Reklama

Metadane Prezesa w „chmurze”

Uchwała o inwigilacji obywateli – bo tak ją coraz częściej nazywa vox populi – stała się faktem. Drogi Obywatelu, nie wiem czy głosowałeś na PiS, ale nawet jeśli nie – to pasztet masz. A nie było mowy o takim zabiegu w kampanii wyborczej. Znowu więc staliśmy się ofiarami oszustwa. Opowiadanie bowiem o tym, że Trybunał Konstytucyjny zażądał naprawy złej ustawy PO (która była zła, przyznaję), to zawracanie kijem Wisły. Pisiorstwo bowiem nie dość, że ustawy nie poprawiło, to pogorszyło ją, dając w ręce niejakiego Ziobry, znanego w tzw. IV RP od najgorszej strony, sporą porcję dynamitu, który będzie podrzucany nie tylko opozycji i wszystkim niewygodnym, ale też swoim, własnym, jeśli się tylko przez chwile wyłamią spod kurateli Prezesa i kamaryli. Bo przecież o to chodzi i o nic więcej.

Przykład? Oto on… Czytam:

„Na mapie zaznaczona jest dokładna ścieżka podróży: samochodem z lotniska do Fortu Bema, na Chomiczówkę, a potem do Śródmieścia w 34 minuty. Na miejscu o 14.28, do 15.04 spacerkiem – Widać, że byłem na marszu protestacyjnym, ale dołączyłem do niego dopiero pod sam koniec, bo już na skrzyżowaniu Świętokrzyskiej i Nowego Światu – trasę swojej aktywności z 12 grudnia podsyła nam jeden z internetowych biznesmenów. – Wystarczy sięgnąć do mojego konta na Google, by odtworzyć, co danego dnia robiłem, jak długo, z kim się spotykałem.

To oczywiście dane dostępne tylko dla użytkownika danego konta a służby nie będą miały do nich dostępu automatycznie. Pokazuje to jednak, jak wiele informacji o nas zostawiamy w postaci sieciowych śladów”. 

Tak funkcjonują metadane, czyli informacje zawarte nie tyle w treści naszej internetowej aktywności, ile w samym „ruchu internetowym”. I to do nich dostały dostęp wszelkie służby specjalne w ramach nowelizacji ustawy, która ma wejść w życie przed 7 lutego, bo taki termin dał 1,5 roku temu Trybunał Konstytucyjny na uregulowanie przepisów dotyczących kontroli operacyjnej.

Jak uważa rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar – „ten dostęp umożliwiono nie, jak dotąd, na podstawie zgody sądowej, tylko podobnie, jak w przypadku billingów – automatycznie. Wystarczy wniosek od policji, by dostawca usługi był zobowiązany dostarczyć informacje. Nie chodzi o „inwigilację” korespondencji e-mailowej czy wchodzenie na prywatne konta w mediach społecznościowych. Do tego służby wciąż mają mieć uprawnienia tylko w ramach kontroli operacyjnej lub po wyroku sądowym. – Służby dostaną dostęp do naszych metadanych – tłumaczy dr Dominik Batorski, socjolog specjalizujący się w nowych mediach, współtwórca firmy Sotrender zajmującej się monitoringiem sieciowej aktywności. – Metadane internetowe obejmują także korespondencję e-mailową, czyli do kogo, kiedy, ale także o czym piszemy, bo do odczytania może nie być treść e-maila, ale już jego tytuł w ramach tematu wiadomości – jak najbardziej. – A to bywają już informacje bardzo wrażliwe: co kupowaliśmy w sklepach internetowych, jakie mikropłatności, potwierdzane e-mailem mieliśmy np. w serwisach randkowych – dodaje Władysław Majewski z Internet Society Poland, jeden z twórców grupy Inicjatywa Inwigiliacja 2016. – Prawdziwa kopalnia danych”.

Uff… Jasne? To już naprawdę nie żarty, to kraj z powieści Orwella – powszechnie inwigilowany, kontrolowany, ubezwłasnowolniony. Kto to wymyśla? No, na pewno nie ludzie zdrowi psychicznie, raczej owładnięci manią prześladowczą, spiskowymi teoriami, żądni władzy za wszelką cenę, chcący tzw. hakami na ludzkie ułomności uzyskiwać swoje cele – szantażować i szczuć. Już mamy tego pierwszy objaw: niejaki wiceminister Jaki opowiada z trybuny sejmowej, że w domu posła Kropiwnickiego z PO jest podobno agencja towarzyska, o czym wie z donosów sąsiadów… Mailowych? Komórkowych?

Znany z podejrzliwości Prezes Kaczyński, siedząc na swej kanapie na Żoliborzu, z kotem na kolanach, będzie mógł z lubością studiować metadane i zarykiwać się ze śmiechu, a potem nakazywać niejakiemu Ziobro odpowiednie akcje zapobiegawcze – represyjne, śledczo-wydobywcze, prasowe. Bez żadnej kontroli i żadnych konsekwencji. Chyba że… znajdzie się taki jegomość, jak niejaki Wąsik, obecnie wiceminister, który – kiedy był zastępcą niejakiego Kamińskiego w CBA – z lubością podsłuchiwał różnych ludzi, mając do tego całą maszynerię zainstalowaną na swoim biurku – w godzinach pracy, bez żenady, za to z satysfakcją niemalże orgastyczną.

Wszystko to napisałem i teraz sobie myślę: nie ma się co bać, za chwilę bombastyczność dupków od tej ustawy przejdzie w śmieszność. Bo zawsze się znajdzie jakiś kelner, który skradnie policji np. metadane Prezesa, opublikuje je za pieniądze i dopiero kraj się będzie śmiał. Bo – moim zdaniem – Prezes ma sporo do ukrycia. Z internetu wprawdzie nie korzysta, ale za to z komórki… Od wielu lat. Metadane, Prezesie, Pańskie metadane… Ich się wykasować nie da. Są w „chmurze”. A co to jest „chmura”? Warto się dowiedzieć. Nawet jak Wąsik wykasuje, to się odnajdą w USA i kompromitacja pełna.


Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do