
Ci, którzy cokolwiek znają się na socjologii, wiedzą, że 500 zł na drugie i kolejne dziecko nic w prokreacji narodowej nie zmieni. Bo pieniądze te będą przejadane w tzw. trybie codziennej konsumpcji i wcale nie na dzieci będą głównie przeznaczane, a na łatanie dziur w budżecie rodzinnym (ci biedniejsi) lub na ponadnormatywną konsumpcję (ci bogatsi). Dzieci zaś nie będzie od tych pieniędzy przybywać, bo zawsze będą one dziełem przypadku, miłości lub kalkulacji.
Przypadek pomińmy, bo to erotyczne zrządzenie losu. Miłość? Nie bierze pod uwagę pieniędzy. A kalkulacja? Będzie generalnie mało pozytywna, czyli 500 zł zostanie potraktowane jako ewentualna część składowa budżetu rodzinnego, który przeważnie się nie domyka, a każde kolejne dziecko to nie wydatek 500 zł miesięcznie, tylko znacznie więcej.
Dochodzi do tego jeszcze ważny czynnik społeczny: podmiotowość kobiety, która propozycję rozrodczą za 500 zł miesięcznie – już wiadomo – przyjmuje generalnie krytycznie. Z pieniędzy głównie cieszą się OBECNIE ci, którzy już mają sporą gromadkę dzieci i muszą ją utrzymywać np. ze źle opłacanej pracy. Przy trójce czy czwórce to 1500-2000 zł miesięcznie, co nie jest bagatelne i może spowodować odchodzenie głównie kobiet z rynku pracy. Zmniejszy to oczywiście w jakimś stopniu bezrobocie, ale prokreacji specjalnie nie zwiększy. Bo kobiety „wielodzietne” obecnie już na więcej dzieci raczej nie będą się decydować. A kobiety „małodzietne” – jeśli nie „zaciążą z dwóch pierwszych powodów – zaczną kalkulować i też decyzje będą generalnie negatywne, bo…
Tłok w żłobkach i przedszkolach, mało komfortowa opieka zdrowotna, drogie wyposażanie dzieci w atrybuty ich wieku (pieluchy, odżywki, ubranka, tornistry etc., etc.), brak instytucjonalnej skutecznej pomocy państwa rodzinom wielodzietnym, np. na wzór szwedzki, gdzie każda rodzina wielodzietna może liczyć na całą sieć bezpłatnej opieki. Jest jeszcze parę innych powodów, o których wszyscy wiedzą.
Więc zamiast tych 500 złotych należałoby się za o wiele mniejsze pieniądze skupić na infrastrukturze państwa, które sprzyja prokreacji. Ale przecież nie o to chodziło. Chodziło o łapówkę dla społeczeństwa, żeby zagłosowało ono na PiS. I w dużej części zagłosowało, a teraz PiS ma kłopot, bo nie ma pieniędzy. Pomysły na kolejne podatki się rypią (patrz obrotowy od sieci handlowych), terminy wprowadzenia pomysłu są więc odwlekane nawet do połowy 2017 roku, a odpowiedzialni za projekt politycy PiS debatują w swoim gronie głównie o tym komu tych pieniędzy nie dać. Bo choć jest to projekt sztandarowy, to może on swoją utopijnością doprowadzić o wyprowadzenia sztandaru PiS z Sejmu. „Ciemny lud” bowiem nie wszystko kupi. Akurat tę obietnicę potraktował niezwykle poważnie. Jest się czego bać, bezdzietny Jarosławie…
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie