
Była rzeczniczka ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, Julia Mendel skrytykowała amerykańską wiceprezydent Kamalę Harris za jej śmiech przed kamerami w trakcie oficjalnej wizyty w Polsce. Zaś w trakcie szczytu w Wersalu liderzy Unii Europejskiej ustalili, że natychmiastowe przyjęcie Ukrainy do tej organizacji nie wchodzi w grę.
W pierwszym wypadku rację mają bezdyskusyjnie Ukraińcy. Wiceprezydent Harris nie powinna śmiać się z powiedzenia Andrzeja Dudy "friend in need is a friend indeed" w sytuacji, gdy jej wystąpienie na konferencji śledzili na monitorach i ekranach telefonów komórkowych uchodźcy stłoczeni w dworcowych halach oraz w punktach tecepcyjnych.
W drugim - tę rację przyznać trzeba skupionym w Wersalu liderom. Unia Europejska nie jest klubem miłujących wolność, jej poprzednia nazwa brzmiała: Europejska Wspólnota Gospodarcza. Chociaż jesteśmy inicjatorami demokratycznych i niepodległościowych przemian w naszej części Europy, zapoczątkowanych strajkami robotniczymi z Sierpnia 1980, na przyjęcie do Unii musieliśmy czekać aż piętnaście lat. Wymagało dostosowania prawa i wypełnienia rozlicznych warunków. Gdy w 1991 r. istniała jeszcze Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka a w Kijowie rządził tamtejszy betonowy lokalny sekretarz Stanisław Iwanowycz Hurenko. w Polsce mieliśmy już w pełni wolne wybory i plan Leszka Balcerowicza, urealniający - nie bez pewnej brutalności nawet - gospodarkę w kierunku norm wolnego rynku.
Julia Mendel w komentarzu wkrótce pod presją wycofanym - ale w sieci nic nie ginie - ubolewa, że ktoś o empatii zbliżonej do pani Harris ma szansę zostać kiedyś prezydentem USA. Jej oburzenie podzielają znękani rodacy, bo nie spodziewali się śmiechów z bon motów, lecz konkretów. Z zamiarem opuszczenia Ukrainy w poszukiwaniu bezpieczeństwa nosi się siedem milionów osób. Do Polski już trafiło ponad 1,5 mln, których doliczyć trzeba do wszystkich, co uprzednio przyjechali tu za chlebem i do ogarniętego wojną kraju nie wrócą. Przybysze przywitani zostali u nas ze staropolską gościnnością. Zwykli Polacy dzielą się z nimi wszystkim, co mają. Wielu zaprosiliśmy do własnych domów. Potrzeby okazują się jednak ogromne i samotnie sprostać im niepodobna. Dworce kolejowe już się wypełniły, sytuacja grozi katastofą humanitarną. Podczas pobytu w Warszawie Kamala Harris nie wypowiedziała konkretów dotyczących relokacji uchodźców: po ludzku mówiąc, tego, żeby trafili do zdolnych ich przyjąć krajów. Nie dowiedzieliśmy się szczegółów, dotyczących kwot niezbędnej pomocy. Nietrudno więc zinterpretować to wszystko jako cynizm Ameryki, która najpierw podsycała entuzjazm Ukraińców, a teraz niczym Węgrów w 1956 r, Czechów i Słowaków w 1968 r. oraz nas Polaków w 1981 r. stopniowo pozostawia ich samych.
Łatwiej zrozumieć Unię Europejską, która na szczycie liderów w Wersalu sceptycznie odniosła się do postulatów natychmiastowego przyjęcia Ukrainy do tej organizacji. Nie odżegnała się zarazem od maksymalnego ułatwienia wszelkich dotyczących akcesji procedur. Z oczywistych jednak względów przyjęcie do UE kraju dotkniętego wojną, ale nie tylko z tych względów niezdolnego jeszcze do wypełnienia standardów członkostwa (obejmujących kwestie jakości prawa i gospodarki, walki z korupcją i in) oznaczałoby tylko pusty gest. Do Unii nie przyjmuje się w jeden weekend - wskazał jeden z liderów dużych państw unijnych. Pozostaje mieć nadzieję, że Ukraina swoją drogę do UE z czasem znajdzie, w czym będziemy mieć swój udział i zasługę. Sami - niepodlegli od 1989 r, w wolnymi wyborami samorządowymi od 1990 r. i do Sejmu od 1991 - czekaliśmy na przyjęcie do europejskiej wspólnoty aż do 2004 r. Co nie znaczy, że należy dziś sąsiadom ze wschodu mówić: żadnych złudzeń, jak car Aleksander naszym rodakom półtora wieku temu. Raczej: wszystko we właściwym czasie.
Wizyta Kamali Harris wyleczyła z wielu złudzeń zarówno Ukraińców - dla których okazało się to bez wątpienia wyjątkowo bolesne, o czym nie tylko komentarz Julii Mendel świadczy - ale również jej polskich gospodarzy. Zawód sprawił również Joe Biden. Już po zaanonsowaniu, że wygłosi z telebimu wystąpienie do posłów i senatorów na ich piątkowym zgromadzeniu w polskim parlamencie, okazało się, że żadnego speechu nie będzie. Przemówią tylko szef NATO Jens Stoltenberg i ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski. Ten ostatni wreszcie przez telebim a nie wpisy byłej rzeczniczki na portalach społecznościowych. Biden zyskuje w sondażach za sprawą wykazywanej stanowczości ale zależy mu na tym, by w oczach amarykańskiej opinii nie wyjść na lidera zdolnego wciągnąć Amerykę w kolejną wojnę.
Ważniejsze jednak pozostaje to, co prezydent Stanów Zjednoczonych powiedział już wcześniej. Artykuł piąty Traktatu Waszyngtońskiego obowiązuje: atak na każdy kraj członkowski Sojuszu Atlantyckiego spotka się z jego solidarną obroną przez wszystkie pozostałe. Tego się trzymamy.
Życzmy więc - wzorem amerykańskich republikanów - zdrowia i pełni sił Joemu Bidenowi, bo gdyby go zawiodły, pierwsza w kolejce do zastąpienia znajduje się Kamala Harris. Po raz kolejny okazuje się, że nie bez znaczenia pozostaje, kto trzyma w rękach ster okrętu. Póki pozostaje nim Biden, wiemy, dokąd płyniemy wraz z całym Sojuszem. I że to wciąż jednak Ocean Atlantycki a nie Lodowaty. Ten ostatni zresztą dawno już zniknął z geograficznych atlasów, Tyle, że Związek Radziecki też to spotkało. A w imię jego przywrócenia... wciąż jedni ludzie zabijają innych. I tylko na użytek i pożytek nielicznych decydentów, u których empatia nie przewyższa poziomu wykazanego przez Ms. Harris powtórzyć wypada imperatyw wielkiego czeskiego piszącego też po francusku prozaika Milana Kundery: - Nikt się nie będzie śmiał. To znawca europejskiej i euroatlantyckiej wspólnoty kultury. Posłuchajmy go, żeby nie działo się znów jak w jego "Księdze śmiechu i zapomnienia", zainspirowanej najściem radzieckich czołgów na jego ojczyznę.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie