Reklama

Zatrzymany Jose Stirlitz i V kolumna Putina w mediach PiS

04/03/2022 12:33

Czy bezpieczeństwo Polski znajduje się w rękach ludzi nieuleczalnie pozbawionych poczucia własnej śmieszności...

Rządowa TVP Info z pełną powagą powiadomiła w piątek rano o zatrzymaniu w Przemyślu rosyjskiego szpiega, przedstawiającego się jako hiszpański dziennikarz. Tymczasem na wolności pozostają sprawcy zbezczeszczenia grobów rosyjskich żołnierzy w Katowicach, pochodzących z 1945 r. chociaż wiadomo, że takie akcje masowo wykonywały radzieckie służby specjalne w latach 1980-81 szykując uzasadnienie dla przyszłej interwencji w Polsce. Nie ma jednak kto ich złapać, bo polskie specsłużby zostały za rządów PiS rozbrojone z przyczyn politycznych przez Antoniego Macierewicza. A w pisowskich mediach pojawia się oficjalna rosyjska ocena Ukrainy, jak w wywiadzie ambasadora dla "Sieci". I komentatorzy z b. PZPR.

Akurat w momencie, gdy Polacy niepokoili się, co całkiem uzasadnione, pożarem na terenie największej w Europie elektrowni jądrowej w Zaporożu, wywołanym przez ostrzał rosyjski i mieli prawo na ten właśnie temat pozyskać wiarygodne informacje - reżimowe Info, posiłkując się oficjalnymi wypowiedziami przedstawicieli Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, powiadomiło o zdarzeniu, które miało miejsce jeszcze w lutym a nie 4 marca, kiedy to ogłoszono. Nie dowiedzieliśmy się, jakie tajne dane schwytany szpieg pozyskiwał, poza tym, że oczywiście zdaniem ABW pozostawały niezmiernie ważne. Być może rysował plan bazaru w Przemyślu, na którym od kilkudziesięciu lat chętnie handlują Ukraińcy. Ale ten można bez trudu znaleźć także w internecie.  

Szpieg podający się za hiszpańskiego dziennikarza rosyjskiego pochodzenia zatrzymany miał zostać w jednym z hoteli w Przemyślu. W związku z tym przypomina się znana z czasów emisji serialu "17 mgnień wiosny" o radzieckim superagencie anegdota: 

Po spotkaniu z łącznikiem w górskim schronisku Stirlitz obudził się późno i ze strasznym bólem głowy. Wyjrzał przez okno. Spostrzegł mężczyznę na deskach, odpychającego się kijkami.

- To pewnie narciarz - pomyślał Stirlitz.

Niezależnie od nieuchronnie humorystycznego kontekstu podawanej w TVP Info wiadomości, namolne podkreślanie dziennikarskiej profesji szpiega wywołać ma w twardym elektoracie partii rządzącej przekonanie, że być może wszyscy zachodni żurnaliści, krytykujący deficyty praworządności i demokracji w Polsce, tak naprawdę pozostają ruskimi agentami.  

Gorzej, że wiadomość odwraca uwagę od realnych zagrożeń i sprowadza je do klimatu burleski. Wiadomo, że rosyjscy agenci w Polsce działają, skoro jesteśmy państwem, do którego trafiła największa liczba uchodźców ukraińskich, bezpośrednio sąsiadującym z obszarem konfliktu i wspierającym aspiracje Ukrainy. Jeśli jednak w fazie takiej jak obecna jakiegoś szpiega uda się zatrzymać - próbuje się go przewerbować na własną stronę lub wymienić na zatrzymanych po przeciwnej swoich agentów a nie trąbi się triumfalnie o jego schwytaniu. Jakby chciało się od czegoś dalece bardziej istotnego uwagę odwrócić.

Mydlana opera o Stirlitzu, wyposażonym nie w atrament sympatyczny i mikrofilmy lecz w hiszpańską legitymację prasową i przyłapanym przez bohaterskich chłopców z ABW, nie zagłuszy jednak wiedzy o smutnym fakcie, że sprawcy dokonanego kilka dni temu zniszczenia grobów rosyjskich żołnierzy z wojny w 1945 r. w Katowicach pozostają nie tylko nieuchwytni dla rodzimych służb specjalnych, ale wręcz im nieznani. Tymczasem, jak pamiętamy z lat 1980-81, w podobnych akcjach specjalizował się wtedy radziecki wywiad wojskowy GRU. Po co to robił? W oczach zwykłych Rosjan, dla których poniesione w "wielkiej wojnie ojczyźnianej" z hitleryzmem ofiary pozostają świętością, takie praktyki miały posłużyć uzasadnieniu przyszłej interwencji w Polsce. Nasze formacje tajne nie schwytają ich obecnych sprawców, ponieważ faktycznie nie istnieją. Wojskowe służby specjalne zostały w imię politycznych racji zdemontowane przez poprzedniego ministra obrony Antoniego Macierewicza. Odszedł już ze stanowiska, ale pozostawił po sobie spaloną ziemię.

Sponsorem i partnerem biznesowym oraz politycznym Antoniego Macierewicza przez lata pozostawał Robert Luśnia, wieloletni płatny konfident dawnej komunistycznej służby bezpieczeństwa, co bezspornie wykazano w procedurze lustracyjnej, jakiej podlegał jako poseł Ligi Polskich Rodzin. Oficerem prowadzącym Luśnię w czasach PRL pozostawał Józef Nadworski. Jego z kolei sąsiadem i kolegą z resortu był Marek Zieliński. Wspólnie też Nadworski i Zieliński opublikowali wydaną przez Akademię Nauk Społecznych przy KC PZPR pracę o opozycyjnym Ruchu Młodej Polski. Dlaczego to istotne? Marek Zieliński w latach 1981-93 pozostawał najważniejszym szpiegiem w Polsce pracującym dla radzieckiego a potem rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU [1], o którym była już tu mowa. Został za to w nowej Polsce skazany na karę więzienia, gdy schwytano go, jak przekazuje dokumenty attache wojskowemu rosyjskiej ambasady Władimirowi Łomakinowi, wydalonemu następnie z naszego kraju. PiS ma więc od czego odwracać uwagę za pomocą mrożących krew w żyłach historii szpiegowskich dla kucharek w paśmie telewizji śniadaniowej.

Niebezpieczne związki Macierewicza przybierające postać pewnego łańcucha powiązań nie stanowią jedynego dziś uwikłania PiS, nieuchronnie zmniejszającego jego wiarygodność jako sojusznika ukraińskiej suwerenności i demokracji. Liderzy partii rządzącej uparcie lawirują, żeby przypadkiem nie potępić postawy najlepszego ich druha premiera Węgier Viktora Orbana, który niby zapowiedział, że nie zamierza się mieszać w konflikt między Rosją a Ukrainą, ale w konkretnych kwestiach gospodarczych pozorowanej neutralności nie respektuje: potwierdza wykonanie umowy gazowej z Rosjanami i zapowiada rozbudowę wspólnie z nimi siłowni jądrowej, która po ukończeniu da Węgrom połowę ich produkcji energii. Czyni to akurat teraz, gdy obawiamy się, by wzniecony przez agresora ogień nie zagroził reaktorowi w Zaporożu. Zaś przewodniczący klubu parlamentarnego PiS Ryszard Terlecki nawet Orbana nie potępia, ograniczając się do stwierdzenia, że mu się dziwi. Mało, bardzo mało. Zwłaszcza, że międzynarodowe uwikłania węgierskiego premiera i jego podwładnych pozostają znane od dłuższego czasu. Warto je przypominać. 

Minister spraw wewnętrznych w rządzie Viktora Orbana, Sandor Pinter, jak wykazuje Tomasz Piątek "w latach 70 i 80 pracował w komunistycznej węgierskiej policji. Robił karierę w stolicy i w 1985 r. został dowódcą dzielnicowego wydziału śledczego, trzy lata później szefem wydziału śledczego w okręgu peszteńskim (..). Pinter był opłacany przez Siemiona Mogilewicza. Gangster-finansista miał płacić policjantowi, później ministrowi , żeby ten nie przeszkadzał mu działać na Węgrzech" [2]. Cieszyć się więc tylko wypada, że wśród rozlicznych obietnic przedwyborczych Jarosław Kaczyński nie dotrzymał również i tej, że w Warszawie będzie Budapeszt...

Nie przeszkadza to jednak oficjalnej TVP Info w zapraszaniu do roli komentatora sytuacji na Ukrainie Marka Króla, byłego sekretarza komitetu centralnego PZPR. Partii, której skrót przed 30 laty Leszek Moczulski rozwiązał jako "płatni zdrajcy, pachołki Rosji" trafnie do tego stopnia, że dziś mało już pamięta, że związek zawodowy rządzących Polską w latach 1948-89 miał w swojej nazwie odnoszący się do tejże partii przymiotnik "robotnicza". 

Putinowscy stratedzy nie muszą jednak liczyć wyłącznie na starsze pokolenie dawnych sowieckich kolaborantów. Ich V kolumna w Polsce stale się przegrupowuje, niczym hydrze mitycznej nowe łby jej odrastają. Propisowski, że już bardziej nie można tygodnik "Sieci" zamieścił rozmowę z Siergiejem Andriejewem, ambasadorem w Polsce, prezentującym oficjalne rosyjskie podejście do konfliktu z Ukrainą, niekoniecznie całkiem dyplomatyczne, skoro ekscelencja w autoryzowanym wywiadzie (nomen omen) określa, że burdel tam panuje. Jak się wydaje, rodzime służby specjalne, zamiast ogłaszać fikcyjne sukcesy w stulu ujęcia hiszpańskiego redaktora Stirlitza w trakcie rysowania z hotelowego okna planu bazaru w Przemyślu - powinny raczej wyświetlić wszystkie okoliczności powstania i ukazania się tej bulwersującej publikacji. Bo za to z naszych podatków mają wypłacane pensje.      

 

[1] por. Tomasz Piątek. Macierewicz i jego tajemnice. Arbitror, Warszawa 2017, s. 63  

[2] Piątek... op. cit, s. 115

Fot: Rosyjskie spalone pojazdy wojskowe zniszczone przez Ukraińców w Kijowie. Luty 2022

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do