Reklama

Białoruski biust czyli co posłance Lewicy przesłania demokrację

29/05/2021 08:21

Anna Maria Żukowska posłanka Lewicy i była, odwołana po serii wpadek (słownych) jej rzeczniczka skrytykowała białoruską demokratkę Janę Szostak za zbyt obszerny dekolt jaki spostrzegła przy okazji udziału tej drugich w akcjach na rzecz obrony praw człowieka. Gdyby Żukowska dysponowała minimum informacji o kulturze światowej, wiedziałaby, że na kultowym i ikonicznym obrazie Eugeniusza Delacroix "Wolność wiodąca lud na barykady" tytułowa bohaterka piersi ma całkiem gołe, o lewicowa zgrozo, chociaż to nie z tej przyczyny podążają za nią młody robotnik z pistoletem w dłoni oraz - jakbyśmy dzisiaj powiedzieli - przedstawiciel klasy kreatywnej z karabinem. Odmalowani w ten sposób francuscy rewolucjoniści upominali się zresztą również o wolną Polskę, czego Żukowska na pewno już nie wie...  

Kołtun się jeży - mawia w takich sytuacjach ultraprawicowy celebryta Wojciech Cejrowski. Gdyby Anna Maria Żukowska nie istniała, antykomuniści, konserwatyści i wszelkiego typu obrońcy tradycyjnych wartości powinni ją wymyślić. Ale nie muszą, bo jest, działa i jak coś palnie, to kremlowskie kuranty znowu grają Międzynarodówkę jeśli strawestować znany liczman Solidarności z gorącej jesieni 1981 r. Brednie publicznie przez pos. Żukowską eksponowane w przestrzeni medialnej komunikatorów społecznościowych nie zaliczają się do kategorii głupstw nieszkodliwych: odwracają bowiem uwagę od spraw, o które walczy nie tylko emigrantka polityczna Jana Szostak ale również szczelniej pozapinana Swietłana Cichanouska, która w niedawnych wyborach prezydenckich otrzymała poparcie tak ogromne, że Aleksander Łukaszenka musiał ich wyniki sfałszować, przy czym przedobrzył, bo ogłaszając swoje zwycięstwo w pierwszej turze zamiast poczekać na drugą sprowokował długotrwałe demonstracje uliczne. W białoruskim więzieniu siedzi dziś liderka tamtejszych Polaków Andżelika Borys a także Andrzej Poczobutt. Ale Żukowska woli rozprawiać o dekoltach.

Demokraci białoruscy walczą o te same wartości, co polska Solidarność w pamiętnych 80 latach: wolność, demokrację i prawa obywatelskie. Jeśli te same standardy również w Polsce są dziś zagrożone - zwłaszcza w mediach, sądownictwie i działalności gospodarczej - tym bardziej powinniśmy sąsiadów wspierać nie tylko debilnym przekazem telewizji Biełsat opowiadającym im niczym ciemnym aborygenom jak to na Zachodzie dobrze a w Polsce całkiem najlepiej (szefową interesu pozostaje bowiem Agnieszka Romaszewska-Guzy znana swego czasu z cenzurowania materiałów w Wiadomościach TVP: jeśli za te słowa poda mnie do sądu, powołam na świadka współautorkę słynnego matariału o 4 czerwca, co był dla pani Agnieszki za mało macierewiczowski, Monikę Sieradzką). Szerokie poparcie dla wszystkich, co walczą o wolne wybory, media i sądy w Mińsku, Homlu i Bobrujsku wydaje się również spłaceniem długu, jaki zaciągnęliśmy w latach 70 i 80, gdy skutecznie pozostawaliśmy wspierani przez instytucje demokratycznego świata. Próba sprowadzenia wystąpień emigrantek białoruskich do pieprznej gadki o cyckach ze strony Żukowskiej - posłanki z Sejmu RP a nie Dumy Rosyjskiej ani kadłubowego parlamentu mińskiego gdzie opozycji w ogóle się nie dopuszcza -  stanowi mimowolne być może wsparcie dla Łukaszenki i rozgrywającego go jak chce dawnego protektora, Władimira Putina. Odwraca uwagę od tego, o co naprawdę toczy się gra na Białorusi. Wbrew bowiem krzywdzącym stereotypom, Białorusini zdolni są do budowy zrębów systemu demokratycznego, udało im się już to na początku lat 90 za rządów Stanisława Szuszkiewicza, zanim nad ich pięknym krajem rozciągnęła się noc dyktatury dawnego wicedyrektora radzieckiego sowchozu i hokeisty-amatora Aleksandra Łukaszenki. 

W obronie dyktatora z sąsiedniego kraju zawiązuje się dziś zadziwiająco egzotyczny sojusz rozciągający się od byłej rzeczniczki SLD po autora z portalu Tysol.pl sygnowanego przez... NSZZ "Solidarność" (chyba, że to fałszywka), któremu nie przeszkadza wprawdzie biust Szostak ale jej wcześniejsze poparcie na Instagramie dla antypisowskiego "ruchu błyskawicy" a nawet... dawny udział w konkursie Miss Polonia. Kiedyś o takich się mówiło: za Rosją jak za matką... Tyle, że od momentu, gdy służby reżimu Łukaszenki przejęły i zmusiły po piracku do lądowania w Mińsku polski samolot, dokonując tym samym aktu terroryzmu państwowego, wspieranie dyktatora Łukaszenki nawet poprzez odwracanie uwagi od protestów przeciw niemu przestało być aktem ekscentrycznej głupoty mieszczącej się w ramach tolerancji przysługującej nawet wrogom wolności a zaczęło - przepraszam za staromodne określenie, ale taka jest kwalifikacji prawna  - zdradą stanu. To już jednak problem dla prokuratora nie komentatora. Pasjonująco za to rysują się obyczajowe konteksty sprawy. Chociaż nie powinny być może szokować, skoro już w połowie ubiegłego stulecia przyszły literacki noblista Czesław Miłosz zauważał, że "jest ONR-u spadkobiercą partia". Obecny sojusz Lewicy z PiS pod obłudnie proeuropejskimi hasłami nie wziął się znikąd.   

Skandalistka Anna Maria Żukowska udowadnia nam, że Lewica wcale nie musi być postępowa. Na kobiety zaś patrzeć może okiem najgorszego seksisty z propagandowych broszurek ruchów feministycznych. Przykład dał niedawno sam lider Włodzimierz Czarzasty. Wicemarszałek Sejmu przez telefon zwymyślał swoją odpowiedniczkę z Senatu Gabrielę Morawską-Stanecką, bo nie podobały mu się jej wystąpienia medialne, a przy tym uznał, że jest ich za dużo. Pewnie, powinna wicemarszałkini w kuchni senackiej siedzieć i pilnować, żeby kawa podawana na konferencjach nie była zbyt mocna, tak bowiem znany kiedyś z afery Lwa Rywina lider Lewicy progresywnej postrzega rolę kobiet w polityce.

Niech Żukowska uważa jednak, bo kto sieje wiatr, zbiera burzę. Nie jest wcale tajemnicą jak wspomniany Czarzasty układał listę do Sejmu z Warszawy przed niedawnymi wyborami do Sejmu. Chodziło o to, by kandydaci na niej pozostawali jak najsłabsi i walczącej o mandat Żukowskiej nie przeskoczyli. Dlaczego tak? Jedna z pokrzywdzonych tymi praktykami - Monika Jaruzelska oceniła, że jest to problem... pomiędzy przewodniczącym Czarzastym i jego małżonką. Nic dodać, nic ująć. Córka dyktatora tematu nie rozwinęła, my też nie zamierzamy, ale ktoś to zrobi na pewno, jeśli Żukowska dalej spróbuje błaznować.

Włodzimierz I. Lenin wspominał o pożytecznych idiotach. Władimir Putin i jego niedawny lennik Aleksander Łukaszenka wciąż z tej instytucji korzystają, wspomniani zaś idioci nie muszą być wyłącznie rodzaju męskiego.

Zdarzają się w przyrodzie posłanki postępowych partii rozumujące po seksistowsku. Czy z chwilą niedawnego wystąpienia Żukowskiej o dekoltach emigrantek ideał polskiej lewicy sięgnął bruku? Raczej magla prasującego, jak się mówiło za komuny, chociaż niby nie ma magli innych niż prasujący. Znamy też serię dowcipów o marynarzu, któremu wszystko kojarzy się z jedną częścią ciała. Jeśli podobne objawy odkrywa u siebie posłanka, to już żaden marszałek ani nawet zastępca nie pomoże, trzeba do lekarza. W tym momencie rozważam zresztą wersję korzystniejszą dla bohaterki tego skromnego tekstu: że nie bardzo wie, co wypisuje i kogo swoją paplaniną wspiera...

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

Aplikacja wio.waw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wio.waw.pl




Reklama
Wróć do