Reklama

Kultura i brzydkie słowo transformacja czyli Grupiński dzisiaj czytany

08/05/2021 08:18

To Rafał Grupiński w poznańskim "Czasie Kultury" opublikował pierwsze ogłoszone pod nazwiskiem opowiadanie Olgi Tokarczuk "Numery", o gasterbeiterach w londyńskim hotelu. W tym samym czasie ukazał się jego własny "Dziedziniec strusich samic", istotny również dla zrozumienia zjawisk, zaistniałych już po jego wydaniu na początku lat 90. Walor to rzadki nawet w wypadku tomu esejów.

Rafał Grupiński, jak pokazuje jego zamieszczony w 1988 r. w paryskiej "Kulturze" i powtórzony w "Dziedzińcu..." pamflet "Ci wspaniali mężczyźni od podstawowych wartości" i parę innych ważkich tekstów z czasu przełomu - jako jeden z nielicznych wiedział już wtedy, że coś się kończy, a zaczyna się nie kolejna faza walki z komunizmem, w której uczestniczy, tylko transformacja ustrojowa. I że tej transformacji - coż za brzydkie słowo dla intelektualisty a nie księgowego - nie opiszą stosowne wcześniej do dawania świadectwa wartościom gładkie formuły pięknoduchów.

Gdy drogowskaz rusza w pochód

Miał rację. Wtedy jednak jeszcze Grupiński zamierzał zostać kimś w rodzaju Adama Michnika myśli centroprawicowej. Historia wyznaczyła mu jednak inną rolę. Stał się odpowiedzialny za wszystko, co dotąd tylko recenzował, z chwilą gdy został ministrem i jednym z najbliższych doradców Donalda Tuska oraz przewodniczącym klubu parlamentarnego rządzącej Platformy Obywatelskiej. Wbrew znanemu powiedzeniu, że drogowskaz nie idzie w pochodzie. 

Z czasem zaś wypełniło się biblijne powiedzenie o siedmiu latach tłustych, po których nie tylko dla Grupińskiego ale dla całej klasy kreatywnej nastały te chude - oby tylko nie było ich więcej niż siedem. Czas rządów tych, co 13 grudnia spali do południa, co wypominają Jarosławowi Kaczyńskiemu wykrzykujący pod jego willą demonstranci podobnie jak schyłkowy okres komunizmu stanowi kolejną trudną próbę dla Ludzi księgi, jeśli użyć formuły wylansowanej przez Grupińskiego noblistki. Ale nie tylko dla nich. 

Co do jednego zgodnie pomyliliśmy się wszyscy, jajogłowi z drugiego obiegu, zarówno Grupiński jako animator podziemnego "Czasu Kultury" jak ja, wtedy przedstawiciel najmłodszego pokolenia opozycji, pisujący do nielegalnej prasy Konfederacji Polski Niepodległej. Pozostaliśmy bowiem przekonani, że w budowie nowej Polski kultura odegra fundamentalną rolę, jaka przypadła ostatecznie ekonomii. "Nie ma Mickiewicza i nie ma Miłosza", głoszą słowa popularnej piosenki doby transformacji ustrojowej. Są za to Leszek Balcerowicz i Grzegorz Kołodko. Jak w dawnym wierszu Juliana Kornhausera: nie ma młodego poety, jest jego brat piekarz... Zaś o wyniku wyborów decydują nie najzacniejsze nawet publikacje, tylko rozdawanie obywatelom pieniędzy chwilę wcześniej zabranych ich zaradniejszym sąsiadom, jak sławetne 500 plus. Grupiński zapewne trochę to przeczuwał, skoro - jako się rzekło - w swój pochód wyruszył. A po dawnym drogowskazie pozostały tylko jego dawne filary: teksty, które - co uderzające - pomimo upływu trzech dekad nie zestarzały się zupełnie. 

Słuszność racji nie wystarczy

Rafał Grupiński już w "Dziedzińcu strusich samic" ostrzegał pisarzy, że nawet  jeśli należą do słusznego stowarzyszenia zawodowego, a nie do naprędce skleconego przez komunistów w stanie wojennym "ZLePu" w demokracji już tyle nie zarobią, bo nie sprostają konkurencji z odroczonymi o kilkanaście lat tłumaczeniami zachodnich autorów. Jak to ujmuje Jerzy Surdykowski, jeden z pierwszych dziennikarzy, którzy pojawili się w 1980 r. w strajkującej stoczni, znający najlepiej teren, bo wcześniej pracował jako dziennikarz zakładowego pisma: "Ze swego podniebnego lotu obudziliśmy się potłuczeni i nieco skacowani. "Sentymentalna panna S.", za którą wielu gotowych było oddać życie, a niektórzy nawet je oddawali, okazała się nieponętnym i kłótliwym babskiem, a cnotę straciła byle jak, z byle kim i byle gdzie: ani bez przyjemności, ani bez pożytku. Bastylii nie zburzono, a nim się rewolucyjny tłum rozejrzał, już co sprytniejsi ulokowali w niej bank albo i agencję towarzyską, gdzie pachołkowie starego reżimu urządzili się o wiele wygodniej od natchnionych proroków nowego. Wymarzona przyszłość okazała się najbardziej niesolidarnym z ustrojów" [1]. Najpierw przekonały się o tym łódzkie włókniarki, kiedy to w polskim Manchesterze wysokimi dochodami wykazywały się liczne tam wróżki, bo kobiety z fabryk nie szczędząc grosza szły do nich dowiedzieć się, czy utrzymają pracę. Zaś po ćwierćwieczu - rodzima klasa kreatywna, która zastąpić miała Pina, polskiego intelektualistę i bohatera Grupińskiego z początków przełomu. Zaś co do transformacji warto zacytować zdanie ekonomisty Dariusza Grabowskiego: nie określono z góry ile potrwa, ani nawet jaki jest jej cel. 

Warto więc pochylić się nad książką, która wiele z tych zjawisk przewidziała. A taki okazuje się "Dziedziniec strusich samic" Rafała Grupińskiego, opublikowany w 1992 r., zawierający liczne teksty jeszcze z drugiego obiegu oraz z "Kultury" paryskiej - wciąż tak o niej mówimy, gdy już nie istnieje, ale też od dawna nie ma żadnej "Kultury" warszawskiej - nie okazuje się z tej perspektywy książką o wyłącznie historycznym znaczeniu, jak choćby dziś czytany "Świat nie przedstawiony" Juliana Kornhausera i Adama Zagajewskiego z początku lat 70, zachęcający wtedy pisarzy, żeby odważniej zmierzyli się z rzeczywistością. Książka Grupińskiego dotyka bowiem spraw wciąż nie zamkniętych a przy tym podstawowych - skąd przychodzimy, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Skupia się jednak na problemie tego, którego pod koniec lat 80 autor nazwał Pinem: to skrót od polskiego intelektualisty, że demokratycznego, to nie trzeba było wtedy dodawać, bo żadni sensowni jajogłowi nie trzymali wtedy z PZPR: Przymanowski, Żukrowski i Auderska stanowili wtedy wyłącznie temat dowcipów podobnie jak dziś oddani PiS Rymkiewicz, Wencel czy Horubała. Nie byli postaciami z salonu, wobec którego zresztą Grupiński zachował krytycyzm, co najwyżej - z sieni. 

Pin czyli portret artysty z czasów przejściowych

Brak wyrazistego bohatera ówczesnej prozy wynagrodziła nam publicystyka. To ona - u progu zmiany - wykreowała dwie postaci niezwykle zajmujące. Są nimi japiszon Pawła Śpiewaka i Pin Rafała Grupińskiego. A jeśli rzecz ująć ściślej, bohater jest właściwie jeden, tyle, że Śpiewaka zainteresował polski inteligent w sferze prywatnej i obyczajowej, a Grupińskiego właśnie na arenie publicznej i twórczej. Japiszon, którego imię pochodziło od nowojorskiego yuppie w odróżnieniu od pierwowzoru (młodego, profesjonalnego mieszkańca wielkiego miasta) nie realizował się w pracy zawodowej, której szczerze nie znosił, zwykle zatrudniony w jakimś instytucie, o którym mówił z pogardą - lecz w życiu towarzyskim. Lubił czerwone wino, kochał rozmowę. Nosił sweter zamiast marynarki. Zamieszkiwał na warszawskich Stegnach lub Ursynowie. Miał żonę Kasię lub Joasię, która skończyła psychologię, a po mieszkaniu chodziła boso.

Za to Pin z "Dziedzińca strusich samic" Rafała Grupińskiego realizuje się w sferze publicznej, ale - co stanowi główny problem i czyni go mniej sympatycznym - niewiele ma w niej odkrywczego i własnego do powiedzenia. Jak udowadnia autor, stanowi to nieuniknione następstwo pewnego paradoksu: "O czym więc myśli Pin? A o kim lub o czym miałby myśleć? Oczywiście o sobie. Przyznajmy jednak, że także o Sprawie, gdyż najczęściej to on sam, w swoim mniemaniu, Sprawę uosabia. Myśli więc Pin o sobie i myśli te ofiarowuje innym nawet wówczas, gdy wali się jego świat. Pisze dziennik o własnych cierpieniach i prześladowaniach, jakim podlega (..). Skrobie wspomnienia z internowania (m.in. Mazowiecki, Kuczyński, Szczypiorski), nawet wierszem (Woroszylski), notuje męki emigracyjne (Brandys), publikuje korespondencję rodzinną (Bielecki), pisze osobistą historię przeszłości (Michnik). Mamy więc stos makulatury o więziennym parzeniu herbaty i zakulisowych sporach doradców, a tylko jedną pracę, będącą próbą syntetycznej i obiektywnej oceny rozstrzygających dla najnowszych dziejów Polski wydarzeń, tj. pracę Jerzego Holzera" [2]. Mowa oczywiście o książce "Solidarność. Geneza i historia". 

Już w 1986 r. Grupiński trafnie ocenił, że polemika z komunistami nie ma sensu, bo ich czas mija, a przy tym niewiele mają do powiedzenia, warto więc swoje krytyczne pióro ostrzyć na własnym obozie. Adama Michnika, który na tym okręcie miał pozycję pierwszego może nie po Bogu, ale po Papieżu na pewno, wydrwi za hamletyzowanie, czy powinien w 1980 r. przystępować do Solidarności, skoro inni szli tam po posady, za wulgaryzowanie Zbigniewa Herberta oraz za wydanie pod marką tomu esejów wyboru cytatów z różnych autorów ("Z dziejów honoru w Polsce"). 

"Mary są wśród nas. Nie ma natomiast żadnej wizji przyszłości" - pisał Grupiński w 1989 r. [3]. Po latach do mar i trumien Piłsudskiego i Dmowskiego, o których Jerzy Giedroyc mawiał, że wciąż rządzą Polską, doszły jeszcze smoleńskie. A wizja? Tu jeszcze lepszym od Grupińskiego diagnostą okazuje się Alan Alexander Milne: im głębiej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka nie było...

Pan od kultury szokuje elity

Jak zauważał w paryskiej "Kulturze" w 1988 r. Grupiński, "Pin myśli stadnie, więc ci spośród Pinów, którzy trzeźwy osąd przenoszą ponad grupowe czy koteryjne interesy, mogą budzić agresję" [4]. Nie sztuka być obrazoburcą, potrafił to również Jan Walc, który w drugim obiegu porównał kardynała Stefana Wyszyńskiego do ajatollaha Chomeiniego, a w wierszowanej recenzji Hannę Krall do hieny za wykorzystanie w słabej powieści wątków Grzegorza Przemyka i Grażyny Kuroniowej. Z Grupińskim jest inaczej, ilekroć szokuje, czyni to w dobrym stylu. Pozostaje panem od kultury. Tak nazywali go studenci wtedy jeszcze nie akademii, tylko poznańskiej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych, kiedy za pierwszej "Solidarności" uczył ich teorii, a na pytania, po co im to potrzebne, odpowiadał, że przyda się choćby do tego, żeby bezwiednie powtórnie w sztuce nie odkrywać tego, co osiągnęli już inni.

Wobec renomowanych autorów stosuje... podobną taryfę. Wracamy do problemu, jak myśli Pin: "Są tacy, którzy żyją z cudzych myśli, koczują na polach cudzej twórczości lub wydzierają karty z dawnych ksiąg, łącząc je zgrabnym komentarzem i są tacy, którzy do cudzego źródła zaglądają rzadko, lecz gdy już im się to czasem zdarzy - piją nieumiarkowanie. Są więc pisarze tacy, jak Wojciech Karpiński, prawie zawsze i wszędzie do wielkich z tego świata się odwołujący i tworzący piękne, lecz nijakie, letnie myślowo eseje - na wzór chociażby, tak ważnej dla autora "Chusteczki imperatora" rozmowy, prowadzonej z Tomaszem Mannem, którą Mann musi być chyba wyjątkowo znużony" [5] - ironizuje Rafał Grupiński. Równie surowa okazuje się zawarta w "Dziedzińcu strusich samic" ocena Adama Zagajewskiego, później wymienianego nawet w gronie kandydatów do Nobla. Grupiński ciosy rozdaje sprawiedliwie, od Michnika jako guru lewicy laickiej po identyfikowanego z konserwatywną formacją "Res Publiki" Karpińskiego. 

Werwę narracji Grupińskiego i jego sceptycyzm wobec utrwalonych oficjalnie poprawnych ocen doskonale pokazuje dokonana na bieżąco w artykule pierwotnie opubikowanym w paryskiej "Kulturze" analiza wydarzeń 1988 roku: "Opozycja podcina gałąź, na której siedzi i nie zastąpi jej krzesło przy komunistycznym stole. Wiosną robotnicy zażądali poprawienia ekonomicznych warunków życia - i zdumieni brakiem zdecydowanego poparcia ze strony opozycji, stroskanej samopoczuciem Gorbaczowa, rozeszli się do domów. Gdy ta w dalszym ciągu niczego nie postanowiła, lecz rozjechała się na wakacje, robotnicy sami wysunęli podczas kolejnej fali strajków żądania polityczne i to na pierwszy plan. W nagrodę strajki wygasił osobiście Wałęsa" [6]. Zapewne od czasów krakowskich Stańczyków ze Stanisławem Tarnowskim na czele i petersburskiego "Kraju" z Włodzimierzem Spasowiczem nikt nie pisał publicystyki po polsku z równą swadą i biegłością a równocześnie z dystansem do autorytetów. Także z szacunkiem dla społeczeństwa, stąd oburzenie na znakomitego poetą Stanisława Barańczaka, oznajmiającego po zwycięstwie Stanisława Tymińskiego nad urzędującym premierem Tadeuszem Mazowieckim i jego wejściu do drugiej tury wyborów prezydenckich w 1990 r. wraz z Lechem Wałęsą, że "część narodu po prostu oszalała" [7]. Grupiński już wtedy bliższy jest późniejszej słynnej diagnozie Marcina Króla: byliśmy głupi. Zaś z publikacją o tym właśnie tytule sensownie wydaje się "Dziedziniec..." zestawić, bo to książki najwięcej mówiące o tym, co zrobiła z nami transformacja ustrojowa.      

Lista Grupińskiego

"Dziedziniec strusich samic" traktuje jednak przede wszystkim o kulturze nie polityce, o czym warto pamiętać. Zwłaszcza, że bardziej stanowczo od innych opowiada się jego autor za niezawisłością kultury od polityki również w sferze powinności moralnych. 

Tytułową "Nędzę literatury" z jednego ze szkiców uzasadnia jej ucieczką w sferę dzienników i historycznej publicystyki, bezustannego dawania świadectwa i gremialnego powtarzania po innych. 

"Dlatego wciąż najlepszą powieścią współczesną (kto chce, może tu dodać: niestety !) pozostaje powstały tuż po wojnie, nie chciany "Popiół i diament", dlatego jedynym pisarzem, który potrafił subtelnie opisywać tę nową, tak prozaiczną (nomen omen) rzeczywistość, pozostał do dziś Stanisław Dygat, a Marek Hłasko i Janusz Głowacki najwrażliwszymi obserwatorami we wczesnych swych opowiadaniach. Może warto jeszcze dodać, aby nie być podejrzanym o nadmierną powściągliwość, "Złego" Leopolda Tyrmanda i "Sennik współczesny" Tadeusza Konwickiego" [8]. 

"Listę Grupińskiego", chociaż powstała przed 35 laty, warto dzisiaj uzupełnić w nikłym stopniu; zapewne o Kazimierza Orłosia za "Cudowną melinę" ale też niedawną "Noc suwerena" o tym, co się zdarzyło, gdy bohaterka nie dostała świadczenia 500 plus. O Olgę Tokarczuk i Szczepana Twardocha, może jeszcze Marię Nurowską za powieści o stanie wojennym ("Kontredans") i nękaniu przez pisowskie władze bohatera "Solidarności" Józefa Piniora ("Dziesięć godzin"). Niewiele to, zważywszy, że w międzyczasie odnotowaliśmy dwa polskie Noble literackie, w czym Grupiński miał swój udział jako odkrywca Tokarczuk.             

Od lat Grupiński przywraca właściwe kryteria, chroni nas również przed klechdą partyzantów ostatniej godziny, jak we Francji nazywano bohaterów Resistence, którzy poszli do lasu, gdy Niemcy już uciekli, a wyleźli z niego, żądni pryncypialnej zemsty na kolaborantach, gdy Amerykanie już wkroczyli. We współczesnej już całkiem książce "Polityka i kultura" stwierdza w odniesieniu do Okrągłego Stołu, którego zresztą wcale nie popierał, a wcześniej w konspiracji pracował zarówno dla radykalnej Solidarności Walczącej jak dla wałęsowskich struktur podziemnych: "Mit zdrady narodowej, która miała się przy tej okazji dokonać, pojawił się później, gdy Lech Wałęsa rozstał się z braćmi Kaczyńskimi - latem 1991 roku usunął ich ze swojej prezydenckiej kancelarii. Nagłe odcięcie się od Okrągłego Stołu to było kłamstwo założycielskie Porozumienia Centrum, partii Jarosława kaczyńskiego" [9].

Grupiński już w czasach "Dziedzińca strusich samic" demaskował złudzenia zbiorowe. W odróżnieniu od Molierowskiego pana Jourdaina wiedział, że mówi prozą. I że czasów reformy Leszka Balcerowicza, dekomunizacji ani lustracji nie da się opisać w języku poezji romantycznej a tym bardziej jej słabych apokryfów, które w swojej książce wyszydza z bezkonkurencyjną i błyskotliwą złośliwością.

Po co książki takie jak "Dziedziniec strusich samic" powtórnie czytać i recenzować a może uzupełniać i jeszcze raz wydawać? Po co w ogóle kultura po pięciu latach rządów ocenianych przez dawną inteligencję, teraz podzieloną na klasę kreatywną i sferę budżetową jako barbarzyńskie? Gdy patrzy się na wystawiony w sejmowej sali szpetny paluch posłanki Lichockiej, niczym ten "palic" z Witolda Gombrowicza, gdy słucha się Kaczyńskiego, z trybuny wyzywającego oponentów od kanalii i mord zdradzieckich, co mu brata zamordowały - liczy się każdy znak, potwierdzający, że się od nich zasadniczo różnimy. Czytanie ze zrozumieniem Grupińskiego pozostaje jednym z nich. Buduje wspólnotę, której tak bardzo brak. Zachęcam.   

Wkrótce ukaże się nowe, uaktualnione wydanie książki Grupińskiego, uzupełnione o liczne szkice o kulturze i życiu publicznym, napisane już po pierwszej publikacji "Dziedzińca strusich samic". Jakkolwiek zostanie ocenione, zapewne nie zmieni to przekonania, że to jeden z ważniejszych czy wręcz kanonicznych dla mojego pokolenia zbiorów tekstów. 

[1] Jerzy Surdykowski. Mieliśmy chamy złoty róg. "Opinia" nr XXX (128), zima 2020, s. 243

[2] Rafał Grupiński. Ci wspaniali mężczyźni od podstawowych wartości. [w:] Dziedziniec strusich samic. Obserwator, Poznań 1992, s. 8                       

[3] Rafał Grupiński. Starość Wallenroda [w:] Dziedziniec strusich samic, op. cit, s. 36

[4] Grupiński. Ci wspaniali mężczyźni... op. cit, s. 11 

[5] ibidem, s. 10

[6] Rafał Grupiński. Kolabokracja czy insurekcja? [w:] Dziedziniec strusich samic, op. cit, s. 28

[7] por. Grupiński. Rozpacz i oszołomienie czyli o tym jak zdradzono klerków [w:] Dziedziniec... op. cit, s. 85

[8] Rafał Grupiński. Nędza literatury [w:] Dziedziniec... op. cit, s. 118

[9] Rafał Grupiński. Polityka i kultura. Rozmawia Łukasz Perzyna. Prószyński i S-ka, Warszawa 2019, s. 132

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    2021-09-12 14:35:07

    Witam Szanowni Państwo, Potrzebujesz pomocy finansowej? Jestem Susan Benson. Jestem pożyczkodawcą, a także doradcą finansowym. Potrzebujesz pożyczki biznesowej, pożyczki osobistej, pożyczki hipotecznej lub pożyczki na realizację projektu? Jeśli Twoja odpowiedź brzmi tak, polecam kontakt z moją firmą. Świadczymy wszelkiego rodzaju usługi pożyczkowe, w tym pożyczki długoterminowe i krótkoterminowe. Aby uzyskać więcej informacji, napisz do nas e-mailem: ([email protected]) i otrzymaj natychmiastową odpowiedź. Jesteśmy kompleksową firmą świadczącą usługi finansowe i jesteśmy zobowiązani pomóc Ci spełnić wszystkie Twoje aspiracje. Specjalizujemy się w dostarczaniu ustrukturyzowanych rozwiązań finansowych dla osób fizycznych i firm w najbardziej efektywny i najszybszy sposób.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    2021-09-12 14:35:58

    Witam Szanowni Państwo, Potrzebujesz pomocy finansowej? Jestem Susan Benson. Jestem pożyczkodawcą, a także doradcą finansowym. Potrzebujesz pożyczki biznesowej, pożyczki osobistej, pożyczki hipotecznej lub pożyczki na realizację projektu? Jeśli Twoja odpowiedź brzmi tak, polecam kontakt z moją firmą. Świadczymy wszelkiego rodzaju usługi pożyczkowe, w tym pożyczki długoterminowe i krótkoterminowe. Aby uzyskać więcej informacji, napisz do nas e-mailem: ([email protected]) i otrzymaj natychmiastową odpowiedź. Jesteśmy kompleksową firmą świadczącą usługi finansowe i jesteśmy zobowiązani pomóc Ci spełnić wszystkie Twoje aspiracje. Specjalizujemy się w dostarczaniu ustrukturyzowanych rozwiązań finansowych dla osób fizycznych i firm w najbardziej efektywny i najszybszy sposób.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do