
Emocje i adrenalina jakie towarzyszą zawodom na gokartach, w których startują najmłodsi, są nieporównywalne z żadnym innym wydarzeniem sportowym, w jakim do tej pory mogliśmy brać udział. Z jednej strony wielki doping, z drugiej troska, bo przecież wyścigi są związane z ryzykiem.
IV Runda Rok Cup Poland rozegrana była w miniony weekend w Słomczynie. Na Autodromie młodzi kierowcy startowali w czterech kategoriach: Baby Rok (7-10 lat), Mini Rok (9-13 lat), Junior Rok (12-15 lat) oraz Senior Rok dla 14-latków i starszych. Nasza uwaga podczas niedzielnych rozgrywek skupiła się głównie na kategorii drugiej, bo w Mini Rok, startował znany już Wam z wcześniejszego artykułu, który można przeczytać TUTAJ, Marcel Burczenik.
W weekendy takie jak ten ostatni, teren Autodromu Słomczyn zmienia się w swojego rodzaju miasteczko. Już w czwartek zjechały całe rodziny, których dzieciaki brały udział w wyścigach. Jeden po drugim pojawiały się campery, rozstawiane były namioty. Finalnie powstał „padok” (miejsce z namiotami, w których teamy rozlokowują całe zaplecze techniczne dla zawodników), a tuż obok miejsca noclegowe. Rodzina Burczenik jak zawsze przed zawodami, też spakowała całe swoje życie w campera i „zamieszkała” na Autodromie wśród ludzi, którzy doskonale się znają z innych wyścigów, bo przecież zarówno do Bydgoszczy, jak i Poznania czy właśnie do Słomczyna, jeżdżą ta same ekipy.
Najważniejszą osobą, od zadań specjalnych (czyli mechanicznych i technicznych), w teamie Marcela jest jego tata Marcin. On dba o każdy szczegół, pilnuje, aby w gokarcie syna wszystko działało idealnie. Pomaga mu Maksym, który zakończył już swoją przygodę z gokartami i przesiadł się na samochód, ale dzięki swoim doświadczeniom, teraz gokart nie ma przed nim tajemnic.
- Wyjeżdżamy zawsze wszyscy razem, więc tak to już działa, że chłopaki sobie pomagają. Teraz Maks wspiera młodszego brata, a na jego zawodach Marcel czyści mu samochód. Rodzinna ekipa zawsze w gotowości – śmieje się mama Sylwia i tłumaczy, że mocno kibicuje synom, ale… wyścigi są obarczone ryzykiem i tak naprawdę ich każdy start, to nie tylko trzymanie kciuków, ale też lęk i strach.
Przed wyścigiem Marcel pokazuje nam po kolei wszystkie etapy jakie trzeba przejść, aby finalnie siąść za kółkiem na starcie.
- W namiocie gokart jest naszykowany i potem tata wiezie go na wózku do Parku Maszyn. Tam do końca dopiero można go złożyć czyli założyć koła. Ja w tym czasie się ubieram w kombinezon, buty (gorąco w tym teraz jest, ale wiem, że muszę). Biorę kask i idziemy na pozycję startową. Wtedy do końca muszę się ubrać, siadam i czekam na sygnał. No i jadę – tłumaczy młody kartingowiec.
W kategorii Mini Rok w niedzielę wystartowało 31 zawodników. Marcel z numerem 611 w pierwszym wyścigu zajął 22. miejsce, w drugim 24. w trzecim 12. miejsce, a czwartego niestety nie ukończył, bo po kontakcie z trzema zawodnikami doszło do uszkodzenia gokarta. Niestety, chociaż patrząc na wielką kraksę chwilę później, tak naprawdę wszyscy odetchnęliśmy z ulgą ciesząc się z tego, że jednak Marcel był już poza torem.
Tak to właśnie wygląda – prędkość, adrenalina i niewiele trzeba, aby doszło do niebezpiecznych zdarzeń na torze. 12 czerwca były dwa poważne zderzenia, po których do chłopców podjeżdżali ratownicy w karetkach. W jednym z nich zderzyły się cztery gokarty, wyścig został przerwany. Wznowiono go jak sytuacja została opanowana. Na szczęście chociaż wyglądało bardzo poważnie, bo fragment gokarta oderwał się i poszybował w górę, nikomu nic groźnego się nie stało. Kierowcy po opatrzeniu zostali na miejscu, nie wymagali hospitalizacji.
Marcel oczywiście nie był zachwycony swoją jazdą w ostatnim z wyścigów, którą ukończył bardzo szybko przez „spotkanie” z innymi zawodnikami na torze. Kiedy pierwsze emocje opadły, postanowił zobaczyć w jakim stanie jest jego gokart.
- Przód wgnieciony, ale tu z tyłu jak! Tato! Oś skrzywiona! - stwierdził przerażony, a mina była jeszcze gorsza jak usłyszał, że jej wymiana to koszt przynajmniej 800 zł.
I w tym momencie nie sposób pominąć ważną kwestię właśnie finansową. Nie od dzisiaj wiadomo przecież, że w naszym kraju bez sponsorów, talenty takie jak Maksym czy Marcel, mają niewielkie szanse na rozwój i wielkie osiągnięcia na światowym poziomie. Mamy nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto wesprze tę wielką pasję chłopaków i ich talent, bo przecież dzięki temu co robią, tak naprawdę rozsławią sponsora, więc korzyść będzie wzajemna. My obiecujemy, że będziemy informować o tym, co nowego u Marcela i Maksyma. Trzymamy za nich mocno kciuki!
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie