
Pożegnanie Jerzego R. Kaczyńskiego (1951-2022), łacinnika z Liceum Batorego w Warszawie
To również za jego sprawą Batory nawet w najczarniejszym okresie stanu wojennego pozostawał szkoła normalną i patrotyczną, jak w czasach, kiedy nauki pobierali tam bohaterowie "Kamieni na szaniec" Aleksandra Kamińskiego i poeta Krzysztof Kamil Baczyński. Pozostawił po sobie pamięć erudyty i oryginała, takiego nauczyciela, o którym po latach jeszcze opowiada się barwne i ciepłe anegdoty. Żegnamy Jerzego R. Kaczyńskiego, łacinnika i znakomitego wychowawcę.
Zamiast ćwiczeń i tłumaczeń jego lekcje przekształcały się często w wykłady o kulturze antycznej. Kiedy o niej opowiadał, nie posiłkował się nigdy żadnymi notatkami. Wiedzę miał ogromną. Imponowało nam to i czuliśmy się traktowani poważnie.
Jednak kiedy w stanie wojennym odwieszono szkoły, co zdarzyło się na początku stycznia 1982 roku, nasz łacinnik i zarazem wychowawca, ostentacyjnie wściubił nos w rozłożone na katedrze papiery.
- Polecono mi, abym zapoznał państwa z ustawodawstwem stanu wojennego - oznajmił, jasno się od tego zadania dystansując.
Gdy już skończył, zaraz wywiązała się dyskusja. Również o sensie demonstracji ulicznych.
- Sam dostałem pałką w 1968 roku - przyznał w pewnym momencie Jerzy R. Kaczyński, który w tamtym Marcu był jeszcze w liceum, całkiem jak my w czasach "wojny polsko-jaruzelskiej", jak wtedy mawialiśmy.
Zwracał się do nas najpierw per "pan" a częściej "pani", bo klasa, jak na humanistyczną przystało, była w zdecydowanej większości żeńska. Znamionowało to szacunek i w tej sanacyjnej z ducha szkole wprowadzało jakiś... przedwojenny akcent. Później, jeszcze przed maturą, przeszedł z nami na "ty".
Nawet na integracyjny biwak nad Wkrą, na początku naszej pierwszej licealnej, zabrał ze sobą do czytania pismo "Mówią Wieki". Ale molem książkowym nie dało się go nazwać. Dyskutowało się z nim swobodnie o kinie włoskim i o polityce.
Sam mówił o sobie z niepowtarzalną autoironią.
- Dobry nauczyciel to taki, który stawia mało dwój. A ja jestem zły, bo stawiam ich dużo.
Nikogo jednak nie skrzywdził, z samej łaciny na drugi rok nie zostawił. Podobno przed objęciem wychowawstwa długo się wzbraniał. Ale potem mówił już o nas z dumą: - Moja klasa.
I bronił jak należy. Kiedy w szkole, w miejsce wyrzuconej "za poglądy" nauczycielki historii pojawił się działacz ZBOWiD-u, komunistycznego stowarzyszenia kombatantów, bo uczciwi belfrzy się do objęcia posady w takich warunkach nie palili - i ten gość skarżył się na "ekstremę" z klasy humanistycznej, łacinnik osadził go ostro.
Po którymś jedenastym listopada wymienialiśmy się na godzinie wychowawczej wrażeniami z demonstracji. I Jerzy Kaczyński przyznał wtedy, że była pierwszą dobrze zorganizowaną. Nie z telewizji rządowej się przecież o tym przekonał, ani nawet słuchając Wolnej Europy, na co, pomimo antycznych pasji zawsze czas znajdował. Wiele dyskusji toczyliśmy też w jego małej kawalerce na Stegnach. Teraz będzie nam ich brakowało.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie