Reklama

Co się stanie w Pakistanie? A co w Polsce?

17/02/2023 10:04

Właściwie już każde dziecko wie, że pieniądze to rzecz ważna i potrzebna. Mama lub tata mogą lub nie coś dziecku kupić ku jego uciesze. Do tego potrzebują środków pieniężnych. Mogą również dawać dziecku kieszonkowe. Wówczas latorośl sama decyduje na co i w jakim tempie wyda swoje pieniądze. Gdy roztrwoni w kilka dni a kieszonkowe dostaje raz w miesiącu, przez pozostały okres do następnej wypłaty pozostaje bez środków finansowych. Chyba, że pójdzie do rodziców i przyzna się do wydania wszystkich pieniędzy, prosząc o dodatkowe środki. Rodzice mogą wówczas odmówić argumentując, że kieszonkowe miało wystarczyć na cały miesiąc. Mogą również dać dodatkową kwotę mówiąc, że kolejne kieszonkowe będzie jednak pomniejszone o kwotę darowaną ekstra w bieżącym miesiącu. Takie postępowanie darczyńców względem dziecka będzie przejawem troski o jego edukację finansową i kształcenie umiejętności planowania wydatków. Jest jeszcze trzeci wariant. Rodzice po prostu dadzą dziecku dodatkowe środki. Dlatego, że jest grzeczne albo dobrze się uczy. Tym bardziej, że darzą potomka nieskończoną miłością. A dziecko z pewnością będzie zadowolone. Pomimo, że wydało całą kwotę, udało mu się pozyskać dodatkowe środki mimo roztrwonienia kieszonkowego w kilka dni. Wystarczy tylko poprosić i zrobić niewinną minę. Można bez konsekwencji nie przejmować się planowaniem i zawartą z rodzicami umową, a mimo to zyskać dodatkowe pieniążki.

Oczywiści w przypadku kieszonkowego zwykle chodzi o niewielkie kwoty. Inaczej jest w sytuacji finansów, zwłaszcza międzynarodowych, a zwłaszcza pożyczek, których kwoty idą w miliardy dolarów. Dlatego korzystając z przydługiego i nieco zinfantylizowanego wstępu, aby na początek opisać wyjątkową sytuację w jakiej znalazł się Pakistan. Obserwuję to będąc dość blisko tych wydarzeń, czyli w Islamambadzie.

Pakistan to kraj chciałoby się powiedzieć rozwijający, graniczący z Indiami, Afganistanem i Iranem. Na północy posiada również krótką granicę z Chińską Republiką Ludową. Zamieszkuje go według ostrożnych szacunków około dwieście trzydzieści milionów ludzi. System polityczny jest rozchwiany i mało stabilny. Dość powiedzieć, że od powstania państwa w 1947 roku, żaden rząd nie sprawował władzy przez pełną kadencję. Kraj jest uczestnikiem międzynarodowej wymiany handlowej, choć z uwagi na skalę i potencjalne możliwości, wykorzystuje to w niewielkim stopniu. Panuje w nim znaczące bezrobocie, analfabetyzm i wynikający z nich powszechny niedostatek. Większość wewnętrznego obrotu gospodarczego odbywa się w szarej strefie. Na opisanie sytuacji kraju będę miał zapewne sposobność przy innych okazjach.

Teraz jednak przejdę do bieżącej sytuacji ekonomicznej w jakiej znalazł się kraj leżący na Indusem. Jak co roku o tej porze Pakistan odwiedza misja Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Zazwyczaj decyduje ona o przyznaniu około miliarda dolarów w formie atrakcyjnie oprocentowanej pożyczki. Tańszej niż wskazują na to oceny agencji ratingowych. Pakistan może dzięki temu corocznie mieć środki na obsługę starych linii kredytowych Z MFW. MFW stawia jednak warunki związane z wprowadzaniem reform gospodarczych. Największą kością niezgody jest subsydiowanie przez pakistański rząd nośników energii; paliw płynnych, gazu i energii elektrycznej. Jest to w pewien sposób uzasadnione. Odejście od subsydiowania nośników energii wpędziłoby w jeszcze większą biedę kolejne miliony rodzin. Rynkowe ceny paliw spowodowałyby wzrost kosztów transportu, co jak w każdej gospodarce musiałoby podnieść ceny wszystkich towarów. Ponadto znaczna część energii elektrycznej produkowana jest przy pomocy gazu zamienianego przez generatory prądu na energię elektryczną. Dotyczy to przede wszystkim małych i średnich zakładów produkcyjnych. To przy ciągłych przerwach w dostawach gazu i energii elektrycznej i tak powoduje permanentne problemy. Dodatkowe wzrosty taryf spowodowałoby skokowy wzrost kosztów i wzrost inflacji. A inflacja jest rekordowa i powoduje sukcesywny spadek wartości pakistańskich rupii.

W czasie gdy w Pakistanie co roku przebywa misja MFW, władze informują o pomocy finansowej z Arabii Saudyjskiej, Kataru oraz Chin w formie linii kredytowych. Te środki również przeznaczane są głównie na spłatę wcześniejszych zobowiązań z tak zwanym małym okładem. MFW nie chcąc zaogniać sytuacji w końcu ulega presji i przyznaje kolejną linię kredytową. MFW nie chce pochopnie eskalować sytuacji i być obwiniany potęgowanie problemów. A ponieważ to fundusz pożycza pieniądze, jest zainteresowany dalszą spłatą zadłużenia. Jest tak zwykle w przypadku dużych pożyczek. Pożyczkodawca jest w uprzywilejowanej pozycji tylko wówczas gdy ma przekazać środki. Chwilę później jest odwrotnie. Pożyczkobiorca ma już bowiem pieniądze i to od jego dobrej woli zazwyczaj zależy, czy powierzone mu środki finansowe zechce oddać w ogóle. Nie mówiąc już o odsetkach, prowizjach i innych kosztach. MFW w końcu więc ulega udając, że Pakistan dokonuje pewnych reform. Ponownie daje miliard. I tak jest co roku.

A właściwie było do tegorocznego lutego. Miarka się bowiem przebrała. Delegacja Międzynarodowego Funduszu Walutowego przybyła do Islamabadu jakby mocno usztywniona i zdeterminowana. Pakistański rząd realizując półśrodki ponownie oczekiwał rytualnych negocjacji i tradycyjnego przekazania kolejnej pożyczki. Tym bardziej, że sytuacja budżetowa jest wyjątkowo napięta. Dodatkowo lawinowo narasta deficyt Pakistanu w handlu zagranicznym. W skarbcu Narodowego Banku Pakistanu brakuje waluty, a poziom rezerw ma wystarczyć w najlepszym razie na najwyżej miesiąc. Poza kroplówką życiodajnych pożyczek walutowych, Pakistan ma jednak jeszcze jeden wyjątkowy w skali świata atut. To regularne transfery pracujących za granicą milionów Pakistańczyków. A pracują oni w pocie czoła głównie w Arabii Saudyjskiej, Katarze, Wielkiej Brytanii i USA. W świątek, piątek, a nierzadko i w niedzielę. Niezależnie od tego czy są robotnikami pracującymi za głodowe stawki w Katarze, czy inżynierami z sektora naftowego w USA, regularnie ślą do kraju pieniądze w twardej walucie. Wychodzi tego około dwa miliardy dolarów miesięcznie. To tak naprawdę powoduje, że Pakistan w ogóle funkcjonuje i może nawet czasami rytualnie prężyć muskuły w negocjacjach w sprawie pożyczek.

Ale wystarczyło nie wiadomo do końca dlaczego, że w ostatnich dwóch miesiącach transfery od pracowników spadły o około dwadzieścia procent, aby strach w oczach pakistańskich władz stał się tym bardziej realny. Aby kłopotów było więcej, dotychczasowi zagraniczni dobrodzieje na czele z Arabią Saudyjską zgodnie oświadczyli, że tym razem z kolejnymi pożyczkami wstrzymają się do decyzji MFW. Ten bowiem najlepiej zna sytuację ekonomiczną Pakistanu i jego zdolność nie tylko do obsługi dotychczasowych pożyczek ale także utrzymania stanu wypłacalności. Sama delegacja MFW również pokazała, że żarty się rzeczywiście skończyły. Po tygodniowych, nieudanych negocjacjach delegaci spakowali walizki i wrócili do Waszyngtonu. Pakistan został jak Himilsbach z angielskim i musi realnie zacząć działać. Ale jak tu wprowadzać naprawdę realne, bolesne i nieakceptowalne reformy, gdy jesienią są w Pakistanie wybory parlamentarne? Dodatkowo partia odsuniętego od władzy, tradycyjnie przed końcem kadencji premiera Imrana Khana, zdobywa rekordowe poparcie. Obecny rząd stoi pod ścianą. Gdy nie zacznie wprowadzać realnych i trudnych reform, kraj zbankrutuje i ogłosi niewypłacalność wobec zagranicznych wierzycieli. Spowoduje to brak pieniędzy i wzrost napięcia społecznego.

Na to czeka Imran Khan, który bez większego trudu potrafi zgromadzić w Islamabadzie ponad milionową demonstrację. Już kilkakrotnie pokazał, że to możliwe. Czy nie przypomina ten stan w jakimś sensie sytuacji w Polsce? Mi tak, ale o tym w dalszej części tekstu. Na razie wróćmy do Pakistanu. Wystraszony chyba tym razem nie na żarty rząd zaczął działać. Zapowiedział etapowe wprowadzenie drastycznych podwyżek na gaz, energię elektryczną oraz paliwa płynne. Zapowiada również ulgi dla przedsiębiorstw energochłonnych i zasiłki dla najbiedniejszych rodzin. Jednak nie zmienia to faktu, że działania wyglądają na realne zmierzenie się z trudną sytuacja, a nie coroczne pudrowanie pryszczy na wychudzonej facjacie. Czas naprawdę goni, a jak się ta sytuacja zakończy dzisiaj trudno przewidywać. Zapewne dojdzie do kompromisu, ale tym razem już nie „na piękne oczy”, ale po wprowadzaniu realnych reform i stopniowego uruchamiania kolejnych transz po spełnianiu trudnych warunków.

A teraz zastanówmy się czy sytuację w dalekim Pakistanie można porównywać do tej w kraju leżącym miedzy Bugiem a Odrą i Nysą Łużycką. Ze wszech miar sytuacja Polski jest zupełnie inna. Minęły dekady od kiedy Polsce groziła niewypłacalność a nasz kraj odwiedzały delegacje Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego. Negocjacje z nimi prowadził zaś bezwzględny monetarysta, nie baczący na dolę biedniejącego w każdym miesiącem społeczeństwa. Wielu krzyczało wówczas, że to nie są żadne negocjacje, ale poddawanie się bezwzględnemu dyktatowi pazernej międzynarodowej finansjery. Leszek Balcerowicz, gdyż o nim mowa, na stałe wszedł w poczet postaci straszących dzieci przed snem obok czarownic, diabłów i żelaznych wilków. Nie czas i miejsce oceniać akurat w tym tekście byłego pracownika naukowego katedry Podstawowych Problemów Marksizmu i Leninizmu Polskiej Akademii Nauk. Faktem jest jednak, że po trzydziestu latach od transformacji, której był autorem polski PKB został zwielokrotniony i już nie muszą tu przyjeżdżać delegacje z MFW z pożyczkami ratunkowymi. Polska jest członkiem Unii Europejskiej, a w Banku Światowym i MFW przeszliśmy od roli błagającego o pożyczki petenta do pozycji kraju wspierającego inne rozwijające się gospodarki.

W samej Unii, Polska bynajmniej nie jest grzecznym prymusem. W przysłowiowej szkole pyskuje nauczycielom i ma na wiele tematów swoje własne zdanie. Nauczycielka melduje rodzicom na wywiadówce, że ich ukochana latorośl podważa w obecności innych uczniów autorytet pedagogów, bije słabszych kolegów. Ponadto wyzywa i szarpie za warkocz koleżankę o niemiecko brzmiącym nazwisku i znacząco pogorszyła wyniki w nauce. Rodzice wracają do domu wkurzeni, musząc naprędce wymyślić jakieś środki zaradcze. Ponieważ dzisiaj, zresztą całkiem słusznie już samo zdjęcie paska ze spodni i pogrożenie nim dziecku jest uznawane za przemoc, muszą wymyślić coś innego. Ustalają, że do czasu poprawy będą odejmować od comiesięcznego kieszonkowego złotówkę dziennie. Odjęte od kieszonkowego pieniądze będą utracone bezpowrotnie. A w przypadku dalszego psocenia i braku poprawy rodzice w ogóle pozbawią bachora comiesięcznej wypłaty. W przypadku Polski chodzi nie o złotówkę, ale okrągłą bańkę Euro dziennie i groźbę utraty wypłat tak z KPO, jak i środków z funduszy strukturalnych. Czy psotnik się tym przejmuje? Dzisiaj widzimy, że niespecjalnie. Ale pieniądze są jednak potrzebne, a wybory parlamentarne zbliżają wielkimi krokami.

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do