
Jerzy Brzęczek został zwolniony z funkcji selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski. Określić, że to decyzja zaskakująca - to za mało. Dla wielu zapewne absurdalna.
W ubiegłym roku nie toczyły się żadne rozgrywki mistrzowskie. Funkcjonująca od niedawna Liga Narodów nie ma takiej rangi. Finały Mistrzostw Europy przesunięto z powodu światowej pandemii, na rok bieżący. Czasu do nich pozostało niewiele. Dla Polaków ta ostatnia informacja wcale nie jest obojętna, skoro znaleźliśmy się w gronie finalistów.
Zagramy na Euro za sprawą przywództwa Jerzego Brzęczka, który prowadząc drużynę narodową w eliminacjach wygrał grupę, co pozwoliło na awans bez ceregieli takich jak baraże. Polacy z dziesięciu meczów wygrali osiem, raz zremisowali, również raz zeszli z boiska pokonani, ze Słowenią.
Jeśli o jakości pracy trenera świadczą wyniki, to o co chodzi - można by zapytać.
Rzecz być może w ich interpretacji? Po olimpiadzie w Montrealu (1976 r.) zwolniono Kazimierza Górskiego, bo medal był tylko srebrny, ale wówczas pozostawaliśmy trzecią drużyną świata i obrońcą olimpijskiego złota, co ten sam trener wywalczył w Monachium dwukrotnie (MŚ 1974, wcześniej IO 1972). Za to gdy taki sam srebrny medal po latach przywiozła z Barcelony (1992 r.) ekipa Janusza Wójcika uznano to za ogromny sukces. Po argentyńskich mistrzostwach świata w 1978 r. odszedł Jacek Gmoch, następca Górskiego, bo piąte miejsce tam przyjęto jako niedosyt. Dziś wiele byśmy dali za taki wynik. Na ostatnim mundialu w Rosji (2018 r.) nie wyszliśmy z grupy, przegrywając wysoko z Kolumbią a jedną bramką z Senegalem, nawet do stylu jedynego zwycięstwa nad Japonią media miały zastrzeżenia. Kadra wróciła z tamtego turnieju poniżona i rozbita. Odszedł trener Adam Nawałka, wcześniej znany z sukcesu, jakim stał się ćwierćfinał poprzedniego Euro (2016), kiedy wyeliminowaliśmy m.in. Ukrainę i Szwajcarię a odpadliśmy dopiero po rzutach karnych z późniejszym triumfatorem całej imprezy - Portugalią.
Nowy selekcjoner Jerzy Brzęczek nie miał przywracać abstrakcyjnej nadziei, tylko zrealizować konkretny cel sportowy: awans do finałów kolejnego Euro. Dokonał tego bez przeszkód. O co więc chodzi? - powtórzyć można pytanie.
Zaskoczyło Brzęczkowi nieudolne publicity, fatalna książka, z której śmiali się nie tylko fachowcy, bo trenera prezentowała jako geniusza w dodatku ciężko prześladowanego przez ludzi mediów i konkurentów. Ale przecież kluczowe są wyniki piłkarskie. Pora odwołania Brzęczka paradoksalnie... potwierdza tezy wyszydzanej publikacji.
Nie ona zresztą tworzyła publiczny wizerunek premiera: wiemy, że był kiedyś znakomitym piłkarzem, a jako rodzony wujek innego wielkiego zawodnika Jakuba Błaszczykowskiego wpłynął korzystnie na jego losy, zajmując się wychowaniem chłopaka, który jako dziecko przeżył straszną rodzinną tragedię. To lepsza rekomendacja niż jedna chybiona książka, napisana przez dziennikarkę, nie kojarzoną ze sportem.
Reprezentacja szykuje się do finałów Euro, nie wiemy, kto ją poprowadzi. Klimat i sens tej zmiany nie sprzyjają z pewnością przygotowaniom do imprezy, która miała przełamać porosyjską traumę w polskiej piłce. Brzęczek był już w połowie drogi, żeby się to udało: w zadowalającym stylu wprowadził zespół do finałów. Co dalej? Szlaban wyrósł znienacka w połowie drogi.
Oprócz Euro Polskę czekają eliminacje do kolejnych mistrzostw świata w Katarze. Rywalem jest Anglia, którą za burtę wyrzuciliśmy tylko raz za Górskiego, po wygranej w Chorzowie i zwycięskim remisie na Wembley (1973). Później to już zawsze Anglicy eliminowali nas. Zaś drugie miejsce da nam niewiele, bo system baraży zmienił się na niekorzyść, więc żeby na mundial arabski pojechać, trzeba będzie odprawić dwóch rywali a nie jak wcześniej jednego.
Potrzebna wydaje się więc mobilizacja, a nie dezorientacja: czeski film typu "nikt nic nie wie".
Tymczasem cierpliwość miłośników piłki nożnej biurokraci wystawiają znów na ciężką próbę.
Nie słychać o tym, żeby PZPN miał w zapasie jakiegoś selekcjonera - międzynarodowego celebrytę. Wiemy, że swego czasu cudów w polskiej piłce nie dokonał nawet renomowany rutyniarz Leo Beenhakker, którego wyniki okazały się co najwyżej poprawne i nijak się nie miały do wybujałej pensji, aż ze znakomitością trenerską przyszło się pożegnać bez specjalnego żalu. Projekt sukcesu z importu się nie udał.
Zdziwi pewnie Państwa, że dotychczas nie padło w tym skromnym tekście nazwisko Zbigniewa Bońka: ale pisałem sporo o sukcesach, więc byłoby zupełnie nie na temat... Zaś kibice wiedzą swoje, w końcu tych z Polski podczas niemieckich mistrzostw uznano za najlepszych w świecie.
Wciąż znajdujemy mnóstwo pytań, kierowanych do władz Polskiego Związku Piłki Nożnej, ale naprawdę niewiele odpowiedzi.
FOT: PZPN
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie