Reklama

Jacek Madany. Warszawiak, przedsiębiorca, bohater opozycji

16/06/2021 19:24

Jacek Madany (1964-2013)

Na Powiślu, gdzie długo mieszkał znał każdy kąt i zakamarek: wiedział, jak trafić do domu opozycyjnego dziennikarza Stefana Bratkowskiego - bo rodzice też byli intelektualistami, znawcami literatur południowosłowiańskich, matka tłumaczyła z bułgarskiego, ojciec wydał monografię powieści o partyzantach autorstwa pisarzy z Jugosławii - ale też gdzie znajdują się zamaskowane magazyny sprzętu ZOMO. Ta druga informacja przydawała nam się w KPN na użytek planowanych demonstracji ulicznych. Najcenniejsze okazały się jednak dane o tym, jak władza zamierza wykorzystać dla celów inwigilacji obywateli przeprowadzany pod koniec dawnego ustroju spis powszechny. Mija osiem lat od śmierci Jacka Madanego, który odwagę łączył z rozległymi zainteresowaniami.

Teraz, gdy trwa kolejny spis powszechny, warto przypomnieć zamiary reżimu komunistycznego, jakim podporządkowane zostało ostatnie w Polsce Ludowej liczenie obywateli. W piśmie akademickiej KPN "Orzeł Biały" pod koniec 1988 r. ogłosiliśmy podpisany przywodzącym na myśl prozę Franza Kafki pseudonimem "Maciej Paraluch" artykuł pod również skromnym tytułem "Kulisy spisu powszechnego", demaskujący intencje kierowanego wtedy przez Czesława Kiszczaka ministerstwa spraw wewnętrznych, związane z tą z pozoru beznamiętną statystyczną operacją. To był alarm. Czerwony - nomen omen - alert. 

"Jednostką odpowiedzialną, która przeprowadza spis jest wprawdzie GUS, ale cichy patronat nad tym przedsięwzięciem objął resort informacji MSW, tak zwane Rządowe Centrum Informacji (..). Stąd pytania, na pozór niewinne, o warunki bytowe w zajmowanym lokalu (..). Są rachmistrzami studenci SGPiS i SGGW, zobowiązani nakazem rektorskim (samorząd SGGW już wysłał do premiera Rakowskiego protest), licealiści i maturzyści przed studniówką oraz emeryci. Druga połowa rekrutować się będzie z funkcjonariuszy w cywilu, z uwagą, że będą to najbardziej spostrzegawczy i w miarę obrotni (..). Obecnie przeprowadzane są kursy przygotowawcze dla przyszłych rachmistrzów (mam na myśli oczywiście czynnik społeczny). (..) Na zajęciach studenci zadawali niedyskretne pytania. Ciekawi zostali natychmiast wyłączeni  z kursu i ze spisu. Wymaga się podpisywania zobowiązań o zachowaniu tajemnicy (..). Za przekazanie danych o całym przedsięwzięciu i danych osobowych osobom postronnym grozi już 5 lat więzienia bez zamiany na grzywnę" - precyzował na koniec sam autor, co mu grozi [1]. Ale poniósł to ryzyko.

Biografowie Roberta Maxwella, zachodniego magnata finansowego potwierdzają, że podczas wizyty w Polsce ten oligarcha sprzedał ekipie Wojciecha Jaruzelskiego system pozwalający na inwigilację m.in. na podstawie danych dotyczących nagłego wzrostu zużycia prądu i gazu (chodziło o wytypowanie mieszkań, gdzie zbierają się lub stale ukrywają opozycjoniści lub odbywają przeznaczone dla nich szkolenia czy wykłady). Zaś znawcy służb specjalnych wykazują, że również w latach 80 władze PRL zyskały dostęp do tzw. zintegrowanego systemu danych o przeciwniku, nadzorowanego przez radzieckie KGB i wykorzystującego -  wbrew stereotypowym opiniom o toporności wschodnich technologii - najnowsze zdobycze techniki komputerowej. Pozyskane w trybie spisowym wiadomości uzupełnić miały siatkę tamtych informacji. Artykuł Jacka Madanego w znacznej mierze przyczynił się do rozbrojenia tej bomby, wzbudzając w obywatelach uzasadnioną nieufność wobec połowy - jak wykazywał autor - rachmistrzów, oddelegowanych do pracy przy spisie przez służby specjalne.

Dostęp do tak cennych informacji 24-letni wtedy Jacek Madany uzyskał za sprawą przypadku. Na komisję wojskową stawił się jako absolwent szkoły Informacji Turystycznej. Starszemu pułkownikowi z wojskowej komendy uzupełnień nazwa szkoły skojarzyła się nietrafnie z informatyką, posłał więc Jacka na dwa lata służby zasadniczej do centrum informatycznego MSW przy ul. Szczęśliwickiej na warszawskiej Ochocie. Stamtąd Jacek, tak wiele ryzykując, przekazał dane za pośrednictwem prasy KPN do publicznego użytku.

W nowej Polsce prowadził firmę turystyczną, jego biuro mieściło się w hali targowej pod Mostem Poniatowskiego. Zajmował się niemieckimi i francuskimi wycieczkami. Gdy ciężko zachorował, firma nie obroniła się na rynku, a ponieważ składek też nie udało się już płacić, faktycznie pozbawiony był pod koniec życia darmowej opieki zdrowotnej. Nowa Polska, w której wywalczenie miał swój wkład, nie tylko nie doceniła go jak należy, ale nawet nie zapewniła mu tego, co w większości rozwiniętych krajów przysługuje każdemu obywatelowi. Dla nas pozostanie wzorem odwagi i wnikliwości. Bardzo go brakuje.

[1] Maciej Paraluch [Jacek Madany]. Kulisy spisu powszechnego. "Orzeł Biały" nr 9 z 10 grudnia 1988 r, s. 1 

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Monika - niezalogowany 2021-06-16 19:31:14

    Poszukujesz kobiety? To dobrze trafiłeś bo ja szukam faceta! Dyskretnego, ale przede wszystkim zadbanego do dyskretnych seks spotkań po pracy. Oferuję, wszystko to co może sprawić nam przyjemność. Jeżeli chcesz wiedzieć czegoś więcej o mnie to dzwoń, pisz, przyjedź. Numer telefonu i więcej fotek wrzuciłam na swój profil tutaj: http://cutt.ly/monika89

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do