Reklama

Jak pies do jeża czyli Politycy nie zapewnią bezpieczeństwa

03/03/2022 17:38

Jeśli miernikiem przywództwa Jarosława Kaczyńskiego, odpowiedzialnego jako wicepremier za bezpieczeństwo kraju stać się ma ustawa o obronie ojczyzny - to pokazuje ona słaby format wszechwładnego prezesa partii rządzącej. Jednak w sejmowej debacie na jej temat nic nadzwyczajnego nie pokazali również politycy opozycji. 

Nowa procedowana w parlamencie ustawa pomimo Orwellowskiej nazwy - a przecież nawet komunistom, chociaż lubowali się w fałszywym patosie wystarczała zwyczajna ustawa o powszechnym obowiązku obrony PRL - nie zawiera niczego istotnego, czego brakowałoby w dotychczasowych regulacjach. Jak pamiętamy, w państwie George'a Orwella istniało wprawdzie Ministerstwo Miłości ale w życiu społecznym tej ewangelicznej cnoty brakowało.

Z obroną ojczyzny, chociaż to cnota innej kategorii, za PiS rzecz ma się podobnie.  Co nie zmienia faktu, że politycy opozycji z sobie tylko znanych powodów podchodzą do nowego sławetnego pisowskiego przedłożenia niczym pies do jeża, jak mawia polski lud, przez prezesa rządowej telewizji Jacka Kurskiego krzywdząco i obraźliwie nazywany ciemnym.  

Z samego rana w czwartek w gmachu parlamentu pojawił się nie będący posłem ani senatorem przewodniczący opozycyjnej Platformy Obywatelskiej Donald Tusk. Najpierw spotkał się z klubem Koalicji Obywatelskiej w skład której wchodzi PO. Potem wystąpił w Senacie na konferencji prasowej. Opowiedział się za "jednością" chociaż zarazem przeciw "kiczowi pojednania". Zapewnił, że jego parlamentarzyści poprą rządowy projekt ustawy o obronie ojczyzny, chociaż przyznał, nie jest on doskonały. Po co w takim razie mieliby to robić - już nie objaśnił.  Śladu silnego przywództwa dostrzec w tym, co mówił, się nie dało. Lider opozycji zachowywał się tak, jakby wyszedł do dziennikarzy tylko po to, żeby nie postawiono mu potem zarzutu, że podczas dramatycznego kryzysu tuż za polską granicą - pozostawał nieobecny. Jednak pomysłu na sensowną obecność już zabrakło.

Dużo lepiej prezentuje się w tych niespokojnych dniach również nie będący posłem Szymon Hołownia, który przynajmniej z godnym uznania znawstem wypowiadał się na temat akcji humanitarnych na rzecz Ukrainy - dawny gwiazdor programów telewizyjnych a obecny przywódca trzeciej siły jaką w naszej polityce stanowi opozycyjna Polska 2050 uczestniczył swego czasu w licznych przedsięwzięciach dobroczynnych na rzecz Afryki. Dzięki takim kompetencjom Hołowni jego formacja zyskuje na współczuciu wobec uchodźców, powróciła do dwucyfrowych notowań (11 proc), przy czym wedle  sondażu IBRIS (25 lutego - 1 marca) gdyby teraz odbyły się wybory, wygrałby je PiS (37 proc) przez Koalicją Obywatelską (23 proc) a do Sejmu weszłyby jeszcze tylko Polska 2050 i Lewica ale już nie PSL i Konfederacja. Nie przystoi wszystkiego liczyć demoskopijnym kroplomierzem, gdy bomby spadają na sąsiedni kraj, ale co zrobić, skoro politycy inaczej nie potrafią - a w dodatku znów przewidują wybory na maj. Pomimo całej grozy sytuacji, której debata sejmowa o obronie ojczyzny na pewno nie zmniejsza.

Dla Kaczyńskiego przejęcie formalnej odpowiedzialności za bezpieczeństwo kraju okazało się fatalnym pomysłem. Nie wiadomo już nawet, kto to liderowi podpowiedział, bo niefortunne pomysły w PiS z czasem... nie mają autorów, jak rzecz miała się już ze słynną nowelizacją ustawy o ochronie zwierząt, z której partia rządząca zrezygnowała z powodu protestów rolników i hodowców, gdy ci poczuli się dyskryminowani wobec zagranicznej konkurencji.

Stanowisko wicepremiera do spraw bezpieczeństwa kraju - do rządzenia całkiem mu zbędne, bo i bez niego karty rozdawał - obejmował Kaczyński w bez porównania spokojniejszej chwili. Jeszcze przed naporem fałszywych imigrantów na naszą granicę od strony Białorusi. Teraz, gdy ten poprzedni kryzys całkowicie ustąpił miejsca zagrożeniom, związanym z inwazją rosyjską na sąsiadującą z nami Ukrainę - pomysł z przejęciem przez prezesa akurat tego segmentu zagadnień okazuje się przeciwskuteczny. 

W sejmowym wystąpieniu Kaczyński zapowiedział 3 proc wydatków z budżetu na wojsko - tyle, że nie w tych procentach bezpieczeństwo się mierzy - oraz 300-tysięczną armię. Tyle, że aż 50 tys czyli dokładnie jedną szóstą tej liczby stanowić mają sławetne "szwejki" z obrony terytorialnej, utworzonej jako zamierzona gwardia partyjna przez byłego pisowskiego szefa MON Antoniego Macierewicza. Stanowią przedmiot niezliczonych anegdot. Tyle, że te ostatnie nieuchronnie przestały nas śmieszyć począwszy od świtu 24 lutego, kiedy to rosyjskie czołgi ruszyły na naszego ukraińskiego sąsiada. W dodatku sumienie partii rządzącej obciąża destrukcja wojskowych służb specjalnych, przeprowadzona z przyczyn politycznych przez Macierewicza. Teraz by się przydały, ale w tak wrażliwej dziedzinie fachowców "szwejami" nie da się zastąpić. Trudno się więc dziwić, że wciąż nie udaje się schwytać sprawców zniszczenia mogił żołnierzy rosyjskich z 1945 r. w Katowicach - a wiadomo, że już w latach 1980-81 w tego typu prowokacjach specjalizował się radziecki wywiad wojskowy GRU aby móc nimi później ewentualnie uzasadniać przygotowaną zbrojną interwencję.

Symbolem poniżenia polskiej armii za rządów PiS stał się rzecznik i ulubieniec Macierewicza, Bartłomiej Misiewicz, któremu żołnierze zmuszeni byli oddawać honory jak wiceministrowi, chociaż nigdy tej funkcji nie pełnił. Teraz ścigany jest za nadużycia. Obecnie funkcję ministra obrony pełni Mariusz Błaszczak w odróżnieniu od poprzednika polityk nie tylko zrównoważony ale też powściągliwy i kulturalny a przy tym ulubieniec Kaczyńskiego. Na razie jednak efekt prac ich obu okazuje się zdumiewająco wręcz wątły. Prezesowi trzeba tym razem przyznać, że przynajmniej nie podsypiał kiedy o sprawach bezpieczeństwa opowiadali inni - jak mu się to nie tak dawno zdarzyło w wypadku wystąpienia Błaszczaka. Ale jego własna prezentacja okazała się mizerna.

Medice, cura te ipsum, lekarzu ulec się sam - ta starożytna maksyma, wiele razy w pandemii powtarzana w odniesieniu do sterników państwowej ochrony zdrowia, pasuje też znakomicie do poczynań rządowych strażników naszego bezpieczeństwa. Minister bez teki Michał Dworczyk całkiem niedawno nie potrafił upilnować własnej skrzynki mailowej przed hakerami zza wschodniej granicy. Przy okazji okazało się, że rolę głównego suflera odgrywał przy nim Krzysztof Skórzyński z niby to opozycyjnej stacji TVN. Z takimi podpowiadaczami rządzący daleko nie zajadą. W kwestiach bezpieczeństwa niewiele mają do zaproponowania. Pozostaje liczyć na mądrość zbiorową Polaków, objawiającą się w tym kryzysie ich bezinteresowną pomocą dla uchodźców oraz cierpliwością i zdolnością do tego, by panice nie ulegać. Jeśli więc rządzący jak mają to w zwyczaju wpatrzeni w słupki sondaży popłyną z prądem nastrojów opinii publicznej, nic złego spotkać nas nie powinno. Ale jako historycznych przywódców z pewnością kolejne pokolenia ich wspominały nie będą.

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do