
W Glasgow trwa kolejny szczyt klimatyczny. Trudno wskazać w związku z nim wielkie powody do optymizmu. Na każdy tego typu szczyt przyjeżdżają przywódcy z jednej strony czołowych światowych potęg, jak i krajów rozwijających się. Kraje biedne zmagają się z wieloma kryzysami i problemami, z których ratowanie klimatu i komfortu przyszłych pokoleń nie są priorytetem. W tym tyglu nie sposób dojść do konkretnych rozwiązań klimatycznych zaczynając od skali globalnej, kończąc na lokalnej.
Wszystko to dzieje się przy wtórze apokaliptycznych wizji roztapiającej, wyparowującej a w końcu gotującej się planety. Trudno odrzucać argumenty ekologów, gdyż to czy globalny wzrost temperatury do 2100 roku wzrośnie o 3,5 C° czy 1,5 °C oznacza dla wielu rejonów kuli ziemskiej zmianę egzystencjalną z wielorakimi implikacjami dla całego globu i zamieszkujących go gatunków, łącznie z człowiekiem. Celowo unikam stwierdzenia z człowiekiem na czele. Szczyt kończy się rytualnymi deklaracjami i nawet ambitnymi celami ograniczenia emisji przez dużych światowych graczy. Sytuacja z jednej strony nie jest różowa, ale są pewne podstawy do optymizmu. A może były. Rośnie globalna świadomość powagi sytuacji. Jeszcze cztery lata temu Indie łącznie z Chinami co tydzień obwieszczają o uruchomieniu nowego bloku energetycznego opalanego węglem. Prezydent USA Donald Trump nie podpisuje konkluzji ze szczytu paryskiego i oznajmia, że żadne ocieplenie Ziemi nie ma miejsca. Dowodem na jego twierdzenia mają być rekordowe mrozy w USA. No bo jak może występować ocieplenie, skoro jest coraz zimniej. Trump nie widzi pożarów lasów australijskich, ekstremalnych temperatur w różnych zakątkach globu, roztapiania lodowców, podnoszenia poziomu wód w morzach i oceanach. Dla niego, gdy w Dakocie Północnej w zimie jest zimno to znaczy, że cała dyskusja o ociepleniu klimatu to spisek czcza gadanina. Trudno komentować te brednie, ale od lat wiadomo, że to jaki jest Trump, każdy widzi i słyszy.
Po kilku latach okazało się, że Chiny i Indie ograniczyły inwestycje w nowe bloki węglowe o około 70%. Bazująca na paliwach kopalnych RPA inicjuje wielkie inwestycje w elektrownie słoneczne, a Indonezja ogłasza radykalne ograniczenie wycinki swych lasów tropikalnych. W krajach rozwiniętych znacznie szybciej od przewidywań zwiększa się sprzedaż samochodów elektrycznych. Tak globalne jak i lokalne banki (np. PKO BP) ogłaszają że nie będą kredytować żadnych przedsięwzięć szkodzących środowisku. To wszystko spotyka się z kryzysem gospodarczym spowodowanym pandemią Covid-19. Spowalnia globalna produkcja, pływa mniej szkodliwych dla środowiska wielkich statków transportowych, przestają latać samoloty. W miastach zamiera ruch samochodowy. Jednym słowem rośnie świadomość i pojawiają się powody do optymizmu.
Niestety w sytuacji post pandemicznej negatywne trendy wracają ze zdwojoną siłą. Chiny i Indie ogłaszają zwiększenie wydobycia, importu i spalania węgla, zatykają się przeciążone porty.
Na szczyt nie przyjeżdża Prezydent ChRL Xi Jinping. Jest to poniekąd zrozumiałe skoro same Chiny wydobywają i spalają tyle węgla ile cała reszta świata łącznie. Aktywny do tej pory na arenie międzynarodowej Xi nie wyjeżdża zresztą poza Chiny od pierwszej połowy 2020 roku. Szczyt odpuszcza Władimir Putin. On z kolei od miesięcy jest w ogóle odcięty od bezpośrednich kontaktów zewnętrznych za tak zwanym podwójnym kordonem sanitarnym. Rosja ogłasza, że zamierza osiągnąć neutralność klimatyczną w 2050 roku, Chiny w 2060. Wówczas Putin będzie miał odpowiednio 98 a Xi 107 lat. Rosja będzie przez całe lata prowadzić rabunkową politykę wydobywczą, a Pekin i setki innych chińskich miast całymi miesiącami będą spowite smogiem.
Siłą rzeczy konieczność wzięcia na barki trudów i kosztów przełomu w polityce klimatycznej spada na Unię Europejską i USA. Rodzi to szereg wyzwań, szans ale także zagrożeń w tym ogromne koszty. Duże koszty poniesie także Polska. Jakie one będą i w jakim czasie rozłożone jest przedmiotem szerokiej debaty publicznej. Nie ma potrzeby na użytek tego felietonu ich przytaczać. Bierzemy udział w unijnym systemie emisji dwutlenku węgla oraz mamy wkroczyć na ścieżkę odchodzenia od wykorzystania paliw kopalnych w energetyce. Nawet pod ostrzałem argumentów mówiących, że w innych częściach świata można emitować bezkarnie substancje będące wynikiem spalania paliw kopalnych w tym głównie węgla, gdy Europa ponosi koszty, a jej gospodarka traci konkurencyjność. To prawda. W ramach obrony Unia wprowadza limity importu metali na jej rynek. Planuje się również obciążać opłatami środowiskowymi towary, które zostały wyprodukowane i wprowadzone na rynek wewnętrzny Unii bez istniejących w UE opłat środowiskowych a zwłaszcza emisji dwutlenku węgla. Z drugiej jednak strony każda tona wyemitowanego dwutlenku węgla mniej w Polsce to zarazem czystsze powietrze, którym wszyscy oddychamy, to ulga dla całego środowiska. Tylko elektrownie węgla brunatnego w okręgu bełchatowskim emitują rocznie 36 milionów ton dwutlenku węgla. To statystycznie tona na jednego polskiego obywatela, wliczając w to dzieci i niemowlęta! Do tego siarka, rtęć i dziesiątki innych szkodliwych substancji w wielkich ilościach. Musimy przeprowadzić transformację energetyczną z uwzględnieniem bezpieczeństwa socjalnego, zwłaszcza mieszkańców Górnego Śląska. Ale odwrotu nie ma.
Po szczycie w Glasgow nastąpią kolejne z nowymi rekomendacjami i oczekiwaniami. A my każdego dnia, poczynając od naszych codziennych nawyków ekologicznych po nacisk na polityków w sferze walki o klimat pamiętajmy, że musimy dbać o środowisko nie tylko dla nas ale przede wszystkim dla następnych pokoleń.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Dobrze podsumowane. Ja mam jednak nadzieję, że nasze pokolenie mimo wszystko jeszcze tę pozytywną różnicę będzie miało szansę odczuć.