
PiS chce dołożyć supermarketom – podatków. Wychodzi bowiem z założenia, że nagminnie transferują one zyski ze sprzedaży detalicznej w Polsce do innych krajów. Jednocześnie autorzy projektu odpowiedniej ustawy mówią, że w 2013 r. 175 sieci handlowych, które działały w sektorze sprzedaży detalicznej, wpłaciło łącznie podatki dochodowe w wysokości 440 mln zł.
Podatek dochodowy – o ile wiem – płaci się od wykazanego zysku. Oczywiście zysk można pomniejszać poprzez windowanie kosztów – na różne sposoby. Ale robią to również prawie wszystkie firmy w Polsce. Więc, żeby było sprawiedliwie, należałoby i im wprowadzić 2-procentowy podatek od przychodów. Budżet dostałby wówczas o wiele więcej niż szacowane 3,5 mld zł z supermarketów. Ale na to się nie zanosi.
Podatek dla supermarketów, czyli nierówne ich traktowanie w stosunku do innych podmiotów obrotu gospodarczego, to nic innego, jak tani populizm, wynikający wprost z ksenofobicznych postaw polityków. Bo co się stanie w wyniku takiej ustawy? Zasięgnąłem języka u źródła, czyli w kierownictwach supermarketów.
Opinia zgodna jest taka, że budżet na tej operacji straci. Bo… zagraniczne sieci zaczną się zwijać, tak jak na Węgrzech, będą mniej inwestować w swą infrastrukturę, ograniczą ofertę, a co za tym idzie – zatrudnienie, podniosą ceny. W konsekwencji – spadnie sprzedaż i fiskus straci na podatku VAT (głównym dostarczycielu kasy dla budżetu), na podatku CIT (podatek dochodowy), PIT, składkach do ZUS (ograniczenie zatrudnienia), a nie wyrówna tego podatek od przychodów. Podatek od polskich firm – też nie, bo kombinują one nie mniej skutecznie niż zagraniczne.
Co proponują supermarkety? Zacząć je traktować NORMALNIE, jak wszystkie podmioty prawa gospodarczego. Nie urządzać nagonki, a taki charakter nosi propozycja PiS, lecz – jeśli już – uszczelniać system podatkowy dla wszystkich w sposób jednakowy, a w ogóle to tworzyć takie warunki rozwoju, w którym firmy te będą czuły się bezpiecznie, mogąc planować długofalowo, zgodnie z panującym w cywilizowanych krajach UE zwyczajem, iż co nie jest zabronione, jest dozwolone. Bo – mówią w supermarketach – kto nie robi szwindli, ten płaci podatki – wszystko jedno gdzie: w Polsce czy gdzie indziej. A szwindli na skalę sieci supermarketów się nie robi, bo się po prostu nie da.
- Twórcy ustawy – usłyszałem też – nie biorą pod uwagę, iż tzw. galerie, związane z supermarketami, stały się czynnikiem kulturotwórczym. Organizują koncerty dla dzieci i dorosłych, wystawy edukacyjne (np. historia dinozaurów, samochody kultowe z lat 50.), spotkania z twórcami, happeningi, także różnego rodzaju interaktywne formy rozrywki. To wszystko kosztuje. Oczywiście napędza też klientelę. Ale jak się to skończy, to i spadnie podatek od przychodów, VAT, CIT, PIT, ZUS etc.
I jeszcze jedno: najgłośniej przeciw supermarketom głosują księża. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: mniej kasy na tacę, mniejsza frekwencja w kościołach, jednym słowem – konkurencja. Resztę rozważań pozostawiam Państwu…
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie