Reklama

Co władza sobie zbuduje czyli Jeszcze nowszy dom poselski

10/08/2022 19:33

Wprawdzie obecny hotel, goszczący posłów nosi oficjalnie nazwę Nowego Domu Poselskiego, ale włodarzom parlamentu marzy się... kolejny, jeszcze nowszy. Skarżą się, że dzisiejszy ma standard przeciętnego akademika. To zresztą nieprawda, bo da się porównać bardziej z trzygwiazdkowym hotelem. W środku znajduje się i basen i kaplica, kwiaciarnia i punkt zakupu biletów kolejowych, bar i restauracja.

Dla warszawiaków to, jak się wydaje, problem podwójny. Bo po pierwsze - sfinansują to z własnych podatków, podobnie jak reszta Polski. Jednak wiele też wskazuje, że w ich mieście, przy reprezentacyjnej od czasów przedwojennych ulicy Wiejskiej wyrośnie kolejne paskudztwo.

Niestety tego trzeba oczekiwać, jeśli gusta estetyczne selekcjonerów sejmowych zaspokaja oddane już do użytku nowe miejsce prac komisji sejmowych, wyglądem przypominające masywny bunkier i całkiem nie pasujące do otoczenia. Monstrum architektury wyrosło w miejscu parkingu, kiedyś położonego między jezdnią Wiejskiej a zgrabnym gmachem ambasady kanadyjskiej. W lokalizacji godnej lepszego losu. 

W Budapeszcie demokracja z pewnością nie jest doskonała, ale gmach parlamentu węgierskiego pozostaje też symbolem miasta. Sylwetkę waszyngtońskiego Kapitolu zna każdy. Z faktu, że Sejm powinien być piękny, a nie tylko imponujący zdawały sobie sprawę już międzywojenne władze. Wprawdzie najpierw prowizoryczną siedzibą Izby poselskiej pozostawał dawny Aleksandryjsko-Maryjski Instytut Kształcenia Panien, naprędce do obrad przystosowany, ale rychło pomyślano o wzniesieniu symbolu demokracji, stającego się zarazem jednym z najbardziej rozpoznawalnych gmachów publicznych. Nowy Sejm zaprojektował Kazimierz Skórewicz, wcześniej podczas zaborów pracujący w dalekim Baku, całkiem jak ojciec Cezarego Baryki z "Przedwiośnia" Stefana Żeromskiego.

Po wojnie przywrócenia sejmowemu kompleksowi dawnej świetności podjął się wybitny architekt Bohdan Pniewski, dawny peowiak z 1918 r. uczestniczący w rozbrajaniu Niemców w stolicy, a podczas kolejnej wojny organizator tajnego nauczania. To jego dzieło podziwiają dziś wycieczki z całej Polski. Chociaż główne prace trwały w trudnych latach 1948-52, Sejm wolny jest od piętna szpetnego realizmu socjalistycznego. Jak wiadomo, przesądziły o tym zarówno autorytet i siła przebicia Pniewskiego, jak wygoda władzy, która chciała mieć dla siebie coś funkcjonalnego, a nie monstrualnie monumentalnego niczym powstające w tych samych czasach MDM czy Pałac Kultury. Z podobnych względów ostały się sklepy z zagranicznymi ciuchami na Chmielnej, chociaż czasowo przemianowano ją na Rutkowskiego - bo żony, córki i kochanki bierutowskich prominentów też chciały mieć gdzie zrobić porządne zakupy.

Nowy Dom Poselski - ten, który teraz ma pójść pod kilofy ekip rozbiórkowych - oddano w 1989 r. Wznoszono go z polecenia Wojciecha Jaruzelskiego, prace trwały nawet w stanie wojennym, gdy wszelkie inne inwestycje budowlane wstrzymano. Dyktator nie wiedział jednak, że buduje... dla następców. Akurat w roku oddania hotelu dla parlamentarzystów partia generała, PZPR, przegrała wybory 4 czerwca i straciła większość w Sejmie. 

Paradoks sprawił jednak, że to nie PZPR ale powstałe już w warunkach demokracji PiS najbardziej zaszkodziło przestrzeni budynków sejmowych. Zawsze aż do 2016 r, kiedy zabronili tego nominaci partii Jarosława Kaczyńskiego przez sejmowy teren przejść można było swobodnie, jak przez park skracali sobie drogę mieszkańcy Wiejskiej idący z zakupami ze sklepu na Górnośląskiej, bądź odwrotnie. System przepustek ograniczał się tylko do wstępu do budynków. Za rządów PiS pojawiły się masywne bariery. Władza boi się suwerena.

Nasz pies, siedmioletni owczarek niemiecki Blue, prowadzony Wiejską, zawsze smętnie spogląda na sejmowy murek, po którym jako szczeniak radośnie skakał, ku uciesze strażników marszałkowskich, jak wszyscy mundurowi uwielbiających psy ras służbowych. Teraz to miejsce niedostępne. 

Również za rządów pisowskiej większości, bo w 2019 r. oddano wspomniany bunkier do prac komisji. Wątpliwą ozdobę zarówno kompleksu sejmowego jak ekskluzywnych od czasów przedwojennych okolic ulicy Wiejskiej. Jak bowiem opisywał Jerzy Kasprzycki w "Korzeniach miasta": "jeszcze pod koniec lat dwudziestych na planach miasta rysowała się między Wiejską, Książęcą, Rozbrat, Górnośląską zwarta zielona plama Ogrodów Sejmowego i Frascati, niewiele mniejsza od Łazienek". Ale też już "na planie miasta z 1935 roku wytyczono na tym obszarze nowe ulice Marii Konopnickiej, Bolesława Prusa, Senacką. Kasztanową, aleje na Skarpie i Frascati, częściowo już zabudowane nowoczesnymi kamienicami i willami. Wtedy też stanęły funkcjonalne domy przy ulicy Wiejskiej 12, 14, 16. Prawie nietknięte przez wojnę, cieszyły się te budynki zainteresowaniem instytucji i osób prywatnych w pierwszych latach powojennej Warszawy. Również w 1945 roku, zanim odbudowano gmach przy Marszałkowskiej, tu mieściła się redakcja "Życia Warszawy" przeniesiona z Pragi, gdzie w 1944 roku zrodziła się ta gazeta. W wygodnych mieszkaniach ulokowali się przede wszystkim dziennikarze i literaci" [1].

Za to po drugiej stronie, między alejami Ujazdowskimi oraz ulicami Wiejską i Piękną, mieszkali przed wojną kupcy, przemysłowcy i finansiści, a także pod siedemnastym radca poselstwa Austrii Karol Fruedenthal z godłem kraju na balkonie oraz w tym samym budynku językoznawca prof. Stanisław Szober, u którego często bywał Witold Doroszewski, twórca najbardziej cenionego słownika polskiego.

Nie same pogodne tylko historie wiążą się jednak z tą - jak mówią Francuzi - "piękną dzielnicą", nawet w pokojowych czasach. Oddajmy znów głos Kasprzyckiemu: "Przez długi czas parcele w tym trójkącie ulic były przechodnie z bramami od Alej i od Wiejskiej. Gdy w pierwszych latach Polski niepodległej doszło do konfliktów politycznych na tle wyboru Gabriela Narutowicza na stanowisko prezydenta RP, miało to swoje znaczenie: prawicowi demonstranci blokowali wyloty Wiejskiej, aby uniemożliwić dostęp do Sejmu, tędy więc, przez przechodnie bramy przemykali się posłowie lewicy i mniejszości narodowych" [2].

Teraz - jak na ironię - najmłodszy, jeśli pominąć wspomniany bunkier komisji, budynek przy historycznej ulicy Wiejskiej ma zostać wyburzony, bo lokatorzy uznają go za przestarzały. I porównują standard mieszkania tam do przeciętnego domu akademickiego. Recepta na ich frasunek wydaje się prosta: poprawić warunki życia w akademikach. Ale to tylko żart. Każdy student chciałby sobie pomieszkać w NDP przy Wiejskiej, na który utyskują mandatariusze. Jednak sybarytyzm posłów to nie powód, by tworzyć pośrodku Warszawy kosztowne rumowisko, żeby potem wypełnić je następną paskudą.

Dotowany zaś przez państwo hotel warto zbudować, ale nie na potrzeby posłów, lecz naszych najnowszych gości, uchodzących przed wojną na Ukrainie. Tak będzie rozsądniej, ale i bardziej przyzwoicie.       

[1] Jerzy Kasprzycki. Korzenie miasta. Warszawskie pożegnania, t. 1. Śródmieście Południowe. Wyd. VEDA, Warszawa 1996, s. 289-290

[2] ibidem           

 

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do