokojnie wrócisz na widownię do swoich rodziców i kupisz za dwie dychy watę cukrową i kubek słodkiej lemoniady. A wcześniej na oczach widzów i przed obiektywami kamer strzelisz sobie prawdziwego karnego. I po sprawie.
Nie wykluczam, że dla dobra sprawy i takie rozwiązanie jest do przyjęcia. Mogłoby to wyglądać w sposób następujący. Donald Tusk spotka się z Andrzejem Dudą w cztery oczy. Po spotkaniu wyjdą na konferencję prasową i wówczas Duda oznajmi;
-Nie było to łatwe. Ale po tygodniach utarczek i negocjacji doszliśmy do kompromisu. Dzięki temu mogliśmy zrealizować zapisy ustawy kompetencyjnej. Co więcej polskim kandydatem do Komisji Europejskiej jest osoba nie tylko przeze mnie zaakceptowana, ale co więcej wręcz wymyślona. I tym moim kandydatem, którego co przyjmuję z radością, zaakceptował również Donald Tusk jest Radosław Sikorski.
Niemożliwe? Zobaczymy
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
????????????
Nie do końca się zgadzam. Moim zdaniem to lepiej że Prezydent Andrzej Duda chce mieć wpływ na obsadę tak ważnego stanowiska. A to że kandydaci są dokładnie weryfikowani i przechodzą jakieś uczciwe konkursy w Unii Europejskiej to zupełnie nie wierzę. To fikcja. Niemcy wstawiają kogo chcą i nikogo o zgodę nie pytają.