
Rozmowa z Mirosławem Augustyniakiem radnym Mazowieckiego Sejmiku Wojewódzkiego.
- Czym się Pan kierował dołączając do Konrada Rytla w celu wzmocnienia reprezentacji Bezpartyjnych w Sejmiku Mazowsza? Jak rozumiem przekonaniem, że partie narastających problemów same rozwiązać nie potrafią, że nadchodzi czas samorządowców niezależnych?
- Uważam jednoznacznie, że w demokracji ważna jest różnorodność. Politycy niestety zabetonowali scenę na Wiejskiej. Zapędzili się w swoich decyzjach, powodowani partyjnymi motywacjami. Głos małego buntu w tej sytuacji może okazać się ozdrowieńczy. Warto, by każdy zastanowił się nad narastającymi problemami. Samorządność to domena trochę inna niż parlament. Ciężko skupić się na rozwiązywaniu problemów, gdy polityka wkracza już na szczeblu województwa. Dlatego trochę grozimy palcem politykom. Radzimy im: nie zapędzajcie się za daleko. Pokazujemy, że są osoby, którym nie wszystko w układzie politycznym w województwie się podoba.
- A co nie podoba się szczególnie?
- Po 20 latach działania samorządu wojewódzkiego potrzeba refleksji. Przez te dwie dekady nastąpiła centralizacja władzy samorządowej. To się nie podoba zwłaszcza mieszkańcom miast subregionalnych, którzy mogą mieć wrażenie, że stracili na wolności i demokracji.
- Bo władza, niby ich władza, jest dalej?
- Duże miasta stały się jeszcze większe, to w Warszawie władza się skupia. W delegaturach w mniejszych miastach, dawnych wojewódzkich, pracuje po kilkanaście osób. Warto je wzmocnić. Chodzi o to, żeby łatwiej załatwiało się konkretne sprawy. Żeby nie trzeba było ze wszystkim jeździć do Warszawy, tylko aby na miejscu dało się dokonać oceny złożonego wniosku. W sytuacji pandemii przekonaliśmy się, kto ponosi koszty związane z ograniczeniami swobodnego poruszania się obywateli. Spadło to na mniejsze ośrodki, wszelkie procedury się wydłużały, a przecież nie brakowało spraw, które nie mogą poczekać.
- Jak temu zaradzić?
- Trzeba wzmocnić zadania i rolę delegatur, również kierowane do nich środki, dać szansę zatrudnienia większej liczby urzędników i ekspertów. Sytuacja wymaga refleksji, z którą nie da się czekać dłużej niż do końca roku. Przyszłość trzeba zaplanować w kontekście nowej perspektywy unijnej. Po to, żeby sensownie dzielić kolejne środki. Województwo zostało statystycznie podzielone, da się więc odczytać jak wielkie okazują się dysproporcje. Regionom słabszym należą się dodatkowe środki, zapewniające większe wsparcie tym, którzy są opóźnieni nie z własnej winy. Trzeba zatrzymać tu ludzi, bo wariant francuski, że obrzeża opustoszeją zupełnie wydaje się groźny dla wszystkich. W Warszawie, chociaż pandemia jeszcze się niestety nie skończyła, już teraz nie ma gdzie zaparkować. Widać tłumy w komunikacji miejskiej. Dlatego doceniam aktywność takich organizacji jak Mazowiecka Wspólnota Samorządowa, które dostrzegają problemy i szukają ich rozwiązań.
- To pewien paradoks: krytykuje Pan polityków, ale właśnie teraz, gdy Bezpartyjni wzmacniają reprezentację, ci partyjni politycy zaczną do Was przychodzić?
- Przepisy ustawy są tak skonstruowane, że zarząd odwołuje się większością trzech piątych głosów, za to do powołania nowego wystarczy 50 proc plus jeden głos. Skłania nas to do postawienia pytania, adresowanego już do polityków z Wiejskiej, czy w wyborach samorządowych wybieramy króla, czy jednak demokracja na tym szczeblu wojewódzkim powinna rządzić się zmienionymi regułami, choćby takimi, że jednak w obu wypadkach 50 proc plus jeden wystarczy. Oczywiście nie jestem zwolennikiem tego, żeby na każdej sesji rady pojawiał się wniosek odwołanie władz, ale też wiadomo, że radni zwykle wykazują się odpowiedzialnością, a co roku weryfikacja powinna następować właśnie przy okazji tego, na co teraz czekamy, czyli głosowania nad absolutorium. Raz na rok powinno być święto demokracji, realna ocena władzy, rodząca pełne konsekwencje. Ale wiem, że nie jest to już pytanie do sejmikowych radnych, tylko do posłów i senatorów, którzy dotychczasowe zasady mogą i powinni zmienić.
- W Sejmiku Mazowsza są teraz Bezpartyjni i jakby dwa wielkie młyńskie koła pomiędzy którymi się Państwo znaleźliście. Jak Pan się zapatruje na przyszłą współpracę, jaki przewiduje wybór – raczej z PO-PSL, czy prędzej z PiS?
- Z Panem Konradem Rytlem analizowaliśmy część aspektów sytuacji, ale duże znaczenie będzie miała bezpośrednia ocena czy wola, żeby coś na Mazowszu zmienić pojawi się po stronie koalicji, a także czy opozycja potwierdzi determinację by konieczne zmiany przeprowadzić. Jesteśmy z Panem Konradem za tym, żeby zmian nie odkładać, najdalej do końca roku powinna zostać przedstawiona strategia dalszego funkcjonowania województwa, wiąże się to z perspektywą unijną, z finansami, o czym już mówiłem.
- Znajduje Pan przykłady, żeby to wołanie o zmiany poprzeć?
- Pracowaliśmy zdalnie w dobie pandemii i przy tej okazji dostrzegaliśmy minusy codziennie dotykającej nas centralizacji, bardzo dla mieszkańców niekorzystnej. W Warszawie zarząd wynajmuje za ogromne pieniądze przestrzeń w biurowcach. A w Ostrołęce można to zrobić za znacznie niższe pieniądze, a zaoszczędzone środki przeznaczyć na inwestycje. Część kompetencji, na podstawie których ocenia się sprawność administracji, musi być przekazana do delegatur. Pewne kwestie, zwłaszcza wobec strat, jakie pandemia przyniosła gospodarce, trzeba procedować szybko: mam na myśli choćby decyzje, dotyczące inwestycji. Nie może być też tak, że w samym zarządzie jeden członek odpowiada za zdrowie, drugi za drogi w całym województwie, a w mniejszych miastach rzadko go widzimy. Strategie, wnioski i uwagi zbyt często z tego powodu… trafiają w próżnię.
- Nie wszystkim co Pan mówi w Warszawie będą zachwyceni…
- Naprawdę nie jest tak, że chcę Warszawę ograbić, tylko opowiadam się za zrównoważonym rozwojem regionu. Musi on następować, jeśli mamy zatrzymać ludzi tu w Ostrołęce. I w wielu innych miastach Mazowsza, które kiedyś były siedzibami województw, a po reformie z 1998 r. te prawa straciły. Wszyscy ich mieszkańcy nie przeprowadzą się przecież do Warszawy. Problem dostrzegamy też na wsi, w rolnictwie. Mamy wielkie gospodarstwa, prowadzone przez pokolenie 50- i 60-latków, zwykle przez właścicieli i ich żony, bo dzieci przeniosły się do miast. Co się stanie, gdy to pokolenie zacznie wymierać, kto na tej wsi zostanie, czy ona całkiem się wyludni jak we Francji? Trzeba myśleć o przyszłości, znajdować rozwiązania problemów, w obliczu których i tak wkrótce staniemy. Zanim opustoszeje wiele domostw. Żeby zatrzymać ludzi na miejscu, trzeba tam właśnie podejmować decyzje. Samorząd to nie tylko podatek rolny i zbiórka śmieci, chociaż oczywiście tych jego podstawowych funkcji nie lekceważę. Doświadczenie pandemii powinno nas wiele nauczyć, w Warszawie znów wypełniają się autobusy i stacje metra, widzimy też, że to, co nas ostatnio spotkało, nie jest jedynym zagrożeniem. Gdy zmienia się klimat, trzeba brać pod uwagę czynniki pogodowe, chociaż jeszcze niedawno w szkołach uczono, że wkrótce człowiek zapanuje nad przyrodą. Na Mazowszu musimy wymyślić rozumne retencjonowanie wody, już w najbliższej perspektywie unijnej, zanim rzeczywiście nastanie taki czas, że kropla wody będzie na wagę złota. Nikt nas od tej odpowiedzialności nie uwolni. Spory polityczne a zwłaszcza międzypartyjne nigdy nie rozwiążą problemów, o których rozmawiamy. Potrzebne jest do tego porozumienie i racjonalne myślenie, trzeba mieć wolę i determinację, za tym wszystkim się opowiadamy.
Rozmawiał Łukasz Perzyna
Wywiad ukazał się w 49 nr gazety Samorządność
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Zobacz także:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Czas rozpędzić towarzystwo Struzik.
Popieram, bardzo popieram żeby poszedł sobie że swoimi dziewczynkami wyskakujacymi z lodówki. Panie Adamie ma Pan takie szanse, trzeba je wykorzystać aby się im odplacic. Czas powoli.