
Z gen. Mirosławem Różańskim, weteranem polskich misji wojskowych, ekspertem Instytutu Strategie 2050 rozmawia Łukasz Perzyna
- Zaproponował Pan wykorzystanie w walce z pandemią wojskowego szpitala polowego. Jak powinno to wyglądać?
- W zasobach sił zbrojnych znajduje się szpital polowy, oparty na bazie kontenerowej. Przyjęte procedury zakładają, że byłby on rozwijany przez jednostkę wojskową z Bydgoszczy. Jego elementy wykorzystywano już w trakcie polskich misji za granicą. Również podczas wizyty Papieża Franciszka szpital polowy był rozwijany pod Krakowem. W sytuacji gdy notujemy niestety najwięcej zachorowań od początku pandemii warto ten potencjał wykorzystać. Wydolność szpitali ograniczana jest przez nadmierną w stosunku do zakładanych norm obecność pacjentów, co oczywiste, bo sytuacja stała się nadzwyczajna.
- Czy ludzie nie będą się bać szpitala polowego, bo trochę się z wojną kojarzy?
- Nazwa szorstko brzmi, z czego zdaję sobie sprawę, ale w istocie wojskowy szpital polowy oferuje pacjentom pełen komfort i pomoc. Namioty, w nich klimatyzacja, kontenery i sale operacyjne, pozwalające na wykonywanie nawet najbardziej skomplikowanych zabiegów - tak to w praktyce wygląda. Szpital polowy można by rozwinąć tam, gdzie zachorowań jest wiele, a konwencjonalna służba zdrowia obciążona, na przykład w Małopolsce. Czas jego rozwinięcia wynosi dwa dni, to wystarczy, by osiągnął pełną gotowość pomocy dla pacjentów.
- Ujawnił Pan bulwersujący fakt, że - pomimo pandemii - rezerwistów masowo wzywa się na ćwiczenia, nie mające związku z COVID-19. Z jakimi konkretnymi niebezpieczeństwami się to wiąże?
- Gdy na ćwiczenia przyjadą rezerwiści z różnych stron kraju, żeby razem przebywać w dużej grupie, zagrożenie okazuje się oczywiste. W sytuacji gdy pandemia zbiera nowe zachorowania nie wiadomo przecież, czy część z wezwanych nie powinna raczej trafić na kwarantannę, czy nie zarażą innych.
- Zachęca Pan również do uwzględnienia w walce z pandemią najstarszych roczników studentów medycyny?
- Trzeba wykorzystać ich wiedzę oraz gotowość niesienia pomocy. Jeśli ma nam grozić, że zabraknie wykwalifikowanych kadr do obsługi respiratorów, studenci ostatniego roku wydziałów lekarskich z uniwersytetów medycznych z pewnością mogą to robić. Zdobyli już wymagane umiejętności, mają backround z wcześniejszych lat studiów. Tam, gdzie to możliwe, powinni zastąpić anestezjologów i pielęgniarki, żeby tamtych osób nie trzeba było odciągać od innych zadań.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Zobacz także:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie