
Z Dariuszem Grabowskim, ekonomistą i przedsiębiorcą, liderem ruchu społecznego na rzecz odrodzenia Powszechnego Samorządu Gospodarczego w Polsce rozmawia Łukasz Perzyna.
- Orlen jeszcze zanim zapadła decyzja o połączeniu z Lotosem pozostawał największą firmą w Europie Środkowo-Wschodniej. Jakie widzi Pan plusy i minusy powołania tego nowego giganta?
- Czas, w którym te zmiany się dokonują, okazuje się szczególny. W istniejącej sytuacji trzeba koncentrować siły i środki na obronie rynku wewnętrznego. To pierwsza i najważniejsza kwestia. Druga wiąże się z zapewnieniem efektywności ekonomicznej i organizacyjnej. Zaś trzecia - z szukaniem pola do ekspansji. Czas pozostaje szczególny dlatego, że kryzys oraz pandemia, która go spowodowała, radykalnie zmieniają strategie gospodarcze zarówno państw jak koncernów.
- W jakim kierunku?
- Państwa ustalają, które dziedziny gospodarki są dla nich najważniejsze: wszystko, co wiąże się z żywnością i rolnictwem, także to, co dotyczy bezpieczeństwa energetycznego, wreszcie badania naukowe, dalej zaś przesył i bezpieczeństwo informacji oraz przemysł obronny. W te branże ingeruje państwo, wiedząc, że ma obowiązek dbania o elementarne bezpieczeństwo organizmu państwowego.
- A koncerny?
- W tej grze największe koncerny stają się partnerami dla państwa. Dostają wsparcie od jego struktur. Z polskiego punktu widzenia potrzeba obrony własnego potencjału okazuje się ogromna. Tymczasem co robi PiS? Wprowadza na rynek paliw drugi i trzeci podmiot zewnętrzny, konkurencyjny z definicji dla nowego Orleno-Lotosu. Oddaje im najcenniejszy fragment tego przemysłu. Segmenty najbardziej dochodowe i najnowocześniejsze: benzyny lotnicze, wytwórnię asfaltu (mas bitumicznych), nowe magazyny, co mają dopiero zostać zbudowane.
- Czyli zmiana okazuje się niekorzystna z punktu widzenia polskiej własności?
- Zamiast koncentracji sił, obrony rynku wewnętrznego - zobaczmy, co ta władza robi. Rodzi się podejrzenie, czy Saudyjczycy -bo mniejsza o stacje benzynowe, które weźmie węgierski MOL - z czasem nie wykonają ruchu najmniej z naszego punktu widzenia pożądanego: sprzedadzą to wszystko rosyjskim firmom naftowym.
- Kto bogatemu zabroni, myślę o Aramco?
- To poważna obawa, lekko bym tego nie brał. Nie ulega wątpliwości, że dla Rosjan złą rzeczą okazała się utrata Możejek. Osłabienie wszystkich konkurentów na rynku gazu i ropy jest w ich interesie. Prowadzące do tego transakcje zawsze okażą się dla nich korzystne.
- Czy nie na wyrost ta obawa? Saudyjczycy dopiero kupują, po co zaraz mają sprzedawać?
- Posłużę się tragicznym dla naszej gospodarki przykładem Cementowni Górażdże, żeby pokazać, co może się dziać dalej. To był jeden z zakładów zbudowanych "za komuny" ale wyjątkowo porządnie. Nowoczesna cementownia na Opolszczyźnie. W czasach pędzącej prywatyzacji starałem się jako poseł obronić ten zakład przed niekorzystnymi przekształceniami. Najpierw cementownia została sprzedana Belgom, co wielkich obaw nie budziło. Chodziło o to, żeby nasze protesty wyciszyć. Jednak później odkupili ją Niemcy, trafiła w ręce ich kapitału. A niemieckie firmy pozostawały głównym w tej branży konkurentem. Dopiero później przyszedł boom na cement, związany z masową budową dróg i autostrad, także z rozwojem budownictwa mieszkaniowego i biurowego. Na tym już nie skorzystaliśmy, że popyt na cement lawinowo wzrósł: nie mogliśmy, bo przedtem zapadły decyzje takie a nie inne. Ryzykujemy teraz, że z Orlenem-Lotosem stanie się podobnie. To wpuszczenie lisa do kurnika. Przy czym z prywatyzacji wedle schematu Orlenu i Lotosu korzyści wyciągnie ten, kto przejmie nowoczesne zaplecze naukowo- badawcze. Przemysł naftowy stanowi ważny element zmieniającego się szybko za sprawą pandemii i kryzysu świata. Za granicą docenia się postęp techniczny w tej branży.
- Dlaczego w takim razie władza obie firmy łączy?
- Ważne pytanie dotyczy konsekwencji w kwestii tak podstawowej jak ta, gdzie podatki się płaci. Pojawia się podejrzenie, że podatki nie będą już płacone w Gdańsku. Uiszcza się je tam, gdzie firma pozostaje zarejestrowana. Wiadomo, że Lotos w Gdańsku, ale Orlen w Płocku i Warszawie. Oznacza to, że rządzący - ponieważ w Gdańsku ani na Pomorzu nie mają licznego elektoratu, zaszkodzą miejscowemu samorządowi. Mam nadzieję, że sprawa w ten sposób się nie potoczy, ale wiele wskazuje, że tak się stanie. Dochodzimy do kolejnej istotnej dla przyszłości kwestii: to ekspansja firmy na zewnątrz. Wiele o niej mówił prezes Daniel Obajtek. W tym momencie pojawia się proste pytanie: dokąd. Skoro właśnie u siebie zyskuje się konkurenta... Co zmusza do zupełnie nowej rozgrywki. Ani Orlen nie jest tak potężny ani nie zyska takiego potencjału, żeby stać się globalnym graczem na rynku paliw. Raczej powinien dać szansę rozwoju innym, skupionym na technologiach przyszłości podmiotom, które niestety eliminowane są przez rządzących z gry: jak biogazownie, rodzima bioenergetyka. Polska dysponuje prawie nie ograniczonymi zasobami biomasy, pozostałej po produkcji rolnej, ale w lasach również. Wszystko to jest perfekcyjnie marnowane. Porównanie z Niemcami okazuje się śmieszne, bo oni znakomicie to wykorzystują.
- Pesymistyczny scenariusz Pan kreśli?
- Powstanie firma, co da posady i pieniądze grupie rządzącej. Ale korzyści dla budżetu z tego powodu nie będzie. A w dalszej perspektywie grozi nam, że wejdzie tu niechciany podmiot rosyjski.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie