Reklama

Wolne media: regres a nie sitcom

09/09/2021 08:15

Wolność mediów w Polsce nie zależy od losów "lex TVN" jak sugerują zawodowi podpowiadacze. Od dawna mamy do czynienia z regresem dziennikarskiej swobody, co stanowi efekt sprzężenia dominującego kapitalizmu politycznego, autorytaryzmu rządzącego PiS, ale też - to paradoks - monopolistycznych tendencji środowiska liberalnych demokratów. 

Zakusy PiS nie są złudą: dla partii rządzącej dobry dziennikarz to nasz dziennikarz, jakąkolwiek miernotą by nie był. Nie przypadkiem sam premier Mateusz Morawiecki nawet w strasznym czasie pandemii koronawirusa osobiście modlił się za jednego tylko dotkniętego chorobą żurnalistę Piotra Semkę, akurat bez reszty oddanego obozowi rządzącemu, jakby tracąc z oczu duchowy wymiar tego aktu, chociaż empatii mógł się nauczyć choćby od swojego ojca Kornela, szanowanego za to, że serce miał nie tylko dla swoich, a nawet innym je okazywał. A chorowały przecież wtedy miliony Polaków...

Neofici i wygodni

Dogmatyzm i sekciarstwo zdominowały bez reszty przejętą przez PiS telewizję państwową, czasem z rozpędu nazywaną jeszcze nawet przez opozycyjnych posłów publiczną, chociaż stała się nie tylko partyjna, ale - co znamienne - oparta na ludzkich słabościach.

Świetnie czują się przecież na pisowskich antenach niegdyś faworyzowana za rządów SLD w tej instytucji Danuta Holecka czy nie wychodzący już niemal ze studia dyżurny komentator były sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Marek Król. Żadni z nich prawicowcy. Podobnie jak do pokrzywdzonych za postkomunistycznego panowania w TVP nie zaliczały się Magdalena Tadeusiak, w czasach Jacka Kurskiego podniesiona do godności szefowej kanału dla zagranicy (biedna Polonia, westchnąć można, sienkiewiczowski latarnik miał chociaż na swej odludnej plaży "Pana Tadeusza" a nie politgramotę) ani Marzena Paczuska (za Kurskiego dyrektorka informacji a nawet okresowo członek zarządu).

Znaczące, że ideowi zwolennicy prawicy reprezentujący zarazem wysokie standardy profesjonalne jak Witold Gadowski czy Małgorzata Raczyńska wcale kariery za Kurskiego nie zrobili. Skarcony został nawet Jan Pospieszalski. Gdy patrzy się na beneficjentów "narodowej" TVP pokroju Anity Gargas, można sobie przypomnieć słowa Stanisława Barańczaka z opowiadającego o stanie wojennym poematu "Przywracanie porządku": "to niemożliwe, żeby małość miała tak wielką skalę". Odnosi się to najtrafniej do samego prezesa.

Dziennikarza nie dosięgnie, ale matkę mu postraszy

Jacek Kurski reprezentuje szczególnie niebezpieczny dla wolności dziennikarskiej typ żurnalisty-nieudacznika, gotowego mścić się za kolegach, że są zdolniejsi. To najlepsza gwarancja jego dyspozycyjności i posłuszeństwa. Do tego ma wieczny kompleks młodszego brata: starszy i bystrzejszy z Kurskich Jarosław pozostaje zastępcą Adama Michnika w "Gazecie Wyborczej" zaś jego książkę "Wódz", pamflet sprzed trzydziestu lat na Lecha Wałęsę (dziś hołubiący pokojowego noblistę agorowi demokraci wtedy uznawali przywódcę Solidarności za antysemitę o autorytarnej tendencji) wciąż sprzedają jeszcze bukiniści na ulicznych straganach.

Młodszy z Kurskich też książkę wydał, wespół z wymienionym już tu Semką, ale w odróżnieniu od publikacji brajdaka "Lewy czerwcowy" okazał się spektakularną klapą. Zaś jako "spin doctora" nie chciano Jacka Kurskiego kolejno w prezydenckim sztabie Hanny Gronkiewicz-Waltz (gdzie tacy jak on macherzy sprowadzili notowania kandydatki z pierwotnych 16 proc do finalnych... niespełna trzech), Ruchu Odbudowy Polski (gdzie bez szacunku a czasem ordynarnie wyrażał się o założycielu ugrupowania i autorytecie społecznym mec. Janie Olszewskim), Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowym i Lidze Polskich Rodzin. Bo też wszędzie nie spinał, lecz dzielił. Po jednym z kolejnych rozłamów sprowokowanych przez przyszłego prezesa TVP, w "Życiu" do notatki na ten temat (bo na artykuł nie zasłużył) dałem oddający sytuację tytuł: "Kurski został sam". Gdy gazeta znalazła się w kioskach, Kurski wydzwaniał do mnie do domu i straszył moją matkę. 

Gdzie Polska, gdzie Północna Korea

Wprawdzie pół Polski porównuje Holecką do prezenterki dziennika telewizji północnokoreańskiej ale dla PiS liczy się druga połowa: złożona z beneficjentów wprowadzonych za rządów "dobrej zmiany" świadczeń społecznych lub osób mało życiem publicznym zainteresowanych, skłonnych za to uznać - niczym opisywany niedawno przeze mnie warszawski taksówkarz - że "temu Kaczyńskiemu chociaż o coś chodzi". Jednak dla nich również przekaz dnia o 19,30 przestał być głównym źródłem informacji. Główne wydanie "Wiadomości" śledzi dwa miliony z miejscem po przecinku telewidzów, co w porównaniu z kilkunastumilionową widownią sprzed ćwierćwiecza okazuje się miarą regresu. Konkretnie zaś w pierwszym półroczu średnio oglądało "Wiadomości" i to zarazem w TVP1 i Info raptem 2,7 mln Polaków [1]. To tyle, ilu zamieszkuje w średnim województwie. Tych zaś w Polsce mamy szesnaście.  

Główny problem telewizji państwowej stanowi dziś nie tyle dostrzegalna gołym okiem i bez wyrafinowanych mierników polityczna tendencyjność przekazu, co niski poziom profesjonalny i kulturowy. Ramówkę wypełniają tureckie seriale, pełne zadęcia rodzime wysokobudżetowe produkcje historyczne, których treść widz zapomina natychmiast po przeskoczeniu pilotem na inny kanał, wreszcie zaś widowiska w stylu "Rolnik szuka żony" odwołujące się do najniższego poziomu oczekiwań. Hitem okazuje się benefis Zenona Martyniuka, wykonawcy disco polo.  

Najgorszym symbolem zmiany kulturowej, jaką niosą za sobą rządy populistów w mediach państwowych okazała się pacyfikacja radiowej Trójki, po tym jak jej listę przebojów wygrała piosenka Kazika Staszewskiego o Jarosławie Kaczyńskim "Twój ból jest lepszy niż mój". Odejście stamtąd wszystkich znaczących postaci słuchacze odebrali jako triumf "obciachu". Tym bardziej, że newralgiczna Lista Przebojów Programu III powstała w latach 80 i tolerowana była przez władze stanu wojennego, bo ówczesny sekretarz KC PZPR Jan Główczyk przekonywał towarzyszy, że woli mieć młodzież na dyskotekach niż demonstracjach ulicznych przeciwko rządzącym. 

W rankingu... za Murzynami, choć to niepoprawne

W zestawionym przez międzynarodową organizację pozarządową "Reporterzy bez granic" rankingu wolności mediów przez ostatni rok Polska spadła o dwa miejsca. Zajmujemy w nim 64 lokatę [2]. Jeszcze w 2015 r. - to data podwójnego zwycięstwa PiS w wyborach prezydenckich (Andrzej Duda) oraz parlamentarnych (samodzielna większość w Sejmie i Senacie) klasyfikowani tam byliśmy na osiemnastym miejscu w świecie. Teraz wyprzedza nas m.in. Rumunia a także - to nie żart - Ghana i Botswana. Pocieszać się można, że spośród 27 państw wspólnoty europejskiej za nami z kolei lokuje się reprezentująca "starą Unię" Grecja, a z grona "nowej": Malta, Węgry i Bułgaria.

Prowadzą w kategorii wolności prasy  Norwegia, Finlandia i Szwecja, Dania, Kostaryka i Holandia oraz Jamajka i Nowa Zelandia. Jak widać więc w ósemce państw, gdzie swobody dziennikarskie nie natrafiają na poważniejsze blokady, znajdują się nie tylko stabilne i zamożne demokracje ale też kraje na dorobku.

Jak pies do jeża czyli demokraci i musowy przekaz

Punkt startu wydawał się dogodny. Wprawdzie rosyjski samizdat powstał wcześniej niż polski drugi obieg a niezależne pisma wydawano też w kręgu Karty'77 w Czechosłowacji, ale tylko u nas zjawisko to przekroczyło granice zamkniętych środowisk zawodowych opozycjonistów i za sprawą fenomenu "Solidarności" przybrało charakter masowy, aż "bibuła" docierała do kilku milionów odbiorców. Wśród wychodzących z komunizmu krajów Polska wyróżniała się także poziomem prasy wydawanej wprawdzie oficjalnie ale profesjonalnie znaczącej: od marksistowskiej "Polityki" po katolicki "Tygodnik Powszechny". 

Telewizja, przez komunistów uznawana była za obiekt strategiczny - o północy z 12 na 13 grudnia 1981 r. budynki przy Woronicza obsadziła 6 Pomorska Dywizja Powietrzno-Desantowa, zaś "Dziennik Telewizyjny" w niedzielę i dni następne nadano nie jak zwykle z placu Powstańców Warszawy, lecz z sekretnego studia w gmachu wojsk obrony powietrznej kraju. Prezenterów przebrano w mundury LWP. Nawet pracownicy jeśli nie posiadali specjalnych przepustek nie byli do telewizji wpuszczani.

Za to ekipa Tadeusza Mazowieckiego przejmowała media, podchodząc do nich jak przysłowiowy pies do jeża. Rzeczniczka Małgorzata Niezabitowska zasłynęła stwierdzeniem, że rząd nie zamierza prowadzić polityki informacyjnej. Dyrektorem od dzienników został Jacek Snopkiewicz, były propagandysta frakcji generała Mieczysława Moczara, a jeszcze w 1981 r. nie tylko członek PZPR ale... delegat na jej IX zjazd. Rebranding ograniczył się do zmiany nazwy DTV (skrót ten w stanie wojennym rymowano z "łże jak łgał") na "Wiadomości", gdzie starzy towarzysze relacjonowali życie polityczne młodej demokracji. 

Komuniści dalej rządzą, a solidaruchy strajkują czyli TVP 1991 roku

Wyjątkiem okazał się "Obserwator", powołany z inspiracji wiceprezesa Radiokomitetu Jana Dworaka i kierowany przez Damiana Kalbarczyka pierwszy w historii Telewizji Polskiej dziennik bez komunistów. Na antenie pojawił się 1990/91. Paradoks sprawił, że ponieważ pomysłodawcami programu byli nominaci Mazowieckiego, po wyborczym zwycięstwie Lecha Wałęsy w ramach zabiegów "wzmacniania lewej nogi" "Obserwator" został z tejże anteny zdjęty, na co zespól zareagował dziesięciodniowym strajkiem okupacyjnym. Wprawdzie przegranym, ale pierwszym i na razie ostatnim w prawie siedemdziesięcioletniej historii Telewizji Polskiej.

Nie była to oczywiście ostatnia próba uczynienia telewizji bardziej profesjonalną i wiarygodną. 

Charyzmatyczny szef Wiadomości w latach 1992-93 Karol Małcużyński przyszedł z BBC i nie uznawał politycznych nacisków, zmierzał też do upowszechnienia systemu, w którym zawodowi producenci pomagają reporterowi w osiągnięciu maksymalnej jakości materiału filmowego. Nie trwało to jednak długo. W sferze decyzyjnej realne rządy na placu Powstańców sprawowała "hultajska trójka" wywodząca się z poprzednich czasów: posiwiały w służbie socjalizmu Andrzej Turski, Karol Sawicki, którego największym zawodowym osiągnięciem pozostawało wspólne zdjęcie z Edwardem Gierkiem oraz Milan Subotić. Gdy ten ostatni za prezesury Wiesława Walendziaka objął funkcję szefa "Teleexpressu", wsławił się zorganizowaniem w klubie "Dekadent" redakcyjnej imprezy wspólnej z gangsterami. 

Prawdziwa siła telewizji publicznej

Nowe myślenie o telewizji skutecznie reprezentował za to "na placu" Jacek Bochenek, który kierownictwo Telewizyjnej Agencji Informacyjnej objął wkrótce po przekroczeniu trzydziestki. Chronił poziom i standardy programu. Jeśli trzeba było ich bronić, skutecznie przeciwstawiał się zarówno powracającym do władzy postkomunistom jak przeważającej w TVP za prezesury Walendziaka skrajnej prawicy. Zdarzało się, że wbrew zakazom rozpolitykowanych szefów "z Woro" kompetentni, choć źle widziani przez nich dziennikarze robili dalej materiały... na osobistą odpowiedzialność red. Bochenka.

Chociaż TVP pozostawała przedmiotem rozgrywki między politykami, wielu kolejnych kierowników informacji, jak szefujący "Wiadomościom" Piotr Sławiński, niezależnie od rekomendacji, z jakiej zostali powołani, starało się przede wszystkim pokazać widzom jak najlepszy i bezstronny program. Logotyp TVP pozostał rozpoznawalny, w każdym zakątku kraju pojawieniu się samochodu telewizyjnego z ekipą zdjęciową towarzyszyło wzmożone zainteresowane, połączone zwykle z życzliwym przyjęciem. Takiej marki nie wypracowała sobie żadna z rodzących się ogólnopolskich stacji prywatnych, chociaż kolejno pojawiły się Polsat i TVN. 

Podobnie jak we Francji, skąd nowa Polska zaczerpnęła wzorce ustawowe (rotacja członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji powoływanych przez Sejm, Senat i prezydenta miała przy zmienności kadencyjnej władzy w zamyśle chronić niezależność mediów), w Wielkiej Brytanii, dostarczającej standardów z kodeksu BBC i w Niemczech, gdzie rywalizują o widza nawet dwie telewizje publiczne (ARD i ZDF) - TVP skupiła najlepszych dziennikarzy. Ten stan trwał przez bez mała ćwierćwiecze. Znakomitym wydawcą "Wiadomości" stał się Grzegorz Miecugow, łączący przy komponowaniu serwisu analityczną przenikliwość filozofa z poczuciem humoru radiowca z popularnej "Trójki", z której do TAI przeszedł. Kompetentne relacje z Sejmu i Senatu zapewniały TVP Beata Kolis, Danuta Ryszkowska i Iwona Sulik. Przedmiotem licznych środowiskowych anegdot stała się zawodowa wydolność reportera "Panoramy" Wojciecha Nomejki, któremu zdarzało się być autorem nawet wszystkich trzech "forszpanowych" czyli otwierających wydanie tego dziennika materiałów... na różne tematy, jeśli tylko sytuacja tego wymagała. Sprawy gospodarki, nawet zawiłe, przystępnie przybliżali widzom Jarosław Oleś czy Dobromiła Niedzielska. Tajemnice polityki deszyfrowała im, najpierw na antenie "Teleexpressu" a potem "Wiadomości" zawsze wnikliwa Justyna Dobrosz-Oracz.

Siłą telewizji zapewne największą, bo najtrwalszą pozostają jednak ci, którzy nie odchodzą wraz z kolejnymi rozdaniami jak redaktorzy wydań, reporterzy czy producenci. Lecz artyści sztuki telewizyjnej, prawdziwi jej mistrzowie. Operatorzy obrazu i dźwięku, asystenci zwani czasem niezgrabnie oświetlaczami, realizatorzy i kierownicy produkcji. Również kierowcy, którzy czasem przejeżdżając dwa razy podwójną ciągłą i raz na czerwonym świetle przyczyniali się do tego, że widzowie, których wtedy było parę razy więcej niż dziś, mieli co oglądać o 19,30, bo zdążyliśmy z materiałem. 

Pamiętam, jak zaprzyjaźniony polityk wypytywał mnie, jak gadać z ekipami telewizyjnymi przed nagraniem, a ja pouczałem go twardo:

- Pamiętaj, broń Boże nie mów nigdy: kamerzysta. Tylko: operator. Kamerzysta to jest na weselu ten gościu od video...

Bo też ci ludzie mają swoją zawodową godność i solidarność, której dziennikarze mogą im tylko pozazdrościć. 

Ofiara życia Waldemara Milewicza i Muanira Buarane, zabitych w Iraku w trakcie zamachu ekstremistów, w którym raniony został również wybitny operator Jerzy Ernst stała się wyrazem pełnienia przez TVP misji niedostępnej nadawcom komercyjnym i obecności stacji w każdym punkcie kuli ziemskiej, w którym rozgrywają się historyczne wydarzenia.

Nawet pracując w zwyczajnych polskich warunkach dla TVP w latach 90 spotykałem się z niezapomnianymi reakcjami, jak w Galerii Porczyńskich podczas jednej z przedwyborczych konwencji prawicy z AWS, kiedy to miła, zapewne słuchająca na co dzień Radia Maryja starsza pani witała moją ekipę zdjęciową, kreśląc nad nami znak krzyża św. i wykrzykując: "Niech was Bóg błogosławi". Gazety zapowiadały wtedy zamiar wyczyszczenia przez postkomunistów TVP z niezależnie myślących pracowników. Kiedyś, wiedząc, że nie zdążę na 19,30 do redakcji ani do domu postanowiłem obejrzeć główne wydanie w hali Dworca Centralnego, gdzie byłem świadkiem jak bezdomny uciszał kolegów: - Dajcie posłuchać "Wiadomości". Dla współautora programu trudno o większą satysfakcję.

Taki stan, niedoskonały, ale z perspektywy tak jakości, jak wolności zadowalający, trwał aż do podwójnego zwycięstwa PiS w roku 2015 r. Wkrótce po nim telewizja publiczna przestała istnieć. Kompetencje powołania władz TVP z rąk opartej na wzorach francuskich Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji przejęła Rada Mediów Narodowych, w której zasiada m.in. pisowska posłanka Joanna Lichocka, ta sama, co zasłynęła wykonaniem po jednym z głosowań w sejmowej sali lumpenproletariackiego gestu wystawiania palca. TVP - jak za czasów Jerzego Urbana - stała się znów państwowa.

Kłusownicy i prawo łowieckie

Niedawno w Sejmie, podczas jednej z niezliczonych konferencji prasowych PO-KO w obronie wolności mediów, gdy skarżono się na ich zawłaszczanie przez PiS, spytałem Iwonę Śledzińską-Katarasińską, od 1991 r. nieprzerwanie pracującą w komisji kultury i środków przekazu, czy zamiast narzekać teraz na kłusowników nie należało wcześniej uchwalić dobrego prawa łowieckiego. 

Reakcją posłanki był śmiech, bo Platforma reprezentuje pogląd, że PiS jest w stanie złamać każde przyjęte reguły i zasady. Nie do końca to prawda, bo gdy natrafia na stanowczy opór społeczny, ustępuje, jak w kwestii pamiętnej szkodliwej dla polskich hodowców "piątki Kaczyńskiego".

Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. A jak w tytule słynnej opowieści czeskiego pisarza Milana Kundery - nikt nie będzie się śmiał, jeśli najpierw amerykański koncern Discovery sprzeda TVN, co jak wiadomo nieoficjalnie, przynajmniej rozważa, jakiemuś konsorcjum rodzimych oligarchów i państwowych spółek (pisał o tym w PNP 24.PL mec. Marek Czarnecki), co doprowadzi do wygaszenia stacji. Potem z kolei, po dojściu do władzy obecnej opozycji, Koalicja Obywatelska - Platforma Obywatelska nie tylko jak zapowiada w wariancie "soft" doprowadzi do likwidacji znienawidzonej Info, ale w wersji całkiem już "hard" zgruzuje całą TVP. Wtedy pozostanie już tylko Polsat, a jeśli nadawanie programu ogólnopolskiego sprzykrzy się Zygmuntowi Solorzowi podobnie jak niedawno pomysł wzniesienia siłowni jądrowej w okręgu kaliningradzkim i postanowi on skupić się na elektrowni Pątnów-Adamów-Konin - zwyczajnie zamknie on swój interes... jako ostatnią już telewizję ogólnopolską.

I wtedy na wolne pole, na zasadzie inwestycji typu "green field", chociaż budować przyjdzie już raczej na ziemi spalonej niż zielonej, wkroczyć będzie mogła putinowska RTR Rossija, by otworzyć tu swój polski kanał albo rzutcy katarscy inwestorzy z ramienia Al-Dżaziry. Wtedy zaś, powtórzmy cytat z Kundery, nikt się nie będzie śmiał. Zaś polskim telewidzom, niechętnym przekazom kremlowskim lub islamskim pozostanie... obraz kontrolny.             

Co do intencji PiS wobec wolnych mediów od dawna nikt nie mógł przejawiać złudzeń, pamiętamy histeryczne reakcje na ujawnienie kuszenia posłanki Renaty Beger przez wiceprezesa tej partii Adama Lipińskiego, potajemnie nagranego przez dziennikarzy telewizyjnych. Doszło do tego wtedy, że pisowscy żurnaliści publicznie potępiali nie nadawcę niemoralnej propozycji lecz tych, co ją zdemaskowali.

Demokraci jednak swoim zacietrzewieniem pogarszają sytuację. Grany od dawna w ich mediach głównego nurtu sitcom - nie kończąca się opowieść o walce niezależnej stacji TVN ze złą władzą w coraz większej liczbie odcinków rozmija się ze zdrowym rozsądkiem. Nagle okazało się, że TVN 24 już ma licencję na nadawanie z Holandii, o czym wcześniej uczestników protestów nie powiadomiono. Teraz zaś słychać o dwóch najbardziej prawdopodobnych wariantach rozwoju sytuacji wokół TVN. Mniej prawdopodobne pozostaje zawetowanie przez prezydenta "lex TVN", zabraniającego nadawania właścicielom spoza Unii Europejskiej (a więc również Amerykanom z Discovery), bardziej - zagubienie projektu w toku dalszych prac parlamentarnych, jak zdarzyło się to już z budzącą żywiołowe protesty rolników "piątką Kaczyńskiego".           

Zaś jeśli w kolejnym kroku amerykańscy właściciele zdecydują się TVN sprzedać - w świetle prawa polskiego ani unijnego nikt nie będzie im w stanie tego zabronić. Podobnie jak w wypadku niemieckiego Passauera, który swoje liczne gazety regionalne zbył na rzecz Orlenu. To zwyczajna transakcja kupna - sprzedaży. Zaś ocenami moralnymi Discovery i ewentualni biznesowi partnerzy z kręgu krajowej oligarchii, podobnie jak wcześniej koncern z Passawy i prezes Orlenu Daniel Obajtek przejmą się w znikomym tylko stopniu.

Probierzem wolności słowa w Polsce nie jest sytuacja prawna TVN, bo ten - jak się wydaje - poradzi sobie zgodnie z kapitalistyczną regułą tak, jak zechce tego właściciel.

Uruchomiony zarazem przez PiS mechanizm strachu oddziałuje jednak powszechnie na słabsze media, a histeria nieobca wystąpieniom demkratycznej opozycji... paradoksalnie efekt ten wzmacnia. Nie wróży to nic dobrego. Zapewne w cytowanym już rankingu "Reporters Sans Frontieres" osuniemy się za kolejne państwa afrykańskie. Kiedyś na podwórku mówiło się o przestarzałych zabawkach kolegi z piaskownicy: sto lat za Murzynami. Teraz tak nie wypada, bo to politycznie niepoprawne, ale wiemy, o co chodzi.

Inwestorzy zagraniczni - jak pokazał już brutalnie przykład Passauera, wyprzedającego swe aktywa wraz z tytułami i dziennikarzami - nie obronią swobody polskich mediów. Pierwsi wykonują przyjazne gesty wobec władzy, co wciąż nie utraciła stabilności. Niemieckie radio RMF nie dlatego zatrudniło do rozmów z politykami byłego żurnalistę "Nowego Państwa", partyjnego pisma PC a potem PiS, Roberta Mazurka, że świetnie te gadki prowadzi. Zapewne uczyniło to dlatego, żeby pokazać swoją koncyliacyjność. 

Polski ład medialny pozostaje bowiem oparty na systemie koncesyjnym, ten zaś na uznaniowości. 

Można to było zmienić w lepszych dla demokracji i dziennikarskich swobód czasach, o to między innymi pytałem Śledzińską-Katarasińską, gdy posłużyłem się żartem o prawie łowieckim.

Jednak kiedy to prawo okazuje się dziurawe, kłusownicy nie tylko szaleją, ale jeszcze udają gajowych i leśników. A demokraci biegają wokół lasu i krzyczą "pali się", chociaż żadnego ognia nie widać, chyba, że ten słomiany, gdzieś daleko na kartoflisku... Czasem jednak powolne gnicie bywa gorsze od pożaru...  

[1] dane Nielsen Audience Measurement za pierwsze półrocze 2021 r.        

[2] por. rsf.org

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    2021-09-12 14:28:24

    Witam Szanowni Państwo, Potrzebujesz pomocy finansowej? Jestem Susan Benson. Jestem pożyczkodawcą, a także doradcą finansowym. Potrzebujesz pożyczki biznesowej, pożyczki osobistej, pożyczki hipotecznej lub pożyczki na realizację projektu? Jeśli Twoja odpowiedź brzmi tak, polecam kontakt z moją firmą. Świadczymy wszelkiego rodzaju usługi pożyczkowe, w tym pożyczki długoterminowe i krótkoterminowe. Aby uzyskać więcej informacji, napisz do nas e-mailem: ([email protected]) i otrzymaj natychmiastową odpowiedź. Jesteśmy kompleksową firmą świadczącą usługi finansowe i jesteśmy zobowiązani pomóc Ci spełnić wszystkie Twoje aspiracje. Specjalizujemy się w dostarczaniu ustrukturyzowanych rozwiązań finansowych dla osób fizycznych i firm w najbardziej efektywny i najszybszy sposób.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do