
Czytam: „Ustawa dekomunizacyjna daje samorządom rok na zrobienie porządków z patronami ulic. Zacznie obowiązywać po trzech miesiącach od złożenia podpisu przez prezydenta. Ustawa powstała dla blisko 1,3 tys. nazw ulic w całym kraju. Szacowany koszt dekomunizacji sięga 1,2 mln zł. Nie wiadomo, na jakich sumach się skończy, bo PiS nie zgodził się na poprawkę Nowoczesnej, by MSWiA przygotowało wykaz nazw ustawowo zakazanych. Katalog jest więc otwarty”.
I bardzo dobrze. W tej głupawej ustawie ta furtka jest akurat szczęśliwa. Może ktoś pomyślał najrozsądniej w świecie, żeby ludzie dekomunizowali się zgodnie z własnym sumieniem. No, bo – weźmy dla przykładu Sosnowiec – czy tam miejscowy samorząd zdecyduje się na usuwanie z ulicy i placu patrona Edwarda Gierka? Nie sadzę, zwłaszcza że tzw. średnio-stare pokolenie, jak to nazwał niezwykle wnikliwie sam Prezes Kaczyński przed wyborami parlamentarnymi, ma – tak jak i on sam – niejednoznaczną ocenę tego polityka PRL. Wielowymiarowy on bowiem był, i patriotą (choć komunistycznego rodowodu) też był, i zasługi dla kraju miał, i kraj się nawet rozwijał szybko, choć na kredyt.
Jestem tego samego zdania, co Prezes (sam się sobie dziwię!), Gierka, jak i wielu innych tzw. komunistów nie można wrzucać do jednego worka. Byłoby w nim bowiem – jeśli Prezes nie wycofuje się ze swych wcześniejszych ocen – Wallenrodów wielu. Więc może niech sobie Polacy w tej Polsce stołecznej, wojewódzkiej, powiatowej i gminnej sami wyceniają zasługi i wydają oceny kogo chcą, by im przyświecał w codziennym życiu na ulicy…
Albo też – jak już zupełnie nie będzie można, bo PiS
wprowadzi listę proskrypcyjną – zachowajmy się jak w sztukach Mrożka, albo jak
Paweł Lisicki, warszawski poseł PiS, który jeszcze jako radny i lider partii na
Pradze-Północ zaproponował, by „ul. Jana Młota wymienić na Karola Młota, władcę
Franków z VIII wieku. Już wtedy PiS lansował pogląd, by wykorzystywać zbieżność
nazwisk i zastępować niegodnego patrona bohaterem”. Zresztą poseł sprawozdawca
ustawy Jarosław Krajewski (dawny radny PiS w Warszawie) zachęcał do tego inne
samorządy. Podał – jak czytam i się dowiaduję - przykład takiej dekomunizacji z
Bródna: w 2008 r. komunistycznego działacza Aleksandra Kowalskiego zastąpił tam
Aleksander Kowalski, hokeista, reprezentant Polski, który zginął w Katyniu. „On
zasługuje na takie upamiętnienie, a sprawa została przyjęta przez samych
mieszkańców z zadowoleniem i zrozumieniem” - przekonywał.
Dla posła Krajewskiego dzięki ustawie PiS „nastąpił symboliczny koniec
komunizmu”.
„W naszym kraju – twierdzi poseł - mocno doświadczonym przez historię, musimy skończyć z jakimikolwiek reliktami komunistycznymi i innymi systemami totalitarnymi. Nie tracą ważności dotychczasowe dokumenty, jak dowód osobisty czy prawo jazdy. Będą wymieniane, gdy upłynie termin ich ważności. Koszt poniesie administracja publiczna”.
Czyli kto? Czyli my, tzw. obywatele i społeczeństwo, które – jak już nie będzie chciało płacić – twórczo zastosuje pomysł Pawła Lisieckiego i zdekomunizuje poprzez zastąpienie, co w wielu wypadkach będzie możliwe, nawet jak nowego patrona nikt nie będzie znał. Zresztą – szczerze powiedziawszy – Drodzy Dekomunizatorzy z PiS – mało już kto, zwłaszcza z młodych, pamięta kto to był Janek Krasicki, na przykład. No, kto? – pytam jednego obywatela, który mieszka na takiej ulicy w pewnym mazurskim mieście. – Ja tam nie wiem – odpowiada zagadnięty – pewnie jakiś piłkarz.
No i co? Warto było?
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie