Reklama

Glapiński zyskał sześć lat władzy, ile ma przed sobą PiS?

12/05/2022 20:02

Rządy Adama Glapińskiego w Narodowym Banku Polskim potrwają jeszcze przez kolejną sześcioletnią kadencję. Nie było niespodzianki, Prawo i Sprawiedliwość po raz kolejny pokazało, że pomimo braku formalnej większości (klub liczy 228 posłów na 460) wciąż nie ma kłopotów z wygrywaniem głosowań.

Przy tej okazji o samej gospodarce mówiono mniej, niż można się spodziewać przy dramatycznej sytuacji: 12-procentowa inflacja odbierana jest przez zwykłych ludzi jako dotkliwa drożyzna. Jednak ponowny wybór Glapińskiego na prezesa NBP nie był połączony z żadnym ekonomicznym "dealem". Tego samego popołudnia przegłosowano piętnastkę członków Krajowej Rady Sądownictwa. To efekt porozumienia wewnętrznego z wierzgającą ale pozostającą w rządzie (Zbigniew Ziobro na czele resortu sprawiedliwości) i klubie (20 posłów) Solidarną Polską.

Glapiński zapisał się nie tylko bezradnością wobec drożyzny, ale kolejnym podnoszeniem stóp procentowych, co w desperację wprawia kredytobiorców zaś prezesa NBP wystawia na zarzuty, że dba nie tyle o interes banku narodowego lokowanego przy Świętokrzyskiej w Warszawie, co o dobrostan prywatnych instytucji finansowych z dominującym kapitałem zagranicznym. 

Zarazem jednak pozostaje Adam Glapiński - niemal od zawsze, jeśli pominąć krótki epizod, gdy znalazł się w Ruchu Odbudowy Polski - wiernym towarzyszem drogi Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego prezes nie uchylił się w jego wypadku od zmontowania skutecznej maszynki do głosowania na rzecz jego powtórnego wyboru. Coraz mniej bowiem wokół niego dawnych druhów, na których wciąż może liczyć. Kapciowi ich nie zastąpią. Każdy polityk potrzebuje powiernika, a Glapiński zapewnia żoliborskiemu inteligentowi, za którego Kaczyński tak pragnie uchodzić wymianę myśli a nie tylko odbieranie dyrektyw. Formatem intelektualnym przerasta większość jeśli nie wszystkich nominatów pisowskiej władzy.      

Rzecz jednak nie w sentymentach ani szacunku dla umysłowych dyspozycji prezesa NBP. Kaczyński i Glapiński pozostawali przez lata celem tych samych ataków. Pamiętamy świadectwa Janusza Heathcliffa Iwanowskiego Piniery, biznesmena krzątającego się przed laty na zapleczu Porozumienia Centrum, który potem oznajmiał, że ich obu trzymał na pensjach - w dodatku dolarowych. Chociaż do końca tego nie udowodnił, stanowi to kolejne uzasadnienie tego, że drogi dwóch prezesów - partii rządzącej i banku narodowego - nie mogą się rozejść. Zwykle wygrywali i przegrywali razem, tak jak teraz w Sejmie w to czwartkowe popołudnie.  W tym wypadku zwycięskie.

Kaczyński jednak nie ma przed sobą - w przeciwieństwie do szefa NBP - gwarancji sześciu lat u władzy. Od niego zależy decyzja, kiedy pójdzie na wybory. Wygrywanie głosowań stanowi argument, że nie musi się z tym spieszyć. Narastająca i odczuwalna przez zwykłych Polaków drożyzna - wprost przeciwnie. Jednak emocje wyborców nie zależą zwykle od sytuacji w sali obrad parlamentu, tylko od tego, co znajdują w osiedlowym sklepie, położonym najbliżej miejsca zamieszkania. Spać spokojnie może więc tylko jeden z dwóch prezesów, głównych bohaterów wydarzeń tego sejmowego czwartku. Nie skłonny zwykle do altruizmu Kaczyński zapewnił więc Glapińskiemu komfort, na który sam już nie ma co liczyć.  

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do