
Zmiany są nieuniknione. Tym bardziej, jeśli termin wyborów do Europarlamentu zbliża się wielkimi krokami, a dyskusje na temat kierunku, w jakim pójdzie Polska i Unia Europejska nie milkną. Kilka dni temu w tych kwestiach swoje zdanie wyraził Ryszard Czarnecki, podczas audycji Radia Maryja i TV Trwam
Czarnecki jest przekonany, że Unia Europejska po wyborach, które będą miały miejsce 26 maja 2019 roku, będzie nieco inna. Twierdzi również, że po tym Polska przestanie być tarczą strzelniczą dla bliższych oraz zachodnich sąsiadów. Eurodeputowany zwraca także uwagę na to, że Polska jest - razem z Litwą i Słowacją - państwem o najniższej frekwencji uzyskiwanej w wyborach do PE. To coś, co warto byłoby zmienić, ponieważ blisko 3/4 polskiego ustawodawstwa powstaje w Brukseli czy w Strasburgu. Argumentem przemawiającym za pójściem do urn jest to, iż nowy PE będzie przyjmował budżet państw członkowskich na następne siedem lat…
W latach 2021-2027 Polska będzie otrzymywać więcej funduszy z Unii Europejskiej na różnego rodzaju projekty, niż oddawać w formie składki członkowskiej. W latach 2028-2034 Polska stanie się natomiast płatnikiem netto – składka członkowska więcej wyniesie, niż otrzymamy z UE. Warto więc mieć wpływ na to, kto będzie reprezentował Polskę i kto będzie walczył – lub nie – o budżet. Mówię: „lub nie”, gdyż dla mnie przykrą sytuacją jest, że Komisja Europejska przedstawiła nowy projekt 7-letniego budżetu, a w składzie komisji jest komisarz Bieńkowska, a ten budżet jest dla Polski fatalny. Pani komisarz przyłożyła do tego rękę, nie zaprotestowała, nie złożyła zdania odrębnego, publiczne ten budżet popierała, a jest to dramatycznie złe. Teraz zaczną się negocjacje, które potrwają z 1,5 roku. Jestem przekonany, że polski rząd dużo zmieni i wynegocjuje lepszy budżet.
Polityk zaznaczył również, że wskazał również, że w historii europarlamentu posłowie występowali przeciwko własnemu krajowi zaledwie raz. Było tak wyłącznie w 2017 roku, kiedy politycy PO głosowali za uruchomieniem procesu sankcji wobec naszej ojczyzny.
Jako wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego prowadziłem obrady i zdarzało się, że politycy francuscy nie zgadzali się z innymi politykami francuskimi, Hiszpanie z Hiszpanami, ale takiej sytuacji, żeby przedstawiciele jakiegoś kraju głosowali za wprowadzeniem sankcji? Czegoś takiego nie było. Niedawno zaistniała debata o Czechach i czescy posłowie z opozycji nie atakowali premiera Andreja Babisa, chociaż naprawdę go nie znoszą. Uznali, że porachunki czesko-czeskie załatwią w Pradze, a nie w Brukseli. Da się więc być twardą opozycją, ale nie wynosić sprawy na forum międzynarodowe.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie